-O Thorze- powiedział Nigreos- Kto tak ryczy?
-Sam bym chciał wiedzieć- odpowiedziałem, przełykając ślinkę. Ryk ponownie uniósł się nad Urwiskiem, odbijając się od skał stawał się jeszcze bardziej przerażający i głośny.
TRZASK!
Ogromny kamień odleciał od reszty i z hukiem uderzył w ziemię tym samym wzniecając chmurę kurzu, która zasłoniła widoczność. Kurz momentalnie opadł a na czubku leżącego kamienia stał ogromny mężczyzna. Miał niebiesko-fioletowe włosy i tego samego koloru, a raczej ich kombinacji oczy. W oczach były widoczne iskierki szaleństwa i zadowolenia. Uniósł ręce i zaczął przemawiać:
-Bracia! Jestem Genis, niegdysiejszy władca tego kawałka wyspy! Przybywam z ofertą nie do odrzucenia! Oddajcie mi pokłon, a ja was poprowadzę do zwycięstwa nad tymi wyidealizowanymi bóstwami z wioski Wandali! Zniesiemy ich panowanie i sami zasiądziemy na ich tronach!- powiedział, jednak odpowiedziała mu cisza- Rozumiem że potrzebujecie czasu na przemyślenie tej oferty, rozumiem. Pięć minut.
Wszyscy zeszli się do wielkiej jaskini, zastawiając Genisa samego na placu. Smoki rzucały mi współczujące spojrzenie, niektóre chyba chciały mnie zamordować.
-Słuchajcie! Nie pamiętam tego całego Genisa, a żyje już prawie sto pięćdziesiąt lat. Nie wiem jak wy, ale nie czuje się na siłach, aby prowadzić przygotowania wojenne. Wojna to także wielkie straty materialne i w ludziach jak i smokach. Nie widzę sensu oddawać mu pokłon- powiedział Nigreos, a po całej jaskini słychać było szmery.
-Uważam że ten chłopak gra z nim w jednej drużynie, a teraz podsłuchuje aby mu to powiedzieć- warknął jakiś smok z tyłu.
-Czkawka, masz coś na swoją obronę?
-Jasne że mam. Nie wiem kim jest te cały Genis. Trzy dni temu zostałem pomocnikiem Nocnej Furii, więc nie mogę być pomocnikiem tego szaleńca- powiedziałem. Dziesiątki, jak nie setki smoczych par oczu wpatrywały się we mnie.
-Pokarz prawe ramię- powiedział Nigreos, podchodząc do mnie. Wszystkie smoki robiły mu przejście i spuszczały wzrok.
-Nie wiem po co ale okey- powiedziałem i podwinąłem rękaw koszuli tak oby odsłaniał ramię. Teraz dopiero zobaczyłem jakiś znak na nim. Był to czarny smok, wyglądał jakby chciał złapać siebie za własny ogon.
-Czkawka jest niewinny- powiedział Nigreos- Teraz skupmy się na tym co zrobimy z tym szaleńcem na zewnątrz.
Wszyscy zgodnie umilkli i wypowiadali się tylko Ci co mieli cos mądrego do powiedzenia
***
Czkawki nie ma już od dobrej godziny.
-Niech ja go tylko dopadnę, to nie usiądzie przez następny miesiąc- warknąłem, wychodząc ze świątyni. Zawołałem go kilka razy jednak nie usłyszałem odpowiedzi. Nagle usłyszałem huk.
-To ze Smoczego Urwiska- powiedziałem zszokowany- Przecież Wandale nie mieli och atakować!
Zmieniłem się się w swoją smoczą formę i ile sił w łapach pognałem w tamtą stronę. Biegłem odbijając się od drzew, skał i ogólnie wszystkiego co mogło mi przyśpieszyć drogę. Stanąłem na skraju Urwiska. Nie widziałem żadnego smoka oprócz tego co siedział na ogromnej skale.
-Genis... ty... jednak żyjesz- warknąłem pod nosem- Czyli zniknięcie z wyspy było całkowicie bezcelowe
Nagle z jaskini zaczęły wychodzić smoki z Nigreosem i Czkawką na czele. Co oni chcą zrobić? Przecież ten smok to Ogniowa Burza, nie dadzą sobie sami rady!
-Przepraszamy, ale nie mamy w planach Ci ulegać- powiedział Koszmar. Genis lekko uniósł brew i się zaśmiał jak na psychopatę przystało. Wycelował otwartą dłonią w Czkawkę, który uspokajał małego Zębacza.
-Tak więc wszystkich was zabije, zaczynając od tego mizernego ludzika-powiedział, a z jego ręki wystrzelił ciemno niebieski pocisk. Rzuciłem się, ale wiedziałem że nie zdążę odbić pocisku z piorunów. Teraz wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Czkawka odepchnął malucha na bok i pokazując Genisowi środkowy palce, rzucił się na ziemię. Jakimś cudem pocisk przeleciał nad nim, robiąc wielką dziurę w ziemi. Drugi pocisk uderzył mu w nogę, spopielając ją doszczętnie. Z ust chłopaka wyrwał się krótki, ale głośny krzyk, po czym zemdlał.
-Tego już za wiele!- ryknąłem i w locie zmieniłem się w człowieka. Z mojej ręki wystrzelił jasno niebieski pocisk plazmy. Uderzył jeszcze nie ogarniętego Genisa w rękę, także ją spopielając. Ten zaryczał wściekle i zamachnął się drugą ręką wysyłając serie małych ale ostrych jak brzytwa pocisków, doskonale je pamiętam. Gdzie on miał ten słaby punkt? Wtedy przed oczami stanął mi obraz naszej ostatniej walki. Kiedy Genis miał rozerwaną koszulę a centralnie na środku piersi błyszczał czerwony kamień, to dzięki niemu Genis żyje. Nie udało mi się go zniszczyć, ale porządnie go naruszyłem. Wtedy myślałem że to wystarczy aby zszedł, jednak trzeba zniszczyć cały. Pomimo tego, że te małe pociski rozcinały mi skórę wycelowałem w Genisa. Ten zaczął się śmiać. Jeszcze nie wypuściłem pocisku, czekałem. Im dłużej czekam tym silniejszy i skoncentrowany będzie strzał. Moja ręka zaczęła niemiłosiernie piecz, nawet zaczął pojawiać się lekko widoczny dym. Słyszałem syczenie i czułem jak moja ręka zaczyna się smażyć. Wycelowałem. Mam tylko jeden strzał, nie mogę chybić.
-To jak Szczerbi? Tylko tyle masz?! Włóż w to trochę serca!- powiedział rozkładając ręce na boki. Teraz. Z mojej ręki wystrzelił mały promyk, który z ogromną prędkością przebił klatkę piersiową niebieskowłosego. Ten złapał się za to miejsce, wypluł trochę krwi i upadł na kolana. Wylądowałem kilka metrów od niego, ciężko dysząc. Genis uśmiechnął się to nie był uśmiech szaleńca tylko w pełni świadomego smoka. Drugi raz opluł się krwią i zanim upadł powiedział:
-Dziękuje....
-Nie ma za co, stary druhu- powiedziałem. Wszystkie smoki zaczęły ziać ogniem w niebo i ryczeć szczęśliwe, wtedy cos mi się przypomniało.
-Czkawka!
***
Obudziłem się w świątyni.
-Czyli to wszystko było tylko snem...?- zapytałem, jeszcze nie kontaktując.
-Nie wiem ile widziałeś, ale nie. To nie był sen- powiedział Szczerbatek siedzący obok mnie. Następnie puknął moją nogę palcem. Wydała dziwnie metaliczny dźwięk. Powoli wstałem i wtedy widziałem moją nową nogę. Miała metalową nóżkę i pogrubienie w miejscu gdzie miała się spotkać z częścią nogi, która mi została.
-Kim był ten cały Genis?- zapytałem spoglądając na Szczerbatka.
-Szaleńcem, ale jeszcze wcześniej był moim przyjacielem i drugim doradcą- odpowiedział spokojnie- Jednak odbiło mu przez Kamień, potężną broń, która miała mu służyć aby mógł brać udział w najbardziej niebezpiecznych misjach.
-Co to było? To czym do niego strzeliłeś na samym końcu?- zapytałem.
-Plazma, tylko bardziej skoncentrowana. Jak wyzdrowiejesz do końca, bierzemy się za porządny trening- powiedział uderzając pięścią w otwartą dłoń.
Ohayo! Trzeci z czterech zaległych rozdziałów. Niestety zabrakło mi czasu na napisanie ostatniego rozdziału. Powiedzcie czy ta walka Genisa ze Szczerbatkiem była choć w kilku procentach dobrze napisana? Nie chodzi o to czy potraficie pisać czy nie, najprawdopodobniej czytaliście już dużo scen walki, więc proszę was o opinię nie jako stali bywalcy tylko jako zwykli czytelnicy. Jak to wyglądało z waszej perspektywy i co byście zmienili/ rozwinęli. Z góry dzięki!
CZYTASZ
Smocza Świątynia- Nocne Bóstwo| JWS Fanfiction
FanfictionMłody Czkawka Haddock jak zawsze jest traktowany jak powietrze, za to smoki są traktowane jak najwyższe bóstwa, których zdania się nie podważa i szanuję. Najwyżej postawionym smokiem jest Nocna Furia, jednak poszła w zapomnienie kiedy zniknęła i ni...