Kolejnego dnia, gdy tylko się budzę, to od razu spoglądam w okno. Eureka! Świeci słońce, wiatr nie wieje, a deszcz nie pada! Przeciągam się, a na mojej twarzy wykwita szeroki uśmiech.
— Wstałyście w końcu?
Słyszę pytanie Zdziśka, który wchodzi do pokoju z łazienki. Wraz z widokiem mężczyzny, do moich nozdrzy dociera zapach jego perfum. Muszę przyznać, że coś w tym jest, że my kobiety kochamy ładne zapachy. Chociaż Zdzisiek jest całkowicie nie w moim guście, to dzięki wypsikaniu się, od razu zyskał. Z zera na dziesięć, poszybował na całe trzy!
— Janinka, wszystko gra? — pyta dziwnym głosem Zośka. Spoglądam na nią nie rozumiejąc, dlaczego coś by miało nie grać. — Gapisz się na Zdziśka jak pies na kość — dodaje ciszej.
Kiedy tylko dociera do mnie sens jej słów wybucham gromkim śmiechem. Z lewego oka wypływa mi łza i cała trzęsę się spazmatycznie.
— Nie wiem, o co tu chodzi, ale jeśli nadal nasza umowa jest ważna, to musicie się zbierać. Za dziesięć minut zejdziemy na śniadanie, później chcę zwiedzić Muzealną Izbę Tradycji Ziemi Grodziskiej. Następnie obiad, spakować się i ruszamy w dalszą drogę — nadaje prawie że nie biorąc kolejnych oddechów.
Jednym słowem z poczciwego Zdziśka zmienił się ponownie w komendanta.
— Myślałam, że przez te trzy dni zostaniemy tutaj — oponuje Zośka i patrzy na mnie błagalnie.
Wzruszam ramionami, nie wiedząc co jej właściwie odpowiedzieć. Z jednej strony rozumiem koleżankę, bo sama chciałabym wrócić do Huciska i zobaczyć Bestię i koty, a z drugiej z chęcią wybiorę się do kolejnej miejscowości i zobaczę, jak wygląda.
Kiedy mam zwiedzać jak nie teraz? Po śmierci?
— Jeszcze tylko dwa dni Zosia, wytrzymasz tyle i potem wrócisz do rutyny — obieram taki sposób pocieszenia.
Najwyraźniej jest nieskuteczny, bo Zośka tylko mocniej nadyma policzki.
— Jakie dwa? Umawialiśmy się na trzy, a nie dwa! — podnosi głos Zdzichu i purpurowieje na twarzy.
Po raz pierwszy widzę go aż tak wściekłego i z wrażenia mnie zatyka.
— Wczoraj był trzeci, dziś drugi, jutro ostatni i do domu! Nie dam się wrobić w chociaż minutę dłużej na wojażach! Za tydzień ma przyjechać Malinka i muszę się dobrze przygotować! Więc nie i nie i nie! — grzmi Zofia, tupiąc nogą.
Zerkam to na nią, to na Zdziśka i nie wiem kto jest bardziej zdenerwowany. Ciskają w siebie gromami ciągle. Widząc to widowisko mam ochotę krzyknąć: Przedszkole, dzień drugi!
Pal licho, że wczoraj to ja zachowywałam się jak berbeć.
— Trzy dni, albo nie wracam w ogóle — syczy Zdzisiek i zaplata dłonie na piersi.
— Dwa, albo przywiążę cię w nocy i zadzwonię do Rozalki, a ty będziesz słuchać tego, jak cię wyzywa.
Parskam głośno, słysząc groźbę koleżanki. Nie sądziłam, że wystarczy jeden wyjazd, żeby uwolnić z Zośki prawdziwą bestię, która przez tyle lat nigdy nie wyszła na powierzchnie.
— Nie zgadzam się. Trzy i koniec.
— Dwa.
— Trzy.
— Dwa.
Boże drogi, przecież to może trwać w nieskończoność!
— Pójdźmy na kompromis. Dwa i pół, pasuje? — wtrącam się i staję pojednawczo między Zofią a Zdziśkiem. — Ty zdążysz przygotować dom na spokojnie, zanim przyjedzie twoja wnusia. — Uśmiecham się znacząco do Zośki. — A ty będziesz mieć pół dnia więcej, niż wcześniej się umawialiśmy. Pasuje?
Zośka energicznie przytakuje i niemal od razu jej twarz nabiera kolorów. Zdzichu jednak mamrocze coś pod nosem.
Chryste, daj mi do niego cierpliwość! Nie dawaj mi siły, bo go normalnie...
— Przemyślę to, jeśli za pięć minut będziecie na dole — wydusza w końcu nasz towarzysz i nie oglądając się na nic, wychodzi z pokoju.
***
Muzealna Izba jest świetna. Mieści się w niej naprawdę wiele pamiątek i eksponatów, dzięki czemu można bliżej poznać historię gminy.
Wpatrując się w ogromną panoramę, przedstawiającą obronę miasta z tysiąc osiemset czterdziestego ósmego roku, czuję dreszcz emocji.
Kiedy kończę się w nią gapić — i oczywiście po kilku zdjęciach — przechodzimy do obejrzenia kolekcji mundurów. Zdzisiek z zapałem opowiada, że ta ekspozycja poświęcona jest dziejom miejscowego Kurkowego Bractwa Strzeleckiego i tradycjom rzemieślniczym.
— Skąd ty to wiesz? — pyta Zofia z podziwem, raz po raz przytakując głową.
— Przeczytałem na ich stronie. W sumie kilkanaście razy. Nie zdziwiłbym się, jeśli właśnie zacytowałem słowo w słowo, to co napisali. — Śmieje się. — Wyjdziemy teraz na zewnątrz zobaczyć eksponaty militarne i rolnicze?
— Chętnie — odpowiadam i ruszam pierwsza.
Kiedy docieramy do wskazanego miejsca, rozpromieniam się jeszcze bardziej, o ile jest to możliwe. Te wszystkie czołgi, to po prostu... Uwielbiam je i tyle. Mojej świętej pamięci dziadek był wojskowym i myślę, że to po nim odziedziczyłam to zamiłowanie.
Przymykając powieki i powracając do niego, niemal słyszę jego głos, kiedy siedząc na werandzie śpiewał wojskowe pieśni. Zawsze wtedy stałam i wpatrywałam się w niego jak zaczarowana.
— Wszystko w porządku?
Ze wspomnień wyrywa mnie głos Zosi. Uśmiecham się nieznacznie, powracając do obecnych czasów. Wszak trzeba żyć teraźniejszością, a nie przeszłością.
***
Po zwiedzaniu pałaszujemy obiad w „Restauracji Leśniej", którą wybrał oczywiście Zdzisiek. Swój wybór wytłumaczył tym, że to jest pierwsza restauracja, jaka powstała w Grodzisku Wielkopolskim i dlatego, aż żal do niej nie zajrzeć.
Kiedy tylko otrzymujemy posiłki, utwierdzam się w przekonaniu, że miał rację. Żurek w chlebie jest po prostu bajecznie smaczny.
Po zadowolonych minach Zosi i Zdziśka, śmiało stwierdzam, że im także smakuje.
Niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie. Gdy tylko kończymy obiad, zbieramy się do wyjścia. Wracamy do naszego tymczasowego lokum, pakujemy się, wymeldowujemy i ruszamy ku kolejnej przygodzie. Celowo wcześniej nie pytałam, gdzie tym razem pojedziemy, chcąc iść w nieznane. Czy każdy nie miał ochoty chociaż raz tak zrobić?
Wracając... W błogiej nieświadomości nie dane jest mi żyć zbyt długo, bo gdy tylko trafiamy na dworzec, Zosia odzywa się jako pierwsza:
— To gdzie teraz?
A Zdzichu jak to Zdzichu oczywiście odpowiada bez mrugnięcia:
— Kierunek Poznań.
Moje zawiedzenie nie trwa długo. Mija ledwie kilka sekund, a ja już czuję narastającą ekscytację z kolejnego miasta, które w końcu zobaczę.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to poszukiwanie Zdziśka wyszło mi na dobre...
YOU ARE READING
Poszukiwania Policjanta
Literatura FemininaGdy komendant policji w Hucisku znika w niewyjaśnionych okolicznościach, na wiejskich ulicach wybucha zamieszanie. Nieobecność policjanta sprawia, że miejscowi chuligani terroryzują jak dotąd spokojną miejscowość. Jedna z najstarszych mieszkanek, ob...