I

124 6 3
                                    

W Królestwie Mroku nigdy nie było do końca jasno.

Niebo poszarzało i Cassandra zadrżała. Ostry wiatr przewiewał jej cienką sukienkę, która może i była odpowiednia na witanie królewskich gości, ale nie na wyczekiwanie na nich przed zamkiem. Jej brat miał szczęście – jako następca tronu mógł nosić futro, tak jak ich ojciec. Drugie dziecko niestety nie miało takiego przywileju.

Kopyta uderzały o wybrukowaną drogę. Złoty powóz zbliżał się coraz bardziej, a kiedy w końcu zajechał, dwoje strażników podeszło, by otworzyć gościom drzwi. Król Edmund wyprostował się, tak jakby mógł wyglądać jeszcze bardziej onieśmielająco. Naśladując go, Julek uniósł podbródek. Cassandra tylko poprawiła diadem.

Pierwszą osobą, która wyszła z powozu była królowa, elegancka kobieta w średnim wieku. Za nią był król, którego siwe włosy sprawiały, że wyglądał na dużo starszego niż jego żona. A potem... była ona.

Nagle wszystko zwolniło, jakby dając światu moment na podziwianie. Wyglądało to jak obraz: wiatr delikatnie rozwiewający jej krótkie, brązowe włosy; słońce łaskawie wyglądające zza chmur, by oświetlić piegi na jej policzkach; światło odbijające się od kryształów w jej diademie; cudowne połączenie złota i blasku.

Cassandra zorientowała się, że musiała się w nią wpatrywać, bo kiedy mrugnęła, dziewczyna zeskoczyła już na ziemię, a król wymieniał uścisk dłoni z jej ojcem.

Nie zrozumiała nic z ich uprzejmej rozmowy do momentu, gdy była jej kolei, by ich przywitać. Julek zrobił to za nich obojga, recytując wyuczone formułki, a ona tylko przytakiwała. Nie mogła jednak udawać, że nie widzi dziewczyny. Kiedy ta podeszła, dreszcze zimna na jej plecach zastąpiły fale potu.

Dziewczyna powitała ich z uprzejmym, ale szczerym uśmiechem na ustach, jaśniejącym bardziej niż słońce tego poranka.

– Miło cię znowu widzieć, Roszpunko – usłyszała głos Julka. On i Roszpunka spotkali się już wcześniej, kiedy razem z ojcem odwiedzili Coronę dwa lata temu. Cassandra nie pojechała wtedy z nimi – była chora – a teraz gorzko tego żałowała.

– Mnie ciebie także. Nie mogłam się doczekać, aż dojedziemy. Wasze królestwo jest zachwycające! I tak strasznie się cieszę, że w końcu mogę poznać ciebie, Cassandro! Jejku, wyglądasz przepięknie!

Cassandra zagryzła wargę, zaczerwieniona. Po chwili niezręcznej ciszy zorientowała się, że czekają, aż coś odpowie.

– Ty też. – Kolejną chwilę zajęło jej zrozumienie, co właśnie powiedziała. – To znaczy, ja też cieszę się, że mogę cię poznać.

– Może wejdźmy już do środka, co wy na to? – przerwał Julek, biorąc Roszpunkę pod rękę. Z chęcią dała się poprowadzić w stronę zamku, ale odwróciła się, gdy zauważyła, że Cassandra została z tyłu.

– Idziesz?

Cassandra kiwnęła głową, ale dopóki patrzyła na Roszpunkę, jej nogi były wryte w ziemię i mogła tylko stać w miejscu, bezradnie.

*

Pierwsze kilka dni minęło w mgnieniu oka. Cassandra nie mogła zliczyć, jak wiele godzin spędziła, chodząc po zamku i udając, że obchodzą ją te wszystkie ceremonie, ciasne sukienki i dobre maniery. Żadnego czasu dla siebie, wszystko z szacunku dla ich gości, choć nikt jeszcze nie powiedział jej o powodzie ich wizyty. Jedyna rzecz, o której marzyła, kiedy w końcu znalazła się sama w swoim pokoju, było pójście do łóżka.

Prawie już spała, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Leżąc w ciemności, otworzyła oczy, ale nie ruszyła się. Nie przesłyszała się jednak, bo pukanie powtórzyło się.

midnight love (Rapunzel's Tangled Adventure AU) [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz