Calvados - alkohol, charakteryzujący się wytrawnym owocowym smakiem (jabłkowym).
Także ten, zaszalałam, przynajmniej ja tak uważam i mam nadzieję, że zaspokoiłam wasze serduszka.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
[*]
Taehyungowi udało się uwolnić z ciepłych szponów dwóch króli dopiero późnym wieczorem, kiedy ciemność zdążyła obsypać niebo pół-mdłymi gwiazdami. Wieczór był chłodny, ale bardzo przyjemny, mimo że jego skórę zrosiła gęsia skórka. Droga do świątynia była oświetlona ozdobnymi lampionami, a świece co jakiś czas rozpraszały się jakby były zawstydzone.
Świątynia była oświetlona milionem małych punkcików, jakby właśnie z nich się składała. Wieczorami była jednym z najładniejszych miejsc w krainie Jabłoni, bowiem lampiony i świece oddawały cały swój urok, jakby w ofierze. Gdzieś z oddali było słychać łagodne brzęczenie dzwonków i śpiew cykad. To sprawiło, że Taehyung poczuł się o wiele spokojniejszy, jakby to miejsce sprawiało, że wszelkie troski zostawiał za sobą, a wchodził z czystym umysłem. Wprawdzie, nie bywał w świątyni często, bo nie chciał, ale jednak dawała mu poczucie niezwykłej czystości. Kiedy był jeszcze mały stwierdził, że pomimo swojej niechęci do czczenia czegokolwiek lub kogokolwiek, świątynia w Jabłoniach miała w sobie pewien urok, którego nie zamierzał ukrywać czy odbierać. Nie miał do tego żadnego prawa, nawet jako władca.
Westchnął głęboko, po czym szybko przemierzył krótki kawałek wyłożony białymi kamykami. Na delikatnym, łagodnym wietrze dzwon przy drzwiach lekko zabrzęczał, a biało-czerwona szarfa zafalowała, jakby ktoś jej dotykał. Poczuł również zapach cytrusowych jabłek i słodkiego karmelu, który uwielbiał. Drzwi do świątyni były lekko uchylone, jakby ktoś na niego czekał. Uśmiechnął się delikatnie; dobrze pamiętał, że Hoseok doskonale wiedział, kiedy przychodził.
Pchnął masywne drzwi, które wydały cichy jęk, ale ustąpiły dosyć gładko jak na swój wiek. Wnętrze powitało go ciepłem i zapachem palonych świec. Ołtarz jak zwykle był zastawiony tlącymi się knotami i stroikami na cześć jego zmarłej babci. Pośród nich mignął mu jeszcze jej portret – na jego widok uśmiechnął się jedynie blado. Przystanął chwilę przy stroiku, by złożyć krótką modlitwę, po czym ruszył głębiej. Jak się spodziewał, w małym saloniku siedział Hoseok ze skrzyżowanymi nogami i obracał w dłoni czarkę w połowie napełnioną alkoholem. Pachniało trochę jak calvados, jego ulubiony trunek.
— Dobry wieczór — powiedział głośno, a Hoseok jakby drgnął na jego dźwięk, ponieważ jego ręka zadrżała i parę kropel alkoholu uciekło nań w przestrzeń.
Hoseok znów przybrał szarość szat, były chyba jeszcze bardziej obszerniejsze niż zwykle, ponieważ Taehyung nie mógł dojrzeć srebrnego półksiężyca, który zawsze wyłaniał się na smukłej szyi. Tym razem zginął za warstwą szat. Jego ciemne włosy zdawały się wić na jego głowie w każdą stronę, a blada, gładka twarz wydawała się obrać cień księżycowego pyłu. Nie wyglądał tak radośnie jak zwykle, wydawał się kruszyć z każdym drżeniem rąk i niefortunnym ruchom.