2.

210 13 5
                                        

Dysząc ciężko przemierzał korytarze Hogwartu uciekając przed wrogiem. Nie odwracając sie za siebie nawet na chwile, bojąc sie że istota go dogoni. Skrecał w lewno, potem w prawo, innym razem przez dłuższy czas biegł po schodach albo prostym korytarzem który był oświetlony tylko pochodniami. O dziwo nikogo nie mijał na korytarzu co wydawało mu sie jeszcze dziwniejsze. Jednak to nie zaprzątało jego mysli aż tak bardzo. Teraz liczyło sie to aby sie z tamtąd wydostac jak najszybciej.

Zatrzymał sie dopiero wtedy kiedy zauważył na koncu korytarza wielkie drewniane drzwi prowadzące do Wielkiej Sali . Pospiesznie ruszył w ich strone majac nadzieje na schowanie sie w srodku i znalezieniem kogos kto by mógł mu pomoc sie wydostac z tego miejsca. Za soba słyszal kroki zmierzające w jego strone. Pomimo że cały czas biegł, to kroki stawały się bardziej wyraźniejsze.

Kiedy dotarł do wielkich drzwi natychmiast zostały one przez niego otwarte i wbiegł do srodka zatrzaskujac je za sobą. Odwrócił sie w strone zamknietych drzwi i cofał sie pwoli do tyłu, jego wzrok cały czas był utkwiony w jeden punkt. Dotarł tak aż pod sam stoł nauczycycieli, nawet nie zauważył że w sali nikogo nie ma. Rozejrzał sie dookoła, powoli sie uspokajajac i łapiac oddech.

Sala wydawała sie nie naruszona od dłuzszego czasu, na sto łach lezał już kusz jak by nikt tu nie przebywał bardzo długi czas. Zauważył ze niektóre okna były lekko popękane a inne były całkowicie wybite. Pod sufitem jednak dalej unosiły sie swiece, tylko niektre z nich byly juz na skraju wyczerpania, a wosk skapywał na ciemnobrazowe stoły zasychajac na nich. Swoj wzrok skierował na drzwi znajdujace sie za stołem nauczycielskiem. Chcąc kogoś znaleźć udał sie w ich strone, jednak przy stole nauczycielskim zdał sobie sprawe że zrobiło sie dziwnie cicho. Spojzał na drzwi prowadzace do Wielkiej Sali, przełknął momentalnie sline kiedy czarny dym powoli wdawał sie do srodka, a swiece zaczeły gasnac. Chciał odwrócić sie i znalezsc jakąś kryjówkę, jedenka cos mu to uniemozliwiało. Nie mogł sie w ogóle ruszcu z miejsca, jakby jakaś magiczna siła go tu trzymała i nie pozwalała uciec.

Dym powoli zapełniał cała cale i utrudniał mu widoczność. Drzwi powoli otwierając sie, ukazały pewna postac ktora najwidoczniej kontrolowała ten dym. Był zbyt zajety panowaniem nad swoim strachem aby dostrzec co sie stało, a dym również mu tego nie ułatwiał.

  Dopiero po chwili zorientował sie ze jest zakuty w kajdany z których jest pociągnięty łańcuch az do ziemi. Zaczął sie szarpac, miał jednak nadzieje ze sie uwolni, jednak to było tylko złe złudzenie. Poczuł czyjas obecnosc za soba. Odwracajac sie upadł na ziemie wiedzac co sie zaraz stanie. Tajemniczy osobnik rozproszył cała mgłe, i teraz było wszystko tak jak przedtem. Swiatło rozjaśniło pomieszczenie i mógł bardziej przyjrzeć sie swojemu oprawcy.

Był to mężczyzna może w jego wieku albo i starszy. Na sobie miał czarne niczym smoła spodnie od garnituru i marynarke w tym samym kolorze spod której wystawała biała koszula z zielonym krawatem. Spojrzał na jego twarz którą skrywała czarno biała maska. Spod niej było tylko widać lekko zaróżowione usta ktore teraz ukształtowały sie w szyderczy usmieszek oraz oczy. I własnie przez te oczy w jego osobie było cos tak niepokojacego. Jego włosy były prawie tak samo roztrzepane jak u chłopaka co siedział na ziemi, kolor tylko był znacznie ciemniejszy.

Taniec ze śmierciąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz