5.

1K 97 117
                                    

(zbliżamy się do końca auuu)






     Obudziłem się rano.
Natychmiast wstałem i skierowałem się do schodów.
Chciałem się upewnić, że Karol jednak jest w domu.

H : Karol?!

Rozejrzałem się po salonie i po kuchni. Nie ma. Zajrzałem do łazienki. Pusto.

  Zakręciłem się w kółko po salonie.
Nie ma jego walizki ani jego rzeczy. Aż tak go zraniłem, że się wyprowadził..?


Nie ma co.
Przebrałem się z piżamy, zrobiłem sobie herbatę. Po chwili złapałem za telefon.
Napisałem do Karola.

H : Gdzie jesteś?
H : Martwię się..
H : Odpisz..

Poczekałem z 20 minut. Cisza.

   Miałem właśnie wychodzić z zamiarem szukania Karola, ale w drzwiach spotkałem moich rodziców.

M : Cześć synku! Przepraszam, że tak wcześnie, ale tak wyszło!

H : Um tak znaczy cześć mamo.

M : No chodź już chodź dawno się nie widzieliśmy, porozmawiajmy.

  I tak się zaczęło. Moje plany na poszukiwanie szatyna zostały zakłócone.
Usiadłem z rodzicami na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać głównie o tym, co u mnie, co u nich.. bla bla..

  Ciągle z tyłu głowy miałem myśl o zielonookim.

   W pewnym momencie musiałem dać tak o sobie znać, że jestem zmartwiony i zamyślony, że poczułem na ramieniu rękę taty.

T : Wszystko w porządku? Wydajesz się być w ogóle nie obecny.. nie cieszysz się z wigilii i z naszej obecności..?

H : Nie to nie tak po prostu..

M : Oh właśnie! Gdzie jest ten twój współlokator? Chciała bym go poznać.

H : Właśnie dobre pytanie.. gdzie on jest..

T : Ależ jak to?

H : Trochę się.. pokłóciliśmy wieczorem.. spakował się i wyszedł..

M : O co się aż tak pokłóciliście?!

   Westchnąłem.
Czy to czas przyznać się przed nimi i samym sobą, że jestem gejem, że podoba mi się Karol, że ten mnie wczoraj pocałował, a ja go odepchnąłem..?
Żyje się raz.

H : No bo..

  Zebrały mi się łzy w oczach, a moje dłonie zacisnęły się w pięści.

T : Wyduś to z siebie.

  Ojciec poklepał mnie po ramieniu, chcąc przy tym dodać mi otuchy.

H : No bo.. K-Karol.. czyli właśnie mój współlokator..

  Wziąłem głęboki wdech.
Rodzice z żalem przyglądali mi się, widząc jak trudno słowa przechodzą mi przez gardło.

H : Zacznijmy od początku..

  Próbowałem się rozluźnić. Uznałem, że moją historię zacznę kompletnie tłumaczyć od początku, od naszego poznania.

H : ..i z czasem Karol zaczął mi się.. podobać.. a-ale ja nie mogłem do siebie tego dopuścić!..

  Kontynuowałem swoją wypowiedź. Rodzice ze zdumieniem przysłuchiwali mi się, kiedy mówiłem jak z wielkim zapałem chciałem się nauczyć dla szatyna języka migowego, jak świetnie się z nim dogadywałem w momencie kiedy on nawet nie używał słów.

• 𝗗𝘅𝗗 • 𝓜 𝓳𝓪𝓴 𝓜𝓲𝓵𝓬𝔃𝓮𝓴 • ZAKOŃCZONE •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz