Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
[*]
Kraina Jabłoni była teraz zieloną szatą, która powiewała na delikatnym wietrze. Zapach wiosennych kwiatów roznosił się w powietrzu niczym pył, a świergot ptaków nadawał bieg życia.
Minęło kilka dni od wyjazdu goszczonych króli, a mimo to Taehyung odczuwał dziwną i niezrozumiałą dla niego gorycz. Może dlatego, że zapełniali dziurę po jego zmarłej babci, a być może dlatego, że przez te kilka dni dali mu o wiele więcej ciepła niż zdołał uzbierać przez całe swoje życie. Nie zmieniało to jednak faktu, że czuł się pusty.
Jungkook w dalszym ciągu nie określił się co do wyjazdu.
Taehyung z jednej strony cieszył się, że nadal ma go pod ręką, ale z drugiej chyba wolałby już dowiedzieć się, kiedy zamierza opuścić teren krainy Jabłoni. Choć Taehyung nie chciał tego przyznać, wolałby szykować swoje serce na rozłąkę. Co prawda oboje już otwarcie przyznawali się do własnego zainteresowania, a może już zauroczenia, jednak nie obiecywali sobie zupełnie nic. Taehyung, a tym bardziej Jungkook nie zadeklarował żadnej obietnicy. Mimo że było to niewygodne, Taehyung pozostał w tym zawieszeniu, a im więcej czasu upływało, tym bardziej nie chciał poruszać tematu. To było samolubne, a jeszcze bardziej samodestrukcyjne z jego strony, ale to wcale nie zmieniało faktu, że nie umiał się przemóc i porozmawiać z Junkookem nawet o jego wyjeździe.
Taehyung westchnął i spojrzał w niebo, które było wyjątkowe błękitne tego dnia. Głupio przyznać, ale wiedział, że niebo zawsze było takie samo, lecz lubił myśleć, że zmieniało swoją barwę, kiedy było kapryśne.
Biała wstęga z jego włosów otarła się o jego policzek, przez co spuścił wzrok na widok przed sobą. Służba krzątała się po ogrodzie, a gdzieś z tyłu siebie słyszał plusk wody, bowiem kobiety robiły pranie i w powietrzu unosił się delikatny, kwiatowy zapach mydła i olejków. Dzień nie różnił się niczym od poprzednich, płynął taką samą monotonią jak zawsze. Było nudno. Taehyung już nie słyszał głośnych śmiechów Jmina i narzekań na szorstką tkaninę Jina. Brakowało mu nawet rozsądnego uśmiechu Namjoona i wiecznie zamyślonego Yoongiego. Dziwne, że tyle czasu żył całkiem sam, a kilka dni napełniły go nadzieją, by później odebrać mu tę radość. Przez te parę dni bardziej przyzwyczaił się do obecności niż klika lat życia w samotności.
Życie jest dziwne, stwierdził w końcu w myślach, chociaż to wcale mu nie pomogło. Ruszył leniwie ubitą dróżką, kiwając głową na powitania. Koło nóg kręciły mu się dzieci, które z ciekawości go zaczepiały, a on z braku zajęcia odpowiadał im na różne pytania. Pomyślał głupio, że wyuczona wiedza całkiem przydaje mu się w takich momentach.
Nie wiedział ile spędził czasu na tłumaczenie dzieciakom symboli ich krainy, ale skończyło się to w momencie, kiedy jakaś kobieta (zapewne matka jedno z nich), krzyknęła, że nie wolno tak obarczać króla. Taehyung chciał odpowiedzieć, że to żaden problem, ale dzieci szybko czmychnęły, machając mu na pożegnanie.