Water secret

321 38 0
                                    

(One shot poprawiony)


Czułem, jakbym śnił. Jakbym był na jawie. Piękny śpiew ciągnął mnie na plażę. Coś kazało mi tam iść. Ciągnęła mnie jakaś niesamowita siła, która... Nie wiedziałem, jak miałem ją nazwać. Co to było? Stanąłem na pomoście i się rozejrzałem. Nikogo tam nie wiedziałem. To właśnie było potwierdzenie, że zaczynałem po prostu wariować. Dotknąłem drewnianej balustrady i schyliłem głowę w dół. Zagryzłem mocno wargę i wziąłem głęboki wdech. Odsunąłem się i ruszyłem w głąb pomostu. Znowu ta melodia, ten piękny śpiew.

Przybliżyłem się do krańca pomostu. Nadchodziło to z oceanu. Nie było innego wyjścia. Zmarszczyłem brwi, widząc człowieka w wodzie. Był praktycznie środek nocy, a on... Zacząłem panikować i przetarłem oczy. Nikogo nie było. Wyprostowałem się, nie dowierzając. Zawirowałem. Miałem ochotę zacząć się śmiać. Podniosłem głową i spojrzałem w niebo. Gwiazdy tak jaskrawo świeciły. Westchnąłem i zacząłem kierować się w stronę plaży. Spojrzałem na te wszystkie domy, które stały niedaleko plaży. Każdy, kto tam mieszkał, miał własną rodzinę. Mnie zostało tylko... Wspomnienie z tych chwil. Zamrugałem szybko, aby pozbyć się łez. Czemu byłem taki głupi i przypominałem to, co najbardziej mnie bolało? Przełknąłem ciężko i ponownie usłyszałem ten śpiew. Bliżej. Przystanąłem i zamknąłem oczy, a później podskoczyłem, kiedy ktoś mnie opryskał tą zimą wodą. Śpiew zacichł, a dookoła nikogo nie było. Umysł naprawdę płatał mi figle.

Ostatni raz spojrzałem na wielką wodę. Wyglądała, jakby była dumna ze swojej potężnej mocy. Spokojna i taka piękna. Mógłbym godzinami patrzeć w tamte strony. To było cudowne. Ocean od dawna mnie fascynował, ale wciąż się go bałem.

— Przepraszam! Twoje... Coś na nogach jest mokre!

Podskoczyłem i potknąłem się o własne nogi. Rozszerzyłem oczy, a później szybko je zacisnąłem, biorąc duży oddech. Zdążyłem zatkać jeszcze nos, a później wylądowałem w lodowatej wodzie. Próbowałem jedną ręką wybić się do góry, ale nie udawało się. Nie chciałem, aby woda dostała mi się do nosa. Zaczynałem panikować, a później poczułem, jak ktoś chwyta mnie w pasie i ciągnie do góry. Moje nogi otarły się o coś śliskiego i miękkiego. Co to do cholery było? Na powierzchni zrobiłem duży wdech i zamrugałem. Spojrzałem na chłopaka, który miał zmarszczone brwi i wyraźnie się czymś martwił. Nadal mocno mnie trzymał, jakby bał się, że ponownie tam wpadnę i już nie wypłynę. Byłem w takim szoku, że dopiero mocne potrząsanie mną, wybudziło mnie z transu. Zatrząsnąłem się z zimna i spojrzałem na... Nawet nie wiedziałem, kim był.

— Chcesz na piasek? — Zapytał, a ja kiwnąłem szybko głową.

Dopiero kiedy poczułem pod sobą stały ląd, niemal jęknąłem z zachwytem. Chłopak cofnął się natychmiast w głąb wody.

— A ty... Dlaczego nie wychodzisz? — Zapytałem. Przekrzywił głowę i znowu marszczył brwi. — Nie chcesz iść na piasek?

— Nie mogę — powiedział natychmiast i zniknął.

Wpatrywałem się w to miejsce jeszcze przez parę sekund, później sam wstałem i poczułem pod lewą stopą piasek. Zerknąłem tam. No tak, mój but poszedł na dno. Pokręciłem głową i rozebrałem tego drugiego. Lepiej być nie mogło. Poszedłem do domu. Nie wiem, czy jeszcze tak to mogłem nazwać. Rozebrałem mokre ubrania i rozwiesiłem je w łaziance. Podłożyłem ręczniki, aby nie zalać sobie tym łazienki. Mocno z nich kapało. Wziąłem ciepły prysznic i zastanawiałem się co dalej. Kim był ten chłopak i dlaczego on... Co to w ogóle było?

Zasnąłem na kanapie, a kiedy się obudziłem, było grubo po dziesiątej. Westchnąłem i nie ruszałem się z miejsca przez następne godziny. Nawet głód mi nie przeszkadzał. Trochę przeszkadzał, ale nie miałem ochoty na kanapę z serem. Ponownie. Dopiero wieczorem ubrałem na siebie byle jakie ubrania i sprawdziłem, czy tamte wyschły. Niestety, znowu musiałem je zostawić na noc.

Z ciekawości wyjrzałem przez okno. Miałem idealny podgląd. Przy pomoście, w wodzie, ponownie ktoś był. Nie mogłem zauważyć, co trzymał. Obudziła się we mnie nadzieja, że to może tamten chłopak. Nałożyłem klapki na nogi i nawet nie zamykając domu, ruszyłem biegiem w stronę pomostu. Nie pomyliłem się. Był tam i trzymał mojego buta.

— Hej! To moje! — powiedziałem, zanim się powstrzymałem.

Obrócił się w moją stronę, a ja zrobiłem parę niepewnych kroków w przód. Wyciągnął but w moją stronę, a ja przyjąłem go z wdzięcznością. To były moje jedyne buty, o które musiałem dbać.

— A ty znowu w wodzie?

Usiadłem na piasku i przyjrzałem mu się. Wyglądał ciut... Młodo. Pewnie starszy ode mnie, ale w dalszym ciągu był młody. I zdecydowanie piękny.

— Mieszkam tutaj. To mój dom? — powiedział, a bardziej zapytał. — Tak to się mówi? Dom? Czy...

— Dom. Gdzie mieszka...

— Pod wodą! — odpowiedział mi z uśmiechem, a mnie zatkało. — Co się... Stało?

— Dlaczego pod wodą? Co tam jest?

Spojrzałem zaciekawiony na niego. Bałem się, że zadając to pytanie, on ucieknie. Nadal byłem zaszokowany tym, co stało się wczoraj. Uśmiechnął się szeroko i zanurkował. Zamiast jego twarzy zobaczyłem wielki, zielony ogon, który mienił się w promieniach zachodzącego słońca. Zachyliłem usta i przetarłem oczy.

— Mieszkam pod wodą, bo... Oddycham? Pod wodą. — Zauważyłem go wahanie. Kiwnąłem głową. Posłał mi największy i najpiękniejszy uśmiech, jakikolwiek widział. — To złe?

— Nie... Ja... Jesteś...

— Syreną! — Dokończył za mnie. Na jego policzkach pojawiły się dołeczki od uśmiechania. — Tak to się nazywa tutaj? Czytałem, ale do końca nie wiem.

Otworzyłem usta ze zdziwienia. Kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć. Syrena. Wytłumaczyłoby to ogon. Syreny istniały! O mój Boże! Te istoty naprawę istniały!

Water secret → larry ONE SHOT ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz