🎶Meant to be - Bebe Rexha (feat. Florida Georgia Line)🎶
Z uporem maniaka tkwiłem w tej małej knajpie, szukając okazji do rozmowy z panną Burke. Nie byłem zadowolony z tego, że siedziałem w tej mieścinie następne dwa dni. Spodziewałem się kolejnego naglącego telefonu od Roberta i obawiałem się, że znowu mogłem go zawieść.
Za każdym razem, gdy wychodziła z kuchni, śledziłem każdy jej ruch, jakby to mogło mi wyjaśnić całą tę dziwną sytuację.
Sydney. Sydney Burke. Nie cholerna Lisa, tylko Sydney!
Zaklaskałbym uszami z radości, ale musiałem się upewnić, czy owa Sydney nie miała jakiegoś rozdwojenia jaźni i raptem nie okazałaby się Lisą. Zastanawiałem się, czy tajemnicza rodzicielka chłopca to także jej matka lub kuzynka, chociaż dałbym sobie łeb uciąć, że w barze żaden z miejscowych nie wspomniał o drugiej Burke. Wiedziałem, że te moczymordy nie były wiarygodnym źródłem informacji i dlatego tak bardzo mnie dręczyło, że nie znałem odpowiedzi na te dwa podstawowe pytania: kim była i co ją łączyło z Lisą i dzieciakiem?
Kilka przeróżnych scenariuszy kotłowało się w mojej głowie i miałem świadomość, że wystarczyło tylko zapytać dziewczynę, by zaspokoić ciekawość. Niestety nie mogłem być tak bezpośredni jakbym tego chciał, a miejscowi nie byli zbyt chętni do pomocy w tej kwestii.
Jeśli za tą całą dziwną historią stał któryś z tych sępów, czyhających na chociaż jeden akr ziemi, to musiałem dać mu odpowiednią nauczkę.Wczoraj zrobiłem mały rekonesans i pojechałem pod adres, który dostałem od Collinsa. Z pewniej odległości obserwowałem domostwo.
Zwykła farma, jakich pełno po drodze, nic specjalnego. Wyglądała na zaniedbaną i wiekową jakby nikt tu nie mieszkał przez dłuższy czas.
Piętrowy dom i dwa niewielkie budynki gospodarcze prezentowały się żałośnie.Jeden podstawowy wniosek nasuwał się sam: wyłudzenie kasy. Proste i najbardziej logiczne wyjaśnienie. Nikt normalny nie chciał by tam mieszkać i najwyraźniej miała dość takiego życia, chcąc w szybki sposób poprawić swój los.
Dziś zamieniłem z nią tylko kilka grzecznościowych zwrotów i cały czas kombinowałem jak wydobyć od niej informacje, których potrzebowałem. Postanowiłem, że samym przesiadywaniem w knajpie nie zdziałam za wiele, bo nie była typem panny, która paplała o swoim życiu z każdym napotkanym klientem.
Trzy razy dziennie jadłem tam posiłki i guzdrałem się z nimi jak najdłużej, a nadal nie znałem żadnych szczegółów, na których mi zależało.Musiałem szybko zmienić strategię.
Nieruchomiałem za każdym razem, gdy przechodziła obok mojego stolika. Delikatny owocowy zapach unosił się przez chwilę i znikał zaraz za nią. Ta cholerna woń wpychała się do moich nozdrzy razem z aromatem prażonej cebuli i smrodem tej lury, którą nazywali tu kawą. Najdziwniejsze, że taka mieszanka była całkiem przyjemna dla nosa.
W tej chwili kartkowałem prasę, którą kupiłem po drodze, ale tak naprawdę nie spuszczałem wzroku z dziewczyny.
Nawet nie zauważyłem mężczyzny stojącego obok mojego stolika. Dopiero głośne chrząknięcie sprawiło, że przeniosłem swoje spojrzenie w jego kierunku.Postawny policjant łypał na mnie pochmurnym wzrokiem i bezceremonialnie poprawił czarny pas z bronią.
- Witam. Mogę zająć chwilę ? - zagadnął i nim zdążyłem odpowiedzieć, usiadł za stołem odkładając na kanapę swój jasny kapelusz.
- Proszę...- Uniosłem brew ciekawy, co ma do powiedzenia.
Posturą niewiele brakowało mu od mojej, ale byłem przekonany, że w razie potrzeby spokojnie dałbym sobie z nim radę.
Dostrzegłem na mundurze nazwisko "L.Mills" i naszywkę z logiem biura szeryfa na rękawach.
CZYTASZ
RANCZER
RomanceJarrod Sanders od dekady pracuje na ogromnej farmie Collinsów w południowym Teksasie. Swoją ciężką pracą i silnym charakterem zyskał szacunek samego szefa, który traktuje go niemal jak syna. Gdy samotny i bogaty właściciel rancza podupada na zdrowi...