Rozdział 2

495 58 17
                                    

James POV

Spojrzałem na Petera i ze zniecierpliwieniem czekałem, aż się w końcu odezwie.

- Trochę się uciszył, nie wchodziłem do niego, więc nie wiem jak jest, mogę jedynie obstawiać po tym co słyszę, że jest coraz lepiej - Peter wytłumaczył mi co się działo, gdy byłem nieobecny.

- To wcześniej było gorzej? - zapytał smutno Syriusz, w odpowiedzi skinąłem głową w jego stronę.

Do pomieszczenia wleciała sowa z listem, upuściła go i wyleciała, po list poszedł Syriusz i odczytał jego treść.

- „Księga mikstur, strona 405, oraz Księga zaklęć, strona 386, w ten sposób będziemy się komunikować.
Miłych mikstur. L."

- To mikstury czy zaklęcia? O co w tym wszystkim chodzi? - zajęczał Syriusz.

- Nie wiem, sprawdźmy te strony - zaproponowałem, a następnie podniosłem książkę. - Która strona była w tej z miksturami?

- Czterysta piąta - odpowiedział jeden z nich, a ja szybko poprzewracałem kartki, aby dotrzeć na nią.

- Mam! - krzyknąłem zadowolony. - Patrzcie, po prostu trzeba to wymieszać i powiedzieć to zaklęcie. - wytłumaczyłem.

Brzmiało to tak prosto.

- To kto co robi? - zapytał ciągle zdezorientowany całym zamieszaniem Black.

- Wy to wymieszajcie, składniki są tam, gdzie były książki, ja postaram się nauczyć tych zaklęć -mówiłem dość spokojnie.

Wyciągnąłem różdżkę, a następnie zacząłem nią poruszać. Robiłem to niemal tak samo, jak było pokazane na wskazanej stronie. Jeszcze kilka prób i dojdę do perfekcji.

Po kilkunastu powtórzeniach mogłem stwierdzić, że wychodzi mi dobrze.

Ale czy wystarczająco?

Starałem skupić się na własnych myślach, nie zwracając uwagi na Remusa, będącego pod nami, jednak nie udało mi się to.

Przesiedziałem kilka minut nic nie robiąc, bo zaklęcia nauczyłem się już na pamięć. Jeśli
nie zrobię tego poprawnie po tamtym, to nigdy nie zrobię tego odpowiednio. Smutno wsłuchiwałem się w coraz cichsze krzyki nastolatka. Tracił siły, a to ich najbardziej potrzebował, aby przetrwać próbę, na którą go wystawiono.

Po pewnym czasie zamilkł całkowicie, starałem się myśleć pozytywnie, bo może oznaczać to, że z nim jest już lepiej.

A co jeśli już nie żyje?

A co jeśli zemdlał?

A co jeśli stało mu się coś poważnego?

I moje pozytywne myślenia zakończyło się w momencie pojawienia się tych trzech pytań w mojej głowie.

Zwykle byłem pozytywny, lecz gdy chodzi o coś zagrażające zdrowiu kogoś z moich przyjaciół lub rodziny moje pozytywne myślenie szybko uciekało z mojego umysłu i pojawił się czysty strach i panika.

Dość kiepski zamiennik.

- Żyjesz tam? - spytał Pettigrew, podchodząc do mnie.

- Tak, tak, zamyśliłem się - odpowiedziałem dość szybko. - Jak wam wychodzi?

- Chyba dobrze, narazie musimy poczekać dwie godziny, po dodaniu tam tego robaka - rzekł, a ja pokiwałem głową.

Robaka? Dziwne te składniki, bardziej jakbyśmy mieli go otruć i zabić niż uratować.

I to właśnie była to panika, o której wspominałem wcześniej.

- Niedługo będzie już dobrze - mruknąłem. Proszę, usłysz mnie stamtąd.

Nawet nie byłem pewien, czy mówię to niego, czy chce sobie samemu to wmówić. Mój umysł podpowiadał mi, że ta druga opcja jest prawidłowa.

Chciałem wierzyć, że wszystko się uda i zaraz będzie dobrze, ale nie potrafiłem.

Przerażało mnie to wszystko i nie byłem w stanie zapanować nad swoimi myślami, chciałem w to uwierzyć i jednocześnie podnieść na duchu przyjaciela, lecz nic z tego mi nie wychodziło.

Bo chłopak ciagle krzyczał tak samo boleśnie jak wcześniej.

Jednak już nie był cicho, dawał po sobie znaki życia.

Ta przemiana tym razem nie wykończyła tylko jego, a nas wszystkich.

O ile to coś w ogóle można nazwać przemianą.

- Będzie dobrze - powiedziałem o wiele ciszej niż wcześniej. Tym razem mówiłem to wyłącznie do siebie.

Przesiedzieliśmy w ciszy, prawie dwie godziny. Nikt z nas się nie odzywał, bo nikt nie miał pojęcia co w obecnej sytuacji może powiedzieć.

Ta cisza była okropna.

Okropna, bo pokazywała prawdę. W tym momencie nie byliśmy roześmianymi nastolatkami, dla których liczyła się zabawa, w czasie ciszy staliśmy się zmartwioną grupą przyjaciół, bojącą się o życie jednego z nich.

Jeśli zrobimy coś nie tak, jeśli ja wypowiem źle zaklęcie, to on może umrzeć.

Krążyło to po mojej głowie przez te dwie godziny.

STOP. DOŚĆ. KONIEC.

behind the letters ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz