O tej porze dnia w szpitalu Świętego Munga panowała cisza. Magomedycy i pielęgniarki niczym duchy przemykali między salami chorych, szepcząc do siebie polecenia i drobne uwagi. Nikt nie chciał zakłócić spokoju pacjentów, którzy jak nikt inny potrzebowali wypoczynku. Był to jeden z powodów dla którego przychodziła tu tak rzadko. Uważała że dopóki nie skończy swojego zadania, może jedynie pogorszyć stan przyjaciółki. Trzymając w dłoniach niewielki bukiet jesiennych kwiatów, zatrzymała się przed drzwiami z numerem dwieście piętnaście. Zapukała delikatnie i po chwili weszła do środka. Od razu napotkała wzrok Harry'ego który odwrócił się w stronę drzwi.
- Cześć - powiedział szeptem i wstał z krzesła. - Niedawno zasnęła - dodał.
- Och... - Hermiona utkwiła wzrok w twarzy przyjaciółki. Ginny po raz pierwszy od dawna wyglądała na spokojną. - To może chodźmy do pobliskiego parku? - zaproponowała jednak szybko ugryzła się w język. Wiedziała że Harry prawie w ogóle nie odchodzi od łóżka swojej dziewczyny.
- To dobry pomysł - odparł chłopak ku zdziwieniu Hermiony. Chwilę później oboje znaleźli się przed szpitalem.
Park znajdował się kilka minut drogi od budynku. Pełen wysokich drzew i krzewów tonął w odcieniach złota, czerwieni i brązu. Mimo wczesnej godziny słońce wyszło zza chmur i delikatnymi promieniami ucałowało zziębnięte policzki spacerowiczów. Harry i Hermiona zajęli jedną z żeliwnych ławek.
- Ostatnio nie pakują już w nią tylu leków - zaczął Harry wyciągając ręce z kieszeni płaszcza. - Terapia zaczyna dawać efekty. Wiesz, nigdy nie przypuszczałem że połączenie magicznych eliksirów z typową, mugolską psychoterapią cokolwiek da. Miałaś rację mówiąc że powinniśmy zaufać tamtemu psychiatrze.
- Mark to naprawdę dobry specjalista - odparła Hermiona.
- To prawda - zgodził się z nią brunet. - Szybko uporządkował sobie fakty gdy wtajemniczyliśmy go w świat magii i zaczął działać. Z początku Ginny była niechętna, ale teraz... Teraz jest lepiej.
Hermiona spojrzała w twarz przyjaciela. Pomimo optymistycznych zapewnień wciąż błąkał się na niej smutek i strach.
- A ty, jak sobie radzisz? - zapytał przenosząc na nią swój wzrok. Widać było jak na dłoni, że rozmowy o stanie Ginny wciąż są dla niego trudne.
Dziewczyna przez chwilę milczała. Za każdym razem gdy słyszała to pytanie oszczędzała mu szczegółów, chociaż wiedziała że i tak dowie się wszystkiego z gazet.
- To Malfoy - powiedziała w końcu. - Draco jest ostatnim oskarżonym - dodała i wzięła głęboki wdech. Ostre, jesienne powietrze wypełniło jej płuca. Zmysły podrażnił zapach gnijących liści.
Przez chwilę oboje milczeli. Cisza która panowała w parku powoli zaczynała być nie do zniesienia.
- Przepraszam że cię z tym zostawiłem - odezwał się nagle Harry. W jego zielonych oczach Hermiona dostrzegła prawdziwe cierpienie. - To ja powinienem dźwigać ten ciężar.
- Przestań - powiedziała twardo Hermiona. - Dobrze wiesz że tutaj jesteś bardziej potrzebny.
Harry po raz kolejny przytaknął. Wiedział co przyjaciółka chciała mu przekazać i był jej za to wdzięczny.
Chwycili się za ręce. Wzajemne ciepło wlało w ich serca nieco otuchy. Milcząc wsłuchiwali się w odgłosy parku. Mimo iż oboje byli samotni, gdy mogli choć przez chwilę pobyć razem zapominali o wszystkich złych rzeczach które im się przytrafiły. Kochali się jak rodzeństwo którym nie byli. W takich chwilach Hermiona zamykała powieki i przywoływała w wyobraźni obraz swojej rodziny. Babci Rose która zmarła pół roku wcześniej, rodziców którzy mieszkali w słonecznej, gorącej Australii, a nawet Krzywołapa, kota którego powierzyła swojej mamie. Wiedziała że pupil będzie szczęśliwy u jej rodziców. Ona na dzień dzisiejszy niczego nie mogła mu zapewnić.
CZYTASZ
SKAZANY -Dramione- Opowiadanie krótkie - ZAKOŃCZONE
RomanceKrzesło elektryczne, gruby, mocno pleciony sznur, a może zastrzyk który zatrzyma jego serce? Hermiona Granger, jako główny sędzia komisji do spraw wojny, stanie przed niezwykle trudnym zadaniem. Na jaką śmierć zasłużył Draco Malfoy? I czy w ogóle po...