09. Dym

152 17 12
                                    

Mam doła pisarskiego. Nienawidzę tego, że w połowie opowiadania mam wrażenie, że nie nadaję się do pisania. Eh.

Ten rozdział był dla mnie trudny. Strasznie. Ale napisałam prawie wszystko z planu, więc jest dobrze. W każdym razie mam nadzieję, że będzie git i do zobaczenia.

[*]

[*]

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

[*]

Dzwony zagrzmiały niczym preludium potężnej burzy.

Drugi tydzień kwietnia miał brzydką pogodą. Mżawka była nieco nużąca, mimo że nie była to ulewa, moczyła każdego człowieka, który odważył się wyjść na zewnątrz. Gęste chmury zasłaniały błękit nieba, a chłodny wiatr chłostał za każdym razem, kiedy zawiał - ludzie na dworzu kuli się w kłębki, by nieco się ocieplić.

Taehyung stał nieruchomo w dłoni trzymając gałązkę jabłoni, która tliła się na mdły zapach dymu, który uciekał ku górze. Nie miał siły, by podjeść do łódki, gdzie leżało ciało jego babci, by godnie ją pochować. Miał wrażenie jakby jego ciało zacięło się na jednej czynności i nie zamierzało słuchać jego rozkazów; może trochę nie chciał podejść do ciała kobiety i podłożyć gałązkę, bo w ten sposób już nigdy jej nie zobaczy. Może podświadomie przeciągał ten moment. Stał więc tak nieruchomo, a nikt nie miał odwagi, by cokolwiek powiedzieć. Nawet sami ludzie się nie ośmieli, wszak lud także by pogrążony w ciężkiej żałobie.

Hoseok, który odprawiał rytuał pochówku nie emitował jak zwykle pozytywną energią, na jego twarzy malował się cień, którego Taehyung nie umiał nazwać. Ubrany był na czarno, jedynie półksiężyc był wyhaftowany srebrną nicią na jego szatach. Wiedział, że gdzieś z tyłu stoją jego przyjaciele, a Jungkook jakby czyhał obok niego, ale nie miał serca, by cokolwiek mówić. Oni sami nie rwali się ku niemu. Taehyung był im wdzięczny. Chciał przeżyć to sam, bez zbędnych słów i bezsensownych zapewnień.

W końcu po ciągnących się niczym wieczność minutach, ruszył ku molo, gdzie znajdywała się jego babcia. Wcale nie szedł, a ciągnął nogi za sobą, by spopielić ciało jego babci, mimo że miał wrażenie, że nie był w stanie tego uczynić. Upadł na kolana, po czym wziął w dłonie zimne już ręce jego babci. Poczuł jak pod powiekami zbierają mu się łzy i mimo że starał się je zatrzymać, kilka z nich popłynęło wzdłuż jego policzków. Spokój jaki malował się na jej twarzy budził w Taehyungu więcej bólu niż przypuszczał. Nie mógł pogodzić się z myślą, że zostało mu jedynie jej ciało, że już nigdy nie powie mu, że jego pieprzyk jest okropny, a mimo wszystko pstryknie go w nos i pogładzi jego włosy.

Czuł jak wargi drążą mu w szlochu, a oczy znów pieką w charakterystyczny w ostatnim czasie bólem. Pomimo nieprzyjemnych dreszczy delikatnie jak tylko umiał wplątał palącą się gałązkę w jej zastygłe palce i całując ją w policzek pozwolił, by inni mnisi odcumowali łódkę od wybrzeża, by ta w spokoju wyfrunęła na głęboką wodę. Powolnie sunęła po wodzie - symboliczna gałązka spełniała swoją rolę, więc Taehyung mógł obserwować jak płomienie łagodnie obejmują jego babcię; wyglądało to trochę jak festiwal tańczącego ognia. Jego ciało zdrętwiało, a ból w sercu stał się nieznośny - poczuł jak ktoś łapie go w pasie i przytrzymuje w miejscu. Słyszał jak przez mgłę dzwony i własny, żałosny szloch, który wyrywał mu się z krtani, czuł zimne krople mżawki, ale nic nie było w stanie zastąpić pustki, która jakby wyżarła jego serce, zostawiając nicość w jego duszy.

Kwiat Jabłoni | taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz