Rozdział 6

142 8 0
                                    


15:28

Faza czwarta: Smutek

Od kiedy dowiedziałam się, dlaczego tak naprawdę Blake nie chce walczyć o swoje życie wcale nie jest mi łatwiej. Oczywiście wiem jak bardzo szlachetne jest jego zachowanie, jednak nie potrafię pogodzić się z tym, że jest to konieczne. W takich momentach zaczynam wątpić w sprawiedliwość. Jak to jest możliwe, że w XXI wieku nadal ludzie oddają za siebie życie. Dlaczego Blake nie okazał się mniej empatyczny? Dlaczego jego przyjaciel miał wypadek? Dlaczego chłopak, w którym zaczęłam się zakochiwać, musi walczyć o życie innych zamiast o swoje?

***

Blake rozmawiał z kimś po hiszpańsku przez telefon, a ja kończyłam jeść pizzę, którą udało mi się dla nas przemycić do szpitala. Nie czułam jednak żadnego smaku. Moje gardło było ściśnięte ciągłym płaczem, a brzuch zaciskał się coraz ciaśniej.

-Buena suerte y hasta luego.-powiedział Blake i rozłączył się.

Chłopak wydawał się zadowolony z siebie, ale nie mogłam powstrzymać się i nerwowo zapytałam:

-Wszystko w porządku?

-I to najlepszym. -powiedział wesoło. - Otworzyłabyś okno?

Podeszłam do okna i otworzyłam je. Kiedy się odwróciłam Blake przyglądał mi się szelmowsko.

-O co chodzi?

-Bardzo dobrze wyglądasz w tym stroju pielęgniarki. -powiedział i obdarzył mnie najgorętszym z uśmiechów.

-Jak byś jeszcze nie zauważył jestem pielęgniarką.

-Ale nie zmienia to faktu, że wyglądasz nieziemsko. -powiedział

Mimowolnie się uśmiechnęłam, jednak, kiedy tylko kąciki moich ust się podniosły to znowu poczułam ciężar opadający na moje serce.

-Znowu jesteś smutna. -potwierdził moją minę Blake.

Poczułam, że się kurczę, pomieszczenie zaczęło się wydawać coraz mniejsze, a mój oddech szybszy.

-Podejdź. -usłyszałam w oddali głos Blake'a, jednak przed oczami widziałam już czerń. -Niech ktoś jej pomoże! -krzyknął chłopak.

Ja jednak już nic więcej nie słyszałam.

***

16:48

Światło. Mocne światło jakby z latarki raziło mnie w oczy. Moje powieki były ciężkie jednak udało mi się je otworzyć. Zobaczyłam doktora Vissera pochylającego się nade mną.

-Obudziła się.

Odruchowo próbowałam się podnieść, jednak lekarz delikatnie przytrzymał moje barki uniemożliwiając mi to.

-Nie wstawaj jeszcze. Nie widzę żadnych obrażeń jednak musimy być ostrożni.

-Co się stało? -zapytałam wpatrując się w sufit nade mną.

-Zemdlałaś. Chyba wydarzenia dnia dzisiejszego cię trochę przerosły. -usłyszałam smutny głos Blake'a.

-Do był pewnego rodzaju atak paniki, który twój organizm stłumił, przez co zemdlałaś. Choć spróbujemy powoli wstać. -odpowiedział spokojnym głosem Willem.

Mężczyzna powoli podniósł mnie, a następnie posadził na fotel obok łóżka Blake'a.

-Zaraz poproszę którąś z pielęgniarek, żeby przyniosła ci wodę i coś słodkiego.

-Nie trzeba. Wszystko dobrze. -przerwałam i próbowałam wstać, jednak w momencie, w którym się podniosłam poczułam, jak kręci mi się w głowie i powoli tracę równowagę.

Doktor Visser po raz kolejny chwycił mnie i pomógł usiąść.

-Na razie nie wstawaj. Wypij wodę i zjedź coś. Zaufaj mi. Może i czujesz się dobrze, ale jak widać twój organizm potrzebuje przerwy. -powiedział i wyszedł.

-Dba o ciebie. Stanowilibyście dobrą parę. -wyznał Blake po wyjściu Willema.

-Oh, przestań. To jest lekarz, a ja potrzebowałam pomocy.

Blake jedynie przewrócił oczami.

Po chwili pielęgniarka przyniosła mi wodę i czekoladowego batonika. Uśmiechnęłam się do niej i podziękowałam. Kiedy była już za drzwiami spojrzałam na Blake'a.

-Nawet nie wyobrażasz sobie jak będę cierpieć. -powiedziałam nie chcąc wypowiadać reszty zdania.

-Nie chcę żebyś wtedy cierpiała. -odpowiedział Blake również pomijając te słowa.

-Dlaczego jesteś taki spokojny. Jakbyś już dawno się z tym pogodził? -zapytałam.

-Mam nadzieję Olivia, że nie przekonasz się o tym prędko, ale kiedy umiera się po coś lub dla kogoś strach cię opuszcza. Przestajesz się martwić czy bać, jedyne o czym chcesz myśleć to o tej rzeczy lub osobie. Ja nie myślę teraz o tym, że umieram. Myślę o tym, że cholernie cieszę się, że cię poznałem i równie jak bardzo chcę dać mojemu przyjacielowi szansę na życie, o którym marzył.

Poczułam, jak łzy spływają po moich policzkach. Blake spojrzał na mnie i kiedy zobaczył, że płaczę wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam jego dłoń w swoją, a one jakby same wiedziały splotły ze sobą palce. Ten uścisk wydawał mi się taki naturalny, jakbym czekała na to całe życie.

-Blake tak bardzo żałuję, że nie poznałam cię wcześniej, że nie mamy więcej czasu, że to musi być koniec.

-Olivia, kiedyś w to nie wierzyłem, ale teraz wiem, że nic nie dzieje się przez przypadek. To, że weszłaś dzisiaj rano do mojej sali było przeznaczeniem. Twoje towarzystwo to najlepsze co mogło mnie spotkać dzisiaj, podczas moich ostatnich chwil.

Teraz nie tylko ja płakałam, ale Blake również.

-Tak bardzo chciałabym, zatrzymać czas. Dostać chociaż kilka chwil więcej.

-Korzystajmy z tego co nam zostało. Nie myślmy o łzach, ani o tym do czego to wszystko zmierza. Nie martwmy się następną minutą, nie żałujmy poprzedniej, żyjmy tylko tą jedną, która trwa teraz.

-Jedyne co mamy to teraz. -wyszeptałam.

-Teraz nam wystarczy.

Nasze dłonie zacisnęły się mocnej, a my wpatrywaliśmy się w swoje oczy, bo poza nami nie istniało nic. Nie dostaliśmy wczoraj. Nie dostaniemy jutra. Jedyne co mamy to teraz. Pracuje w szpitalu dopiero kilka godzin i to bardzo wyjątkowych godzin, ale już wiem, że w tym miejscu, kiedy od śmierci potrafi dzielić cię kilka godzin przestajesz zadawać pytania czy cokolwiek kwestionować. I właśnie dlatego razem z Blake'iem przestaliśmy pytać, analizować czy rozmyślać. Zaczęliśmy żyć tu i teraz, ponieważ niczego więcej nie dostaniemy, a jedyne czego mogłabym kiedyś żałować to tego, że nie zdecydowałam się zaryzykować. 

Byliśmy sobie nie pisani...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz