Oneshot 1

499 35 40
                                    

By @Ziemniak2000 dedykowany @MeryPery234_  

Za oknem księżyc świecił już wysoko na niebie; słychać było jedynie grę świerszczy i cichutki szmer liści rosnącego nieopodal rozłożystego dębu.

Geralt nie spał. Leżał w łóżku i patrzył na śpiącego obok Jaskra. I rozmyślał.

Czym sobie zasłużył na tego mężczyznę? Czy był go wart? W końcu, czym był on - nielubiany, wzbudzający przerażenie i odrazę mutant - przy bardzie nad bardami? A jeśli nie byli sobie przeznaczeni? Jeśli to wszystko była iluzja, sen? 

Wcześniej wspomniany bard nad bardami przewrócił się na drugi bok i zaczął wydawać z siebie bliżej nieokreślony, acz muzykalny dźwięk, który Geralt osobiście i ku irytacji Jaskra nazywał "pufaniem". Po chwili poeta otworzył oczy i spojrzał na towarzysza z niejakim oburzeniem. 

- Geralt. Przytul mnie. - rozkazał nieco jeszcze sennie.

- Dlaczego bym miał? - wiedźmin uśmiechnął się złośliwie.

- Bo mi zimno. - Jaskier zrobił minkę "słodkiego pieska". Białowłosy westchnął i przyciągnął do siebie trubadura, który wyraźnie ukontentowany, położył się na piersi wiedźmina i znów zasnął, tym razem z błogim uśmiechem na twarzy.

Geralt nie zdawał sobie sprawy, kiedy minęła godzina, dwie, trzy... nie zauważył, że obudzony już poeta przypatruje mu się w milczeniu - co, jak na Jaskra, było niesamowite.

"Ależ szczęściarzem jestem" - pomyślał bard z czułością, po czym dodał - "Ale on - też". Uśmiechnął się. 

- Geeeeeeeraaaltt? - zdziwiony wiedźmin aż podskoczył lekko na łóżku, zaskoczony; spojrzał na kochanka. 

- Nie wiedziałem, że się obudziłeś. - wyznał i zmieszał się, gdy trubadur przewrócił oczyma. Białowłosy wstał i zaczął się ubierać, odrzucając przy tym kołdrę, która przypadkiem (a przynajmniej Geralt udawał, że tak było) wylądowała prosto na twarzy poety.

- Geralt. Geralt. Geralt... - rozległo się spod kołdry.

- Co? - prychnął, obróciwszy się.

- Ładne masz imię. Takie niezwykłe. - stwierdził ni stąd, ni z owąd Jaskier, wciąż zakopany głęboko pod kołdrą.

- Tak? Ty też, wiesz? - wiedźmin uśmiechnął się złośliwie. - Jaskier, Jaskier, Jaskier... - zaczął powtarzać, z niespodziewaną dokładnością imitując głos ukochanego.

- Nie papuguj! - żachnął się Jaskier, w przypływie emocji wynurzając się spod kołdry.

- Nie papuguję. - odparł spokojnie wiedźmin. - Powtarzam. 

- Przestań! - bard usiadł na łóżku.

- No dobrze. - westchnął Geralt. 

- Ufff... - poeta znów opadł na poduszkę, czując, że zdecydowanie nie jest jeszcze gotowy na opuszczenie ciepłego łóżeczka.

- Przestań, Geralt! - wiedźmin ponownie zmienił głos i udał trubadura, uśmiechnął się i szybko wyszedł. Ułamek sekundy później, w stronę drzwi poleciała poduszka i rozległ się wysoki, zirytowany głos.

- Geralt!

***

- Geraaaaalt, nogi mnie bolą...- jęknął Jaskier.

- Jakoś nigdy wcześniej cię nie bolały - wiedźmin odwrócił się w siodle - A chodziłeś całymi dniami. 

- Ale  t e r a z  mnie bolą. - poeta nie dawał za wygraną. Geralt westchnął. Zatrzymał Płotkę i wyciągnął rękę do kochanka. Ten drugi aż zachłysnął się powietrzem.

- Ja... ja na Płotkę? - spytał z niedowierzaniem i niemalże nabożną czcią, a jego błękitne oczy rozbłysły. Białowłosy kiwnął głową ze zniecierpliwieniem. 

- Tak, ty na Płotkę. - wiedźmin uśmiechnął się chytrze. - No, ale skoro nie chcesz...

- Nie, nie, nienienie! Geralt, zaczekaj! Ja chcę! - zapewnił szybko Jaskier - Tylko, ty, uhm... nigdy mi nie pozwalałeś nawet jej dotknąć! - nie przestając mówić, chwycił rękę Geralt i wskoczył na siodło. 

- Dlatego to ostatni raz. - wtrącił cicho Geralt. 

Koń ruszył z wolna; bard zachwiał się i chwycił wiedźmina w pasie. Zabójca potworów tylko mruknął. Jechali w ciszy. Ale tylko przez chwilę.

- Geraaaaaallltt...

- Co?

- A zajedziemy do miasta? - Jaskier zrobił słodką minkę i zatrzepotał komicznie rzęsami.

- Po co? - prychnął wiedźmin.  

- No, bo jest festyn. I będzie muzyka. I jedzenie! - odpowiedział z uśmiechem trubadur, wiedząc, że prędzej czy później i tak uda mu się przekonać ukochanego. Zawsze mu się udawało, choć Geralt za nic by się do tego nie przyznał. - Nie musisz iść, jeśli nie chcesz! - dodał pospiesznie, a jego uśmiech poszerzył się. 

Geralt pokręcił głową, jakby nie dowierzając sam sobie i skręcił w lewo, na drogę prowadzącą do miasta. 

***

- Jaskier, nie. 

- Patrz, Geralt, ja się go wcale nie boję! - powiedział Jaskier, podchodząc do kamienia, spod którego wystawała głowa zielonego jaszczura.

Zwierzę syknęło, a poeta z panicznym wrzaskiem cofnął się o kilka kroków. Wiedźmin, nie mogąc zdusić śmiechu, parsknął z cicha. Bard spojrzał na niego z wielkim oburzeniem, po czym zacisnął usta.

- Ja... Ja tylko go podpuszczam. - oznajmił hardo, po czym znów zaczął się zbliżać do zwierzęcia. Był już zaledwie kilka kroków od niego, gdy jaszczur poruszył się i zaczął wychodzić spod kamienia.

Okazało się, że jaszczur był zdecydowanie większy, niż przypuszczali.

Geralt zaklął głośno i wyciągnął miecz z pochwy. 

Jaskier zaś, wyciągnąwszy ręce przed siebie, zaczął się powoli cofać przed potworem, który okazał się mieć bite dwa metry wysokości. 

- Dobra jaszczurka, dobra jaszczureczka... - mówił poeta cicho, drżącym głosem, wciąż się cofając. Nagle potknął się o kamień i przewrócił na plecy.

- Jaskier, uciekaj na mój znak. - syknął Geralt, szykując się do uderzenia. - Teraz! - bard zerwał się na nogi i, raz w życiu postanowiwszy posłuchać wiedźmina, rzucił się do ucieczki. Kiedy uznał, że znalazł się dość daleko, zwalił się na ziemię pod drzewem. Oddychał ciężko, a jego serce waliło jak młotem. 

Po chwili usłyszał kroki i otworzył oczy, by ujrzeć klękającego przy nim Geralta. 

- Nic Ci nie jest? - spytał cicho wiedźmin, nie starając się nawet ukryć strachu i troski w głosie. 

- Geralt... Geralt- - Jaskier nie wiedział, co powiedzieć. Było mu głupio - a to było u niego rzadkością. W końcu zebrał się na odwagę. - Ja - ja prze-praszam. - wyjąkał. Zabójca potworów patrzył na niego przez chwilę w milczeniu, po czym przyciągnął go do siebie w mocnym uścisku. - Ja- nie wiedziałem, że... nie pomyślałem- ty-tty mi wybacz-czasz? - poeta nie mógł przestać się trząść jak liść. 

- Oczywiście, że Ci wybaczam, ty idioto. - uśmiechnął się Geralt - Tylko następnym razem mnie posłuchaj, zanim coś zrobisz. 

- I tak wiesz, że tak nie będzie. - trubadur podniósł głowę, uśmiechając się lekko, odzyskując powoli wigor.

- Wiem. - wiedźmin zaśmiał się cicho i delikatnie pocałował barda w czoło. - Wiem, Jaskier.

Seria chwil z życia Geralta i Jaskra. 


Cena życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz