PROLOG

1.1K 116 44
                                    

Przez wysokie okno mieszczące się w wieży Ravenclawu wpadały letnie promienie słońca, oświetlając wnętrze dormitorium. Daphne Leefolt klęczała na podłodze, wkładając do leżącego przed nią kufrau przednio poskładane ubrania. Nie dalej niż godzinę temu zakończyła swój ostatni, siódmy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Nie bardzo dochodziło do niej, że cała siedmioletnia przygoda dobiegała końca. Przecież tak doskonale pamiętała wydarzenia z pierwszego dnia spędzonego w Hogwartcie.

Pierwszy rejs zaczarowaną łódką po bezkresnych wodach jeziora. Pierwsze przekroczenie bramy okalającej zamek. Pierwsze słowa profesor McGonagall, gdy ta po kolei wymieniała cztery domy, do których mieli zostać przydzieleni stojący przed nią pierwszoroczni. Wreszcie pierwsza w życiu uczta w Wielkiej Sali i cała ceremonia przydziału. 

Tych pierwszych razów było o wiele więcej, jednak dziewczyna nie miała czasu, by się nad nimi wystkimi rozwodzić

W dormitorium panowała cisza, niezmącona chociażby jednym nieproszonym odgłosem. Współlokatorki, z którymi przez ostatnie siedem lat przyszło Daphne obcować w jednym pomieszczeniu, gdzieś się ulotniły, co było dziewczynie na rękę. O ile Krukoni słynęli w całym Hogwarcie raczej ze spokojnego usposobienia, a także entuzjastycznego zamiłowania do ciszy, to jednak dwie koleżanki zamieszkujące wraz z dziewczyną jedno pomieszczenie zdawały się być zupełnym zaprzeczeniem tego twierdzenia.

Zawsze pierwsze w kolejkach na imprezach urządzanych przez Ślizgonów, czy Gryfonów. Zawsze pierwsze do zakręcenia pustą butelką po ognistej whisky podczas gry w prawda, czy wyzwanie. Zawsze pierwsze do urwania się z którychś zajęć. Krótko mówiąc, żadna z potencjalnych konsekwencji, którą musiałyby ponieść za wyczyniane rzeczy, nie odstraszały ich od prowadzonego stylu życia.

Daphne podniosła się z klęczek i podeszła do stojącej w rogu pokoju szafy, chcąc wyjąć z niej pozostałą część ubrań. Gdy opróżniła najgłębszą szufladę ze wszystkich swetrów i szalików, na dnie ukazało się niewielkie pudełko. Krukonka uśmiechnęła się pod nosem i odłożywszy ubrania na łóżko, sięgnęła dłonią po przedmiot.

Było to niedużych rozmiarów pudełko na kapelusze wykonane z błękitnego kartonu - przedmiot niegdyś należący do mamy dziewczyny. 

Chociaż Daphne doskonale wiedziała, co kryło w sobie pudełko, usiadła na podłodze i odwiązała wstążkę, by zajrzeć do środka . Delikatnie uniosła wieko i odłożyła je na bok. Wewnątrz leżało kilka identycznych kopert obwiązanych czerwonym sznurkiem. Daphne wyjęła je, by się im lepiej przyjrzeć.

Lekko drżącą dłonią wyswobodziła koperty z plątaniny sznurka i rozłożyła je na dywanie przed sobą. Było ich cztery, a na odwrocie każdej widniało imię oraz nazwisko adresata.

James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin, Petter Pettigrew.

Ilekroć Krukonka zakochiwała się w kimś, miała w zwyczaju pisać list do danej osoby, w którym opisywała wszystko, co leżało jej na sercu, by w taki sposób poradzić sobie z targającymi nią emocjami. Nigdy jednak nie odważyła się wysłać żadnego z nich, toteż każda z kopert lądowała w pudełku na kapelusze.

Daphne przez jakiś czas miała nawyk wracania do starych historii i dawnych miłostek, jednak teraz nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz sięgała po listy, by na nowo przeczytać o czterech różnych historiach. Nie umiała również przypomnieć sobie, w jaki sposób zakochiwała się po kolei w każdym huncwocie. Zwykle zrzucała to na złośliwy los.

Choć w pierwszej chwili dziewczyna chciała wrócić do pakowania się, a pudełko odłożyć w kąt, zawahała się. 

Czyż ostatni dzień pobytu w Hogwarcie nie był idealnym momentem, by powspominać minione chwile i zderzyć się z przeszłością, którą kryły cztery koperty?



∘ ─── 💌 ─── ∘



edycja: 04/07/2022 

do wszystkich huncwotów, których kochałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz