Rozdział 10 cz. I

3.1K 191 4
                                    

— Szlag by to — warknął mężczyzna pod nosem.

Próbował odpalić samochód, ale nie był w stanie. Jego bryka zdechła i nie odpowiadała. Tylko nie to — pomyślałam. Nie wytrzymam tego. I tak oboje byliśmy już podenerwowani. Powiedzieliśmy sobie kilka przykrych słów, których nie będziemy mogli cofnąć, bo tak działa ten świat. Zazwyczaj starałam się hamować, ale przy nim, nie jestem w stanie. Wychodzi ze mnie zwierzę. Mam ochotę zadać mu cios, a później, kiedy zostaję sama dopadają mnie wyrzuty sumienia. Zatrzymuje się, przestaje ruszać, dotykam po ciemku lustra i wpatruje się w siebie. Wtedy widzę otaczający mnie mrok. Ale nie widzę łez, które płyną strumieniem wzdłuż moich policzków. Jedynym dźwiękiem w moim mieszkaniu jest odgłos pociągania nosem.

Zadaje sobie wtedy tylko jedno pytanie: to naprawdę jestem ja? Za każdym razem, gdy słyszę odpowiedź upadam, a serce mam złamane. Nie chcę być zgorzkniałą trzydziestopięcioletnią kobietą. Ale jestem. Czasu nie zatrzymam. Nie wymażę magiczną gumką swojej przeszłości. 

Jak mogłaś to zrobić? — pytałam się w myślach za każdym razem. Jak mogłaś posunąć się o taki krok? Wtedy właśnie wybucham, bo nie potrafię odpowiedzieć sobie na żadne z tych pytań. Przestaje panować nad swoim ciałem. Nad swoimi odruchami. Niszczę wszystko, co wpadnie mi w ręce. Rozwalam cenne dla mnie przedmioty. A później... spędzam godziny na sklejaniu ich klejem. Niestety nigdy już nie wyglądają tak jak przedtem, ale tak samo jest przecież z ludźmi.

 W jego towarzystwie zawsze musi się coś wydarzyć. Złoszczę się na mojego byłego przyjaciela. Przynosi mi pecha! Sam też nie wytrzymuje i wali dłonią w kierownicę.

— Może wysiadłbyś z samochodu,  i jak każdy normalny facet zajrzał pod maskę? — mruknęłam, nawet na niego nie patrząc.

Chciałam wbić mu szpilkę i chyba mi się to udało. Poderwał głowę i odwrócił się w moją stronę.

— Boże, Gina, przestań być wiecznie suką. Gdybyś  się nie napiła nie musiałbym się tutaj z tobą męczyć.

No nie... Tego już za wiele. Złapałam go za koszulę i przyciągnęłam do siebie.

— Gdybyś nie udawał, że coś cię boli nie musiałbyś mnie znosić — warknęłam i puściłam go.

Wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami. Oczywiście wysiadł zaraz za mną. Nie słuchałam go, gdy za mną wołał. Szłam poboczem przed siebie. W oczach zbierały mi się łzy. Byłam bezsilna. Ten tydzień od początku zapowiadał się ciężko.

— Gina, do jasnej ciasnej, wracaj tutaj! — zawołał.

Zatrzymałam się, i bardzo wolno odwróciłam do niego. Uśmiechnęłam się i pokazałam mu środkowy palec. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zamroziło go. Ruszyłam dalej. Coś czuje, że tego dnia nogi wejdą mi do dupy, jeśli przejdę taką trasę. Wcześniej jechaliśmy do jego domu może z dwadzieścia pięć minut. 

 Kopałam kamyki prawie przy każdym kroku.  Poczułam też pierwszą krople deszczu.

— Jaja sobie ze mnie robisz? — zapytałam, patrząc w niebo.

Nadciągały ciemne chmury. Szłam jednak dalej. Nie wrócę do niego. Nie wygra ze mną. Jestem uparta. Dam sobie radę. Nie złamie mnie ponownie, bo już jestem złamana. Jedną nogą i tak byłam już gdzieś indziej. Tam przynajmniej nie będzie smutków. W takie dni jak dzisiaj marzyłam, aby się napić, aby poczuć promile, i przystać myśleć. Ale tego też nie mogłam zrobić. Moje życie to jedne wielkie ograniczenia. Tego ci nie wolno, to nie wypada... Głowa mi eksplodowała. Aż tu nagle zostałam zatrzymana w pół kroku. Alessandro dyszał jakby przebiegł pieprzony maraton.

— Dlaczego się nie zatrzymałaś? — zapytał.

— Widocznie nie chciałam — powiedziałam.

W rzeczywistości wcale go nie słyszałam. Tak bardzo zabłądziłam w swoich myślach. Nieustannie mi się to zdarzało.

— Przepraszam — wydukał na wdechu. — Naprawdę Gina. Wkurzyłem się, bo tego ranka miałem podjechać na stację benzynową, a oboje wiemy, że do niej nie dotarłem.

Westchnęłam przeciągle. Zaczęło kropić coraz bardziej.

— No i co teraz zrobimy? — zapytałam.

— Jeśli masz ze sobą telefon to zadzwonimy po Beatrice.

Przez krótką chwilę miałam ochotę przewrócić oczami. Na szczęście zdołałam się powstrzymać.

— Został w twoim samochodzie — rzuciłam. Nie chciało mi się z nim rozmawiać. Więc zaczęłam iść w stronę pojazdu. Szliśmy ramię w ramię. Ledwo sięgałam mu do brody. Był jak pluszowy misiek, do którego kiedyś lubiłam się przytulać. Stawałam na palcach, zarzucałam mu na szyję ręce i zapatrywałam się w niego. A on... obejmował mnie jedną dłonią w tali, a drugą zawsze kładł na moim policzku. Zawsze w takiej pozycji złączaliśmy swoje usta, a ja nie mogłam przed nim ukryć jak mięknął mi nogi. Kradł mi każdy oddech i był doskonałym złodziejem, bo kilkanaście lat temu potrafił skraść mi serce.

Oboje byliśmy przemoknięci do suchej nitki. W powietrzu czuć było burzową aurę. Identycznie było pomiędzy nami. Dotarliśmy na miejsce i od razu zerknęłam na siedzenie. Tylko nie to!  —prawie zawyłam. Chwyciłam się za głowę.

— Co jest, Gina? — zapytał.

Przymknęłam oczy. Przytłaczało mnie to. Przez cały czas wydawało mi się, że idę pod górkę. Ale wciąż nie udaje mi się dotrzeć na  szczyt. Nigdy nawet nie byłam blisko tego szczytu. Jaką trasę jeszcze będę musiała przejść, aby odetchnąć na nim?

— Musiałam zostawić torebkę w twoim dom — z trudem udało mi się wykrztusić te słowa.

Alessandro walnął dłonią w dach. Pojedyncze krople deszczu spadały na mnie. Mogłabym nawet pomyśleć, że oczyszczały mnie z grzechu. Niestety wszystko to było złudzeniem... Krótką nadzieją, której tak bardzo potrzebowałam się złapać.

— Wsiadaj do środka. Inaczej obudzimy się jutro z katarem i gorączką.

Nie słuchałam go. Usiadłam po turecku na ziemi. Naszła mnie ochota, żeby się położyć, ale nie chciałam go wystraszyć.

— Musisz mi robić na złość? — zapytał.

Otworzyłam oczy. To był pierwszy raz, gdy spojrzałam na niego inaczej. Wyłączyłam myśli i skupiłam się na sercu. 

Przypomniałam mi się dzień, w którym go poznałam. Od razu zapragnęłam, żeby stał się moim przyjacielem. To pragnienie stało się rzeczywistością. Bardzo długi czas nie mogłam uwierzyć, że Alessandro, kolega mojego brata zwrócił uwagę też na mnie. Nie traktował mnie jak zabawki. Nie wykorzystywał mojej słabości do niego. Rozmawiał ze mną. Dzielił się swoim przeżyciami. Później poznaliśmy Dantego. Dokładnie trzy miesiące później zamieszkał dwa domy od nas. Połączyliśmy się niewidzialną nitką, którą później zerwaliśmy. 

 Ludzie nie mogli zrozumieć, że zaprzyjaźniłam się z chłopakami, ale ja... czułam się bezpiecznie w ich towarzystwie. Chronili mnie i opiekowali się mną na każdym kroku. Szkoda tylko, że nie umieli ochronić mnie przed sobą.

— Gina! — warknął. — Wsiądź do tego samochodu. Nie będziesz mogła pracować, jeśli zachorujesz.

Zapłonął we mnie ogień.

— Dobra! — wrzasnęłam. Wstałam z miejsca. Podeszłam do samochodu i w chwili, w której miałam wsiąść do środka zamarłam. Z naprzeciwka nadjechał pick-up. 

— Potrzebujecie pomocy? — zapytał osiemnastoletni chłopak, przez otwartą szybę. A przynajmniej na tyle lat mi wyglądał. 

— Tak! — powiedzieliśmy jednocześnie.

Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem. Facet jednak szybko skupił się na młodszym mężczyźnie. 

— Możesz podwieźć nas do miasta? — zapytał.

— Wsiadajcie — odpowiedział.

Usiadłam na tylnym siedzeniu. Nie zamieniłam już z nikim słowa. Widziałam jak Alessandro zerkał na mnie w lusterku, ale ignorowałam go. Marzyłam tylko o ciepłej kąpieli. Może jeszcze o kimś, kto pomógłby mi zapomnieć.

SZEF KUCHNI. TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz