Rozdział 9

156 10 0
                                    

6:45

Faza siódma: wsparcie

Kiedy nie ma już nic, jedyne co możemy komuś ofiarować to nasze wsparcie. W pewnym momencie życia nas wszystkich przychodzi moment, w którym całkowicie zapominamy o wszystkim, nawet o sobie i robimy wszystko dla drugiej osoby. Oddajemy jej swój czas, zaufanie, uczucia i nadzieję. Trzymamy ją za rękę i mówimy, że jest dzielna. Okazujemy jej wsparcie, które jest w stanie odwrócić losy jej historii, ale jest to bardzo złudne. Siłę jaką wtedy czujemy nie możemy zmienić w coś namacalnego. Jedyne co w tym momencie ofiarujemy tej osobie to kawałek naszej duszy, którą może przyjąć i zabrać ze sobą na wieczność. 

***

Otworzyłam oczy. Czułam jak ciężkie mam powieki. Z początku nie poznałam sufitu, który miałam nad sobą. Kiedy jednak podniosłam głowę i rozejrzałam się dookoła, wszystkie wydarzenia ostatniego dnia zalały mój umysł. Zerwałam się szybko na nogi i wręcz rzuciłam się biegiem w stronę łóżka Blake'a. Łóżko było jednak puste.

-Nie, nie, nie!- zaczęłam powtarzać na głos.

Wybiegłam na korytarz. Zaczęłam się nerwowo oglądać na boki. Nigdzie nie mogłam dostrzec ani Blake'a, ani Grace. Nagle zobaczyłam jednak doktora Vissera. Ruszyłam w jego stronę praktycznie biegiem.

-Gdzie? Gdzie on jest?-zapytała nie mogąc złapać tchu.

Na początku mężczyzna zdawał się być zmieszany i nie rozumieć o co go pytam, po chwili jednak zrozumiał:

-Blake? Chyba w szpitalnej kapliczce.

-Ale jak to? Został odłączony?-zapytałam z przerażeniem w głosie.

-Nie. Zostaje odłączony o ósmej. Dałem mu przenośne urządzenie, aby mógł w spokoju się pomodlić.-wyjaśnił lekarz.-Może idź zrób sobie herbatę i poczekaj na niego.-dodał po czym chwycił mnie za bark i delikatnie przejechał kciukiem po mojej skórze.-To będą trudne godziny, musisz mieć siłę, żeby i on ją miał.

Odwróciłam się na pięcie, przełykając łzy. Ruszyłam z powrotem do sali 21. Nie wiem dlaczego, ale do czasu powrotu Blake'a zaczęłam układać i porządkować jego rzeczy. Może nie było to czynność w tym momencie niezbędną, jednak zajęcie rąk pozwoliło mi na chwilę zając również umysł.

***

-Olivia, co ty tutaj robisz?-usłyszałam nagle głos Blake'a.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam Blake'a stojącego w progu. Wyglądał na zmęczonego.

-Przepraszam, ja tylko musiała coś porobić.-powiedziałam odkładając na bok jedną z jego koszulek, którą właśnie składałam.-Wiem, że nie czas na takie słowa, ale straszny z ciebie bałaganiarz.

Blake zaśmiał się, a jego uśmiech rozpromienił całe pomieszczenie. Podeszłam do chłopaka i pomogłam mu położyć się na łóżko, następnie zawołałam lekarza, aby ten odłączył przenośne urządzenie utrzymujące Blake'a przy życiu.

***

8:00

-Blake, omawialiśmy te procedury już wielokrotnie, ale muszę jej jeszcze raz powtórzyć.-zaczął doktor Visser.- Za chwilę wyłączę aparaturę i podam ci silne leki przeciwbólowe. Na początku możesz poczuć zdecydowany ból w klatce piersiowej, ale leki powinny go szybko złagodzić. Nie wiemy jak długo twój organizm będzie pracował, ale pamiętaj, że nie ważne ile to potrwa będziemy obok.-dokończył lekarz i pochylił się nad łóżkiem Blake'a.

Byliśmy sobie nie pisani...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz