Rozdział 3

166 13 0
                                    

8:39

Faza pierwsza: wyparcie

Zawsze najłatwiej przychodziło mi wypieranie niewygodnych faktów z głowy. Kiedy jako dziecko nie zgadzałam się z czymś to po prostu udawałam, że to nie istnieje. Wyrzucenie czegoś z umysłu zawsze było najłatwiejsze, jednak czasem stawiane są przed nami fakty, których nie jesteśmy w stanie zignorować. Dzieje się tak wyłącznie wtedy, kiedy w grę wchodzą nasze własne emocje.

***

Razem z Grace weszłyśmy do pokoju socjalnego. Od razu opadłam ciężko na jeden z foteli. Grace natomiast podeszła do czajnika i nastawiła wodę, następnie zaczęła przygotowywać herbatę.

-Nie mam zbyt dużo czasu, ale źle zrobiłam, że cię z nim po prostu zostawiłam. -zaczęła. - Musisz wiedzieć, że ten chłopak leży tutaj o ponad trzech miesięcy i przez cały ten czas nikomu z nas nie udało się go rozgryźć. Kiedy tydzień temu podjął decyzję, każdy i mówię naprawdę KAŻDY kto go znał przychodził tutaj i przekonywał go o zmianie decyzji. Przez całą dobę odwiedzali go różni lekarze i różne pielęgniarki i tłumaczyli, że nie wszystko jest stracone. Ze względu na to, że to ja się głównie nim zajmowałam to na mnie spoczął obowiązek spisania zgody. Nie myśl sobie, że tak łatwo dałam mu ją podpisać. Przez kilka godzin próbowałam wpłynąć na jego decyzję jednak to wszystko było na nic. Nie chcę cię teraz pouczać. Nie mówię tego jako przełożona czy koleżanka po fachu. Mówię to jako kobieta, matka, żona, człowiek, pozwól mu spędzić te ostatnie dwadzieścia cztery godziny bez wysłuchiwania o tym, dlaczego nie zgadzasz się z jego decyzją.

Ostatnie zdanie Grace dźwięczało w mojej głowie. Nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam. Jakie dwadzieścia cztery godziny, przecież nikt nie zna swojej godziny śmierci.

-Jak to dwadzieścia cztery godziny? -spytałam cicho.

Grace otworzyła szeroko oczy i zakryła dłonią usta.

-O boże. Nie powiedział ci.

- O czym? O czym mi nie powiedział? -zaczęłam rzucać szybko pytaniami.

-Blake podpisał zgodę na eutanazję. Jutro o ósmej ostatecznie odpinają go od respiratora. Po tym zacznie umierać. Nie wiadomo jak długo to potrwa. Nie będziemy jednak mogli nic robić. Dlatego pozwoliłam, żebyś cały dyżur spędziła z nim. Zasługuje na przeżycie ostatniej doby tak jak tego pragnie.

Nagle poczułam, jak robi mi się ciemno przed oczami. To mój pierwszy dzień, a nikt nie przygotował mnie na taką sytuację. Latami uczyłam się jak dodawać otuchy i podnosić na duchu, ale nikt nigdy nie wspomniał o sytuacji, w której to nie pacjent będzie tej otuchy potrzebował, tylko ja. Grace zobaczyła moje zmieszanie. Podeszła do mnie i ścisnęła mnie za przedramię.

-Bądź silna. Twoja praca właśnie na tym polega.

Następnie podała mi kubek z herbatą i wyszła z pokoju. Jeszcze przez kilka minut pozwoliłam sobie na bezsensowne wpatrywanie się w ścianę znajdującą się na przeciwko mnie. Następnie wzięłam kubek w dłoń i ruszyłam do sali 21.

-Dlaczego chcesz, żebym się w tobie zakochała, skoro mamy tylko dwadzieścia cztery godziny? -zapytałam cicho.

Blake usłyszał pytanie. Podniósł głowę i uśmiechnął się do mnie delikatnie.

-Chyba po prostu jestem egoistą. Kiedy cię zobaczyłem poczułem coś dziwnego, coś czego nie czułem od dawna. Chyba po prostu chciałem żebyś została moją ostatnią miłością.

Jego słowa sprawiły, że ciepło rozlało się po mojej klatce piersiowej. Nie wiem, dlaczego, ale kiedy niecałą godzinę temu go zobaczyłam również poczułam coś wyjątkowego.

-Chyba po prostu jestem masochistką. Kiedy cię zobaczyłam miałam wrażenie, że świat się na chwilę zatrzymał. Chcę być twoją ostatnią miłością, mimo że wiem, że będę cierpieć.

Podeszłam i usiadłam na krześle obok jego łóżka. Obok mnie stała maszyna, która podtrzymuje życie chłopaka od dłuższego czasu. Za niecałą dobę miało ona jednak zostać wyłączona.

-Co chciałbyś dzisiaj robić. Skoro mam się zakochać to lepiej niech będzie to coś fajnego. -powiedziałam i uśmiechnęłam się czule.

-Chcę cię poznać. Prawdziwą ciebie. Ze wszystkimi wadami i zaletami. Chcę wiedzieć jaką jesteś osobą, co robisz, gdy jest ci przykro i gdzie spędziłaś ostatnie wakacje. Chcę udawać, że to nie będzie nasze jedyne dwadzieścia cztery godziny. Chcę udawać, że to tylko początek, a końca tak naprawdę nie widać.

Coś ukłuło mnie w serce. Jego słowa tylko wzmacniały moje niezadowolenie jego wyborami. Nie mogę zrozumieć, dlaczego chce udawać, skoro to on zadecydował, że nie chce walczyć. Uciszam jednak szybko ten głos w mojej głowie. Nie mam prawa kwestionować jego decyzji. Nie wtedy, kiedy wiem, że została mu tylko doba.

-W takim razie od czego mam zacząć?

-Jeśli mogłabyś być gdziekolwiek to, gdzie byś była?

Nie musiałam się długo zastanawiać nad odpowiedzią. Wręcz natychmiast odpowiedziałam:

-W małej kawiarence na Oxford Street, w Londynie. Piłabym kawę. Jadłabym moje ulubione ciasto marchewkowe. I czytałabym jeden z ckliwych romansów.

-Zabiorę cię tam kiedyś. -powiedział Blake, a ja poczułam ciężar spoczywający na moim sercu. Zapewne przez następną dobę będzie on tylko trudniejszy do zignorowania.

To jedno zdanie zabrało myśli od mojego ulubionego miejsca w Londynie i z powrotem sprowadziło mnie do Amsterdamu, do kliniki, do sali numer 21. Nie mogłam jednak pozwolić na zniszczenie tej chwili. Przybrała rolę, jaką przed chwilą dał mi Blake. W tym momencie oboje wcieliliśmy się w postacie przed którymi kształtowała się nieznana przyszłość. Kiedyś zrobiłabym wszystko żeby poznać co mnie czeka, jednak teraz zrozumiałam ile bólu niesie za sobą taka decyzja. Poznanie swoich przyszłych losów okazało się nie nagrodą, a okrutną karą.

-A ty gdzie byś był?

-W Barcelonie, na wzgórzu Montjuïc. Patrzyłbym, jak słońce zachodzi na morskim horyzoncie. -odparł Blake również bez większego namysłu. 

-Tam też kiedyś pojedziemy. -powiedziałam na tyle przekonująco, że sama uwierzyłam w swoje słowa.

Właśnie w ten sposób razem z Blake'iem znając się jedynie godzinę rzuciliśmy się w otchłań uczuć, nie myśląc o konsekwencjach. Nie przejmowaliśmy się czasem. Udawaliśmy jakby jutro miało nigdy nie nadejść.  Już w tym momencie wiedziałam, że będę tego żałować, ale jakiś cichy głos w mojej głowie podpowiadał mi, że warto zaryzykować. Może czasami lepiej żałować, że się coś zrobiło niż całe życie zastanawiać się co by było gdyby. No właśnie, co by było gdybym w tym momencie wyszła z sali i zapomniała o całym zdarzeniu...

Byliśmy sobie nie pisani...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz