Rozdział 7

309 49 14
                                    

Remus POV

Przycisnąłem się jeszcze bardziej do ściany, położyłem dłoń na moim brzuchu. Poczułem jakby moje jelito mi w nią przywaliło, próbując przybić zbyt bolesną piątkę.

Minęła może minuta, nie wiem, nie liczyłem czasu, jednak mniej więcej po tym czasie wszystko zaczęło się powolnie uspokajać. Wewnętrznie prosiłem, żeby działo się to szybciej, błagałem o to.

Nie miałem pojęcia ile czasu minęło, może kilka minut, może kilka sekund chciałem, żeby to były minuty.

Przetarłem czoło, z którego spływały strugi potu.

Starałem się w głowie powtarzać, że to tylko moja wyobraźnia, że to tak na prawdę się nie dzieje. Sam w to nie wierzyłem. Starałem się zaufać tej ostatniej trzeźwej części mojego organizmu, lec nie potrafiłem.

Ta reszta była zbyt przekonująca. Zbyt realna.

Mój umysł starał się z tym walczyć, ja starałem się to pokonywać, ale ta zniszczona przez miksturę część mnie szeptała mi w głowie, że to jej mam wierzyć.

Zaciskałem powieki tak bardzo, jak tylko potrafiłem. Nie chciałem ich otwierać. Nie chciałem widzieć co się dzieje. Nie chciałem wiedzieć co ten eliksir stwarzał.

- Otwórz oczy! - krzyczał mi głos w głowie.

- Nie, nie - szeptałem z nadzieją, że to się skończy.

Jednak on ciagle to powtarzał.

Powtarzał mi takie piękne kłamstwa, w które uwierzyłem.

Otworzyłem oczy, które zamiast dostrzec pięknego pokój zobaczyły scenę jak z horroru, na który nie chciałbym iść.

Chciałem natychmiastowo ponownie zamknąć oczy, jednak nie mogłem. Starałem się najbardziej jak potrafiłem, ale nie byłem w stanie.

- Chodź do mnie - mówił mi mały potworek.

Wyciągnął rękę w moją stronę, ja podałem mu swoją, następnie się podniosłem.

Nie wiedziałem, dlaczego to zrobiłem. Na prawdę tego nie chciałem. Czułem, że musiałem.

Spełniłem jedną jego prośbę, prośbę o otworzenie oczu, a potem jak z automatu ulegałem.

Mogłem spełniać każdą pojedynczą jego zachciankę. Zrobiłbym wszystko co by zechciał.

A niczego z tych rzeczy nie chciałem.

Moje stanowcze nie, zachowaniem pokazywało wielką uległość.

- Nie! Nie! - krzyczałem, gdy z ściany wysunęła się głowa wilkołaka po przemianie.

Widziałem w nim potwora. Widziałem w nim siebie.

- Podejdź do mnie - mówił spokojnie.

Stawiałem coraz większe kroki w jego stronę. Starałam się zatrzymać, starałam się przestać iść, starałem się, ja na prawdę się starałem.

Jednak moje nogi mnie nie słuchały, robiły wszystko czego oni chcieli.

Mój organizm starał się walczyć, jednak moje ciało poddało się ich wymaganiom.

Szeptał mi go głowy urocze słówka, porady. Przez nie podchodziłem do niego coraz bliżej, aż w końcu stałem idealnie przed nim.

- Jaki głupi - zawył ze śmiechem. - Wierzysz mi? Ja już się nie dziwie, że uwierzyłeś w te kłamstwa, że jako wilkołak sobie radzisz - ciagle się śmiał. - Wierzysz, że oni się z tobą przyjaźnią przez to jaki jesteś? Nie! Przez to, że im pomagasz z zadaniami. Inaczej by nawet na ciebie nie spojrzeli.

behind the letters ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz