5. Dzień, w którym zostałam pozbawiona nadziei.

574 42 4
                                    

Od tamtego feralnego dnia minęło kilka dobrych lat i wiele się zmieniło. Niestety, nie na lepsze; życie obdarło mnie ze wszystkich pozytywnych uczuć, które, niby maleńki płomień, tliły się jeszcze gdzieś w najczarniejszych zakamarkach mojej duszy.

Ze stratą Itachiego zdołałam się już pogodzić. Z wielkim trudem, ale zdołałam. Po naszym spotkaniu próbowałam go szukać przez jakiś czas – aż kolejna szpila nie została wbita w moje serce. Sasuke został porwany, a w dodatku nie wbrew sobie, jak się później okazało. Odszedł od nas, szukając mocy. Porzucił wioskę. Swoich przyjaciół.

Porzucił mnie. Jako kolejny.

Kiedy ten fakt wyszedł na jaw, postanowiłam po prostu się poddać. Ta bierność była czasem powodem mojego wstydu, gdyż Naruto, który znał go krócej, nadal zawzięcie starał się sprowadzić go do domu. Za to ja, praktycznie siostra Sasuke, całkowicie odsunęłam go od siebie.

Czy można mnie za to winić? Może tak, może nie. Ja w każdym razie się nie obwiniałam. Miałam dość przywiązywania się do ludzi, którzy zawodzili moje zaufanie. Strata bolała za bardzo. Dlatego całą moją uwagę skupiłam na wykonywaniu misji i dbaniu o moją mamę. Była jedyną osobą, w której mogłam czuć oparcie. Nawet członków mojej drużyny, Sayuri i Keijiego, nie dopuszczałam do siebie za blisko. Nie chciałam znowu popełnić tego błędu.

To głównie misje sprawiały, że czułam się żywa. Dostarczały mi adrenaliny i emocji, których tak bardzo potrzebowałam. Kilka razy nawet otarłam się o śmierć i, co ciekawe, to wpływało na mój stan psychiczny najlepiej. Ironiczne, co? Tylko kontakt ze śmiercią pozwalał mi na życie.

Nie brałam jednak udziału w żadnej misji związanej z poszukiwaniem młodego Uchihy. Po tym jak dowiedziałam się, że Itachi jest członkiem Akatsuki, unikałam też tych związanych w jakiś sposób z tą organizacją. Wszystko, aby odciąć się od wspomnień. Od tego klanu.

Z nikim innym nie udało mi się utworzyć takich więzi, jak z braćmi Uchiha. Może czasem czułam się trochę samotna, ale przynajmniej, po kilku latach, nie odczuwałam tego przeklętego ścisku w klatce piersiowej za każdym razem, kiedy myślałam o przeszłości. Pogodziłam się z nią. Ich już nie ma i nie będzie.

Los nie okazał się dla mnie łaskawy. Po tak długim czasie uciekania od Akatsuki, przeznaczenie w końcu mnie dopadło. W wieku dziewiętnastu lat przeżyłam atak Paina na wioskę.

To wydarzenie zaliczam do najbardziej traumatycznych. Potężny, przerażający wróg. Krew. Setki ofiar. Leżący na ulicach ninja i cywile. Ruiny budynków. I moja mama, która nie zdołała z jednej z owych ruin uciec.

Mimo że jakimś cholernym cudem wszystkie ofiary nagle wróciły do życia, a naszym bohaterem został Naruto, widok mojej mamy w kałuży krwi, usilnie starającej się wyczołgać spod gruzu, został na zawsze wypalony w mojej pamięci. Był obrazem, który w przyszłości regularnie pojawiał się w moich koszmarach.

Po wyczerpującej walce z Painem, Naruto dołączył do mnie, kiedy wybierałam się do mojego domu, aby sprawdzić jak bardzo jest uszkodzony. Było to dla mnie niemałym zaskoczeniem – odkąd podjęłam decyzję, aby kompletnie zapomnieć o Sasuke, prawie w ogóle ze mną nie rozmawiał. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.

– Nie miałem jakoś okazji powiedzieć ci tego wcześniej, tak dużo się działo... Kiedy wróciłem do Konohy, akurat byłaś na jakiejś misji, potem przeżywałem stratę Zboczonego Pustelnika, spędzałem całe dnie na treningach, a teraz to...

Zmarszczyłam brwi. Do czego on zmierzał?

– Wiem – kontynuował – że to jest część twojego życia, o której próbujesz zapomnieć, ale z uwagi na to, że byłaś mocno związana z Sasuke...

– Nie – przerwałam mu. – Mówiłam ci już wiele razy, że nie mam zamiaru go szukać. On poszedł swoją drogą, ja idę swoją. Możesz mnie uważać za słabą, nie obchodzi mnie to. Osiągnęłam spokój umysłu, po tylu latach. Nawet nie ośmielaj się go burzyć.

– Nie, nie o to chodzi.

Przyspieszyłam kroku. Rozzłoszczona, próbowałam odejść jak najszybciej, ale poczułam mocny ucisk jego dłoni na moim nadgarstku. Zatrzymałam się, przewróciłam oczami i spojrzałam na niego z wyrzutem.

– Naruto, ja nawet nie chcę wiedzieć o co chodzi – wysyczałam. – Nie interesuje mnie nic związanego z...

– Sasuke dokonał swojej zemsty.

Tym zdaniem zbił mnie z pantałyku. Nie wiem, jakiej reakcji oczekiwał. Dzikiej radości? Płaczu? Wyrywania włosów z głowy? Niedowierzania? Nie wiem. Na pewno nie oczekiwał tego, że będę wpatrywać się w niego pustym, obojętnym wzrokiem. Skierowałam oczy ku ziemi.

– Czy to znaczy, że... Itachi...?

– Tak.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Naruto dodał:

– Uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć.

– Rozumiem. Przepraszam, że nie pozwalałam ci dojść do słowa. Ale, tak jak mówiłam, nic, co jest z nimi związane, już mnie nie obchodzi. Śmierć Itachiego również.

To kłamstwo wyszło z moich ust zbyt łatwo. Tak długo broniłam się przed wszystkim, co kojarzyło mi się z Itachim i Sasuke, że wydawało mi się, iż zostałam wyzuta ze wszystkich ciepłych uczuć do nich. Naruto tym jednym zdaniem przebił się przez moją obronę, zrobił w niej wyrwę.

Pożegnałam się z nim i ruszyłam sama w dalszą drogę, aby nie widział smutku, który zaczął strużkami odznaczać się na moich policzkach.

W moich koszmarach pojawiło się kolejne ciało.

Siedem dni [Itachi x reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz