Louis
Moje małżeństwo się wali. Nie zorientowałem się nawet, kiedy to się stało. Chyba zaniedbywałem Margaret.
Kiedy poznałem Margaret i się zakochałem, używki, które mnie przytaczały, odeszły w cień. Po śmierci mamy, zostałem zupełnie sam, oczywiście miałem jakąś rodzinę, ale mama była dla mnie wszystkim. Zastępowała mi Ojca i matkę, co przy dorastającym, buntującym się chłopcem, nie było łatwe.
Nie znałem Ojca i mama nie chciała bym go poznał. Nie dała mi nawet jego nazwiska, bo bała się, że dowiem się jakim był człowiekiem. Postanowiłem nie doszukiwać się przeszłości, nie chciałem denerwować mamy, ale przeszłość sama mnie znalazła.
Mówię tu o cioci Jessice Adams, która znalazła mnie po latach. Mówiła, że przyjechała do kraju z zagranicy, by mnie odnaleźć. Mama nie chciała bym z nią utrzymywał jakikolwiek kontakt, ale gdy się spotkały i spokojnie porozmawiały, doszły do porozumienia. Ciocia miała po prostu nie mówić o Tacie i trzymała się tych zasad.
Po śmierci mamy, miłość dawała mi kopa i nie potrzebowałem używek, by zapomnieć o tęsknocie do mamy.
Przestałem pić w dniu, w którym Margaret wprowadziła się do mojego mieszkania i tak jak przewidziała ciocia Jess – gdy poczułem się bezpieczny i szczęśliwy, mój nałóg poszedł w nie pamięć.
Miałem cudowną pracę, kochaną żonę, a wkrótce pojawiła się też nasza ukochana Ivy. I pewnie nie napiłbym się nigdy więcej, gdyby nie to, co zobaczyłem pewnego dnia, w jej komputerze.
Margaret zostawiła otwartą pocztę. Z jakiegoś powodu, gapiłem się na tą stronę.
Skamieniałem.
Jej poczta wciągała mnie, jak wielka dziura. Nie mogłem odwrócić się i odejść. Przez głowę przeleciało mi mnóstwo pomysłów, zanim zorientowałem się co czytam. Kliknąłem w najnowszą wiadomość i otworzyłem ją:
Margaretma_8
Niedługo będę. Jestem na Ciebie napalone. Czuję na sobie twój zapach. M.
BADBOYM.
Uwielbiam cię. Odstawiłaś dziecko?
Margaretma_8
Dziś mąż ją odbierze. Mam czas.
BADBOYM.
Świetnie. Czekam... już się rozbieram.
Gapiłem się w laptop jak szaleniec. Nie wiem jak długo w nim siedziałem, ale otworzyłem barek, który mieliśmy w domu i upiłem się, nie myśląc o tym, że nie odebrałem przecież Ivy.
Próbowałem przetworzyć, to co widziałem – nadal jednak byłem nawalony i nie miałem pewności, co widziałem, to było naprawdę? A może to jakieś nieporozumienie? Jakiś dowcip, którego nie rozumiałem, bo miałem aż taki odlot?
Myślałem o Margaret.
To do niej zwracałem się w chwilach kryzysu, kiedy potrzebowałem współczucia, albo tego by poprawiła mój nastrój pocałunkami.
Jak mało ją znałem. Te mejle pokazywały, że żyłem z nieznajomą, a teraz widziałem prawdę. Margaret mnie nie uratowała – nie potrafiła nikogo uratować.
Cała ta baśń, którą stworzyłem dla nas, nasze marzenia, upodobania, plany na przyszłość, życie które wydawało się bezpieczne i stabilne, runęło w ciągu kilku sekund, jak domek z kart w skutek podmuchu wiatru.
Co mogłem zrobić?
Porozmawiać z nią. Powiedzieć jej o wszystkim, co zobaczyłem. Zaprzeczyłaby, a potem gdyby zorientowała się, że to na nic, wyznałaby prawdę. Zrzuciłaby wszystko na mnie, a ja ze względu na Ivy, prosiłbym ją, by mnie nie opuszczała.
Z nas dwojga, to ja miałem wiele do stracenia i to było oczywiste. Margaret sobie poradzi – zawsze powtarzała, że jest twarda jak skała, że nic ją nie ruszy. Pozbierałaby się, zabrała Ivy i zapomniała o mnie.
Czas gwałtownie przyspieszył i zdążyła wrócić Margaret:
- Odebrałeś Ivy? – spytała, zdejmując buty, jakby nic się nie stało. A przecież była z kochankiem...
- Nie. – odpowiedziałem, idąc chwiejnym krokiem do barku, po kolejną butelkę.
- Jak to? – spytała z przerażeniem w oczach, ale ja się nie bałem. – Wiesz, która jest godzina?! Ona siedzi sama, w szkole a Ty nawet tego nie zrobiłeś?! Prosiłam cię o jedną rzecz! Upiłeś się? – po chwili się zorientowała. – Naprawdę? – spojrzała na mnie z żalem. Tak byłem żałosny, że nie zrobiłem nic by poprawić nasze małżeństwo. Margaret stwierdziła, że nie warto ze mną rozmawiać w tym stanie i w pośpiechu zaczęła zakładać buty.
- Wiem, że masz romans. – powiedziałem po chwili namysłu.
- O czym Ty bredzisz! – wrzasnęła. – Jesteś pijany! – przewidziałem to, że się wyprze.
- Nie na tyle, by nie wiedzieć, co robisz! – krzyknąłem. – Jak mogłaś... - popatrzyłem na nią z obrzydzeniem. Po raz pierwszy.
- Nie zdradziłam cię, Louis! – krzyknęła, zdenerwowana. – Skoro tak uważasz, możemy się rozstać! – to też przemyślałem. Wiedziałem, że nie będzie o nas walczyć, bo było jej w tym związku źle.
- Po co?! Żebyś zabrała moją córkę do swojego BADBOYA?! – spytałem z wściekłością. Margaret domyśliła się, że wiem już wszystko i wybrała drogę ucieczki, by nic więcej nie mówić i nie pogrążać się bardziej. Próbowałem uniemożliwić jej wyjście, ale upojony alkoholem, byłem zbyt słaby.
Margaret wyszła, a ja zostałem sam.
Następnego ranka, obudził mnie dzwonek do drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem nauczycielkę Ivy i moją smutną, małą córeczkę:
- Nie odebrałeś mnie, Tato... - powiedziała, Ivy. Poprawiłem włosy i wciągnąłem Ivy do środka.
- Idź się pobawić. Tata zaraz przyjdzie. – powiedziałem. Ivy zrobiła to o co poprosiłem i czekała mnie rozmowa z nauczycielką:
- Nikt wczoraj nie odebrał Ivy ze szkoły. – powiedziała.
- Nie zrobiła tego moja żona? – zdziwiłem się.
- Nie. Całą noc spędziłam z nią w szkole, czekając na Państwa. Nie mogłam się dodzwonić, ani do Pana, ani do żony. Pani Margaret wyłączyła telefon. – no tak... przecież była u kochanka, pomyślałem.
- Przepraszam... wczoraj miałem imprezę w pracy, zasiedziałem się. Żona miała odebrać Ivy. – zmieszałem się. Wiedziałem, że czuje ode mnie alkohol. – To się więcej nie powtórzy.
- Dobrze. Gdyby nie to, że znam Państwa i nigdy taka sytuacja się nie zdarzyła, nie powiadomiłam o tym opieki społecznej. – wyjaśniła, nauczycielka.
- Bardzo Pani dziękuję. – uśmiechnąłem się lekko. – To się więcej nie powtórzy. – obiecałem kolejny raz.
- Mam nadzieję. Do widzenia. – nauczycielka poszła, a ja zamknąłem za nią drzwi. Byłem zdezorientowany, że Margaret nie odebrała Ivy, przecież wiedziała, że tego nie zrobiłem, bo byłem pijany.
Nagle usłyszałem dźwięk telefonu, pomyślałem, że to Margaret, dzwoni z wyjaśnieniami, ale zauważyłem obcy numer. Odebrałem więc:
- Louis Evans, słucham?
- Dzień dobry, nazywam się Charlie Thomson. Dzwonię ze szpitala. Pana żona, miała wypadek wczoraj wieczorem. – gdy usłyszałem wiadomość, upuściłem telefon.
CZYTASZ
Królowa jednej nocy
RomanceLouis jest managerem restauracji , którą prowadzi Wiliam Miller. Po śmierci matki Hoper, zostaje z ciotką Jessicą Adams. Wkrótce wychodzi żeni się z Margaret, którą poznaje na studiach. Margaret zachodzi w ciążę i daję mu córkę o imieniu Ivy. Z powo...