Łowcy

845 51 16
                                    

Szczerbatek nie kłamał kiedy mówił o treningu. Kiedy tylko opanowałem chodzenie na mojej protezie i byłem ogólnie w lepszej formie, ten zdążył ułożyć cały plan treningów, a nawet diety! Rozumiecie, że zabronił mi jedzenia dorszów i mięsa dzików, mimo że to ja sam dorwałem ze trzy w ciągu jednego dnia? Ułożył mi dietę z praktycznie samych warzyw i jajek. Jak to się skończy to nie tknę jajek przez następne dwa lata.

-I jak się podoba trening?

-Jeszcze nigdy nie czułem tak wielkiej chęci powieszenia się na drzewie jak teraz-powiedziałem, i zacząłem rozmasowywać sobie barki, bo pewnej istocie zachciało się pompek i podciągnięć.

-Bądźmy szczerzy, nie powiesisz się ze względu na Astrid-powiedział Szczerbatek, wpatrując się we mnie jakby próbował zobaczyć moje grzechy. Skąd on wiedział? Przecież nawet nie pisnąłem o niej słówka temu wścibskiemu smokowi.

-Skąd taka pewność?- powiedziałem, udając że wcale nie trafił w punkt.

-Bo ją kochasz i ona Ciebie też- powiedział, mierzwiąc mi włosy.

-C..co? S...skąd ty...- zacząłem jednak on położył mi palec na ustach.

-Myślisz, że tego nie widać? Już niektóre kamienie lepiej grają od Ciebie- zaśmiał się, po czym wstał i podszedł do ogniska. Teraz jego furia przeszła więc na spokojnie mogłem zająć się skrzynią z papierami, którą ostatnio przyniosłem z góry. Były tam notatniki Genisa, opisy smoków, tych których nie znałem, a niektóre znałem ze starej Księgi Smoków. Kilka kartek było pustych, zawołałem Szczerbatka.

-Dlaczego te kartki są puste?-zapytałem, na co smok zaśmiał się i wyrzucił wszystkie papiery ze skrzyni, po czym wyciągnął jakieś podłużne coś. Wyglądało jak lornetka, tylko zamiast klasycznego, prostego wyglądu miała wiele zdobień, a zakończona była głową smoka. Szczerbatek zaczął przekręcać elementy, które wyglądały jak wkładki. Po chwili nawet jedną wyciągnął, zauważyłem że ma sześciokątny kształt. Położył przedmiot na moich rękach i zamienił się w smoka. Zaczął świecić plazmą do lornetki. Z paszczy wystruganego smoka wyleciało światło, które skierowane na ścianę tworzyło barwny obraz archipelagu.

-Teraz przesuń trzecią nasadkę w lewo- powiedział, a ja posłusznie to zrobiłem. Obraz na ścianie zawirował i zamiast mapy zobaczyłem piramidę z hierarchią smoków. Na samym szczycie była narysowana Nocna Furia i jeszcze jakiś smok, który mocno ją przypominał. Nagle obraz zniknął, a ja zdezorientowany patrzyłem na ścianę, do momentu kiedy Szczerbatek zaczął mnie szturchać.

-Ale co to ma do tych pustych kartek?- zapytałem.

-Genis, chciał to przerysować na te kartki, ale potrzebował mojej plazmy. Jakby udało mu się to przerysować i zrozumieć, Berk byłoby w wielkim niebezpieczeństwie, ale sam fakt że tutaj znajduje się Smocze Oko jest powodem do inwazji Łowców

-Smocze Oko? Łowcy? O czym ty do mnie mówisz?- wypytywałem,ale smok zbył mnie słowami, że trzeba pozbierać rzeczy do odbudowy świątyni.

***

-Dalej chłopcy!- ryknął potężnie zbudowany mężczyzna z łysą głową i staranie przyciętą brodą. Powoli przechadzał się po swoim okręcie. Jednak dość szybko się znudził swoim zadaniem i kazał komuś innemu je wykonywać. Z ręką położoną na rękojeści broni, szedł w stronę zdobionych złotem i innymi metalami szlachetnymi, drzwi. Nawet nie zapukał, jak to robi każdy na statku, tylko wszedł do środka i przywitał się:

-Witaj Viggo, ładna pogoda na rozwalenie kilku bóstw, co nie?- Powiedział, opierając się o swój miecz, który wyglądał jakby za chwilę miał się rozpaść, jednak w rzeczywistości był bardzo niebezpieczny.

-O Ryker, nie zauważyłem Cię. Pogoda dzisiaj sprzyja, może złapiemy kilka bóstw- zaśmiał się gorzko, doskonale zdawał sobie sprawę, że od kilku dni bóstwa pojawiają się rzadziej niż zazwyczaj.

-Lub zdziczałych smoków- dopowiedział Ryker, na co jego brat zaśmiał się i przejechał ręką po bujnych i ładnie przystrzyżonych włosach.

-Tak, może tak.Zajmij się swoimi obowiązkami- mruknął, znowu pogrążając się w papierkowej robocie. Młodszy natomiast posłusznie wyszedł z gabinetu, powoli zamykając drzwi, aby po chwili z całej siły uderzyć w kraty jednej z klatek. Smok, który się tam znajdował, podskoczył i syknął gniewnie na mężczyznę. Ten tylko prychnął i poszedł dalej.

-Smok na dwunastej!- ryknął któryś z Łowców, a na całym statku rozpoczęło się zamieszanie, które mimo wyglądu jakby nikt nie wiedział co robić, było dokładnie przemyślane przez Viggo. Smok zauważył statek łowców o wiele za późno. Ogromna sieć wylądowała na nim uniemożliwiając latanie, przez co smok spadł z impetem do wody.

-Bingo- uśmiechnął się szeroko Ryker- Na co czekacie?! Wciągać go na statek!

Załoga w mgnieniu oka znalazła się przy kołowrotku i zaczęła wciągać smoka na pokład. Ryker tylko się przyglądał, nie będzie się męczył po to ma tylu ludzi pod sobą i jednego nad jego stanowiskiem- jego brata. Gdyby nie był z nim spokrewniony, byłby już martwy, a Ryker rządził Łowcami. Viggo używa go jako swojego prywatnego ochroniarza, tarczy i siły wykonawczej do ciężkich robót, typu upolowania smoka i związanie go. Jego brat jest raczej taktykiem, umysłem, handlarzem ale nie wojownikiem, choć nawet dobrze radzi sobie z bronią białą nie dorównuje Ryker'owi. Viggo może i jest sprytny i przebiegły, ale bez swojego młodszego brata jest niczym, kroplą wody w oceanie, liściem na drzewie, źdźbłem trawy na pastwisku.Żadna z tych rzeczy nie jest wyjątkowa sama z siebie, to ktoś czyni je wyjątkowym, a tym kimś jest oczywiście Ryker.

-Oh, Ryker, Ryker- powiedział do siebie brunet- Co ty byś zrobił, gdyby nie mój geniusz? Bez mnie jesteś nic nie wartą kupą mięśni, stworzoną maszyną do kierowania przez tych z mózgiem i wiedzą, niczym się nie różnisz od reszty Łowców.

Pstryknął w ołówek leżący na jego biurku, a ten poleciał na drugi koniec pokoju odbijając się od ściany i z charakterystycznym dźwiękiem uderzył o podłogę. Viggo wstał i powoli zaczął kierować się w miejsce w którym wylądował ołówek. Przechodził właśnie obok stolika na którym leżała gra Szpony i Topory. Viggo westchnął i przestawił pionek, który symbolizował wodza na wysepkę na środku planszy.

-Gdybym jeszcze miał z kim grać...- mruknął i przeszedł się dalej, podniósł ołówek i miotnął nim w mapę, która znajdowała się nad biurkiem. Była cała pokreślona, czerwone krzyżyki były przy prawie każdej wyspie, no właśnie prawie. Jedyną wyspą, która nie miała takiego krzyżyka przy sobie to Berk. Szatyn uśmiechnął się chciwie i wyciągnął ołówek, który wbił się właśnie w Berk.

-Nareszcie Cię złapie, a wtedy Nocne Furie wyginą, Szczerbatku- powiedział, po czym zaśmiał się jak szaleniec. Załodze zmroziło krew w żyłach, ale udawali że wszystko jest w porządku. Viggo wyszedł na statek. Szaleńcze iskierki czaiły się w jego oczach. Stanął jedną nogą na dziobie statku i ryknął na cały okręt:

-Następny przystanek: Berk!

Ohayo!
Nie spodziewaliście się mnie tak wcześnie z rana, prawda?

Tak więc po dłuższej przerwie nareszcie wrzucam rozdział. Postaram się wrócić do regularnego wrzucania w środy i soboty, ale teraz panuje szał bo 14 już są wystawiane oceny.
T

eraz pytanie dla was;
Jak to czytacie, to z której części/serialu wyobrażacie sobie bohaterów? Zmotywujcie mnie do pisania;
Komentarz i gwiazdka to coś genialnego!

~Myjcie łapki!

Smocza Świątynia- Nocne Bóstwo| JWS FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz