Rozdział 4

2 2 0
                                    

Tak mniej więcej mija nam czas. Raz polujemy innym razem patrolujemy lub się bawimy i zajmujemy dzieciakami. Lecz ten spokój musiał minąć.
/Aleks/
Wszyscy siedzieli w salonie. Wszyscy prócz Elli, Lolka, Arka i Rose. Rose wyszła na zakupy, a Arek z dziećmi przed domek. Po okolicy rozniósł się krzyk Elli. Wybiegliśmy na zewnątrz. Dziewczynka trzymała na rękach maluszka chroniąc go od zimna. Są otoczoni przez bandę wilków wielkości dorosłego mężczyzny. Nagle z krzaków wyskoczył jeszcze większy wilk o złotożółtym futrze i krwistoczerwonych oczach przeskoczył nad innymi i GŁOŚNO warknął. Osłaniając Elli i Lolka. Dzikie zwierzęta żuciły się na czerwonookiego wilka. Rozbłysło mocne czerwone światło stworzyło ono coś w rodzaju bariery w kształcie półkoła wszystkie wilki zostały po rozrzucone, aż do naszych stóp, a nie które nawet dalej. Centrum światła był czerwonooki wilk stał on przy dzieciach w postawie bojowej. Gdy gdy inne wilki się pozbierały uciekły nie licząc dwóch z nich oba czarne jak smoła zupełnie różniąc się od czerwonookiego te, które zostały patrzyły wrogo, ale ostatecznie czarne zrezygnowały i uciekły.

/Rose/
Idę od około 30 minut z czterema siatami mięsa, dwiema siatami po brzegi wypełnionymi mrożonkami i pięcioma 2 literowymi baniakami wody oraz siedmioma szesciopakami alkocholu. Dzwoniłam do nich z dziesięć razy, ale nie było łaskaw odebrać no bo po co!?

/Ola/
- Dziękuję. - Powiedziałam niesłyszalnym dla ludzi głosem, a wilk skiwnął głową i uciekł do lasu.
Nie wierzę jakaś obca Alfa uratowała życie moim dzieciom, ale czemu? Jaki ma to sens?

/Rose/
Walę w drzwi od pięciu minut!- Otworzycie te zasrane drzwi! - Za drzwiami zastałam nikogo innego niż Aleksa. -... Bierz cie te zakupy - Wkurzona jak nigdy weszłam do pokoju przebrałam się w różowo pudrowy gruby sweter, bieliznę, czarne dżinsy zaraz po tem zeszłam do kuchni i do nikogo się nawet słowem nie odezwałam. Po prostu zaczęłam wykładać składniki na blad. Wkładam ciasto cynamonowo marchewke do piekarnika.

- Hej Rose. - Spięłam się na głos Aleksa. Luknęłam na nie go okiem i ustawiłam minutnik. - Jesteś zła?

- Nie czemu bym miała być!?

- O co ci chodzi!? Nic ci nie zrobiliśmy!?

- O co mi chodzi!? NIE ODBIERACIE! NIE MA ZNAKU ŻYCIA! OD CHODZĘ OD ZMYSŁÓW! A W DODATKU MUSIAŁAM SAMA TARGAĆ TE ZASRANE ZAKUPY! A CO WIDZĘ GDY WRACAM!? WSZYSCY SIEDZĄ WYGODNIE NA DUPACH! I powiedz mi jak mam nie być zła!

- Rose my... - Wyszłam z pomieszczenia prosto do wyjścia ubrałam się ciepło i wybiegłam płacząc.

-Zamknij się! - Ostatnie zdanie powiedziałam zdesperowana z łzami.

- Rose! - Za plecami usłyszałam tylko stłumiony krzyk Elli i Aleksa. A pomimo to nie zawróciłam.

/Aleks/
- Na co czekasz biegnij cie za nią!

- Elli uspokój się!

- Nie najpierw porwanie Aleksa, potem ten napad, a w dodatku ojciec zdrajca co jeszcze ma się wydarzyć byście zrozumieli, że jesteś cie iditami! A w dodatku jest już ciemno! I przy pominam że to z waszej winy uciekła! Jeśli jej coś się stanie to będzie tylko wasza wina! - Mała wbiegła na piętro i zatrzasnęła drzwi od swojego pokoju.

- Elli!

- Nie ona ma rację lecę jej szukać! - Krzyknąłem ubrałem i po biegłem. Jezu czemu jestem takim debilem?

/Rose/
Idę bez celu jestem już nie co spokojniejsza, ale wciąż nie mogę im tego wybaczyć. Jak mogli mnie tak wystraszyć? Jest środek nocy, a mimo to słychać płacz dziecka do biegający z krzaków. Leżał w nich koszyk z niemowlakiem. Głośno ono płakało. Zdiełam szal i przykryłam nim dziecko. W koszyczku leżała też karteczka.

_______________________________________
Proszę się zająć moją trzymiesięczną córką Akacją.
_______________________________________

Złapałam za rączkę koszyka dziecko co prawda się już uspokoiło lecz zapewne nie na długo. Szybko wyruszyłam w drogę powrotną co chwila upewniając się, że z Akacją wszystko w porządku. Gdy doszłam do domu, a raczej posiadłości otworzyłam kluczem drzwi i postawiłam koszyk na meblościance obok wejścia. Ktoś mnie przytulił przez co prawie upadłam na ziemię.
- Elli. - Powiedziałam szeptem.

- Jak dobrze, że nic ci nie jest... Chwila co ty tam masz?

- To Akacja znalazłam ją w lesie w krzakacha, ale reszty dowiesz się jutro idź spać ok?

- Dobrze.. Cociu Rose możesz się pogodzić z innymi? Nie chce napiętej atmosfery.

- Dobrze porozmawiam z nimi. Dobranoc.

- Dobranoc ciociu. - Ktoś mnie przytulił od tyłu tym razem ta osoba była wyższa od mnie.

- Bogu dzięki, żyjesz.

- Wiesz Aleks mam zamiar jeszcze pożyć więc czy możesz mnie już...

- Oj racja przepraszam.

- Za co?

- Za wszystko. Powinienem zrozumieć twoje zdenerwowanie. Zamiast na skakiwać jeszcze bardziej.

- A ja przepraszam, że uciekłam, ale chyba to dobrze spójrz.

- Dziecko, ale co ono tu robi.

- Ktoś zostawił ją w lesie.. Jest wychlodzona i wygłodniała leżała w koszyczku pomniadzy krzakami. Na karteczce pisało, że ma z trzy miesiące i ma na imię Akacja.

- Przygarniesz ją?

- Jeszcze nie wiem, ale wszystko wskazuje, że tak. Dobra leć się położyć. Ja jeszcze posiedzę z małą.

- Rose?...

- Spokojnie już wybaczyłam.

- Dziękuję. - Wszedł po schodach do góry. A ja używając buteleczki Lolka nakarmiłam Akacje, która szybko po jedzeniu zasnęła, a ja zaraz po niej.

Piekna niczym kwiat róży Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz