35. Serce go kochało, rozum się go bał

265 14 1
                                    

Uczelnia, poniedziałkowego poranku, opustoszała. Nie spodziewałam się, że nastąpi to na początku ostatniego tygodnia, ale jednak. Większość wolała tego dnia, poświęcić czas na plażę, czy powoli rozpoczynające się imprezy. Sama pewnie bym nie przyszła na zajęcia, gdyby nie to, że potrzebowałam odpocząć od ciągłego myślenia o ostatnich wydarzeniach, stawić się w kole teatralnym i spotkać się z Arianą. Obie równie się zdziwiliśmy, gdy okazało się, że Nicole nawet nie zamierzała się zjawić, gdyż rozpoczęła kolejne praktyki, a Marcus, ze względu na duże zaległości w treningach, do końca tygodnia miał w pełni poświęcić się drużynie. Początkowe zajęcia minęły nam dość szybko, a gdy przyszło do wychowania fizycznego, od razu zajęłam miejsce na ławce, nawet nie próbując udawać zaangażowania. Ariana, wcześniej przebierając się w strój sportowy, wbiegła na boisko i zaczęła prowadzić rozgrzewkę, gdyż Pan Hawkins ją o to poprosił. Mężczyzna zapisał coś w swoim zeszycie, a następnie zajął miejsce obok mnie i westchnął.

— Powód.

— Okres — odpowiedziałam od razu.

— A tak na poważnie? — Spojrzał na mnie, a ja mimowolnie przewróciłam oczami.

— Naprawdę mam okres i słabo się czuję. Jest koniec roku, naprawdę mógłby Pan odpuścić. Poza tym jestem osłabiona lekami uspokajającymi. — Kłamałam na wszelkie sposoby i coraz bardziej mnie to przerażało.

— Jak ci idzie praca z psychologiem? — zapytał, odpuszczając i zaznaczając w tabelce krzyżyk przy moim nazwisku.

— Całkiem dobrze. Powoli zaczynam rozumieć niektóre rzeczy.

— Chciałbym, żeby tak było. Jesteś naprawdę zdolna i szkoda by było, aby to się zmarnowało. A na balu się pojawisz? — Zadając ostatnie pytanie, sam lekko się uśmiechnął, jakby nie wierząc w to, że istnieje szansa na moją obecność.

— A byłam na jakimś? Nawet nie mam partnera.

— Bo palisz za sobą mosty. — Spojrzałam na mężczyznę, a on uniósł jedną brew ku górze.

— Louis powinien spłonąć razem z mostem. — Westchnęłam na co Hawkins prychnął.

— Widzę, że terapia działa coraz lepiej.

— Każdy mężczyzna, który podnosi rękę na kobietę, powinien spłonąć — mruknęłam, wpatrując się w swoje dłonie.

— Rozumiem twój żal. Louis jest specyficzny. Tylko że nie możesz też ignorować tego, że sama rozpoczęłaś atak. Szczerze, ewidentnie siłowo jesteś silniejsza od tego chłopaka, czego pojąć nie mogę, bo nie ćwiczysz na moich zajęciach.

— Siła nie tkwi w mięśniach tylko w głowie i psychice — zaśmiałam się. — Pan powinien to wiedzieć.

— Kto cię nauczył takiego myślenia? — Uśmiechnął się do mnie.

— Mój ojciec. — Spoważniałam.

— Tak myślałem. — Stęknął i podniósł się niechętnie z ławki, aby gwizdnąć i zadać dziewczynom kolejne zadania.

Myślałam nad tym, co powiedział, nie rozumiejąc tak właściwie sensu jego zainteresowania moją osobą. Jednak szybko się rozproszyłam, widząc jak po drugiej stronie boiska, na murawę wbiegli chłopcy z naszej drużyny, w tym Marcus, czy też Nate. Zack jak zwykle zajął miejsce na ławce. Obserwowałam ich rozgrzewkę i dowcipy, które rzucali w swoją stronę. Zauważyłam, jak Nate przebiegał blisko mojej ławki i uśmiechnął się w moją stronę, puszczając oczko, a gdy Marcus to zauważył, zmarszczył nos. Zresztą nie tylko on, bo i Tiffany. Czułam jej czujne spojrzenie na mojej osobie. Wręcz wierciła we mnie dziurę, pewnie zachodząc w głowę, czemu mieliśmy ze sobą jakikolwiek kontakt. Ciekawe, czy Nate jej powiedział, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Tiffany jednak długo nie zamierzała czekać i gdy tylko zakończyły się zajęcia, podbiegła do mnie, aby skonfrontować swoje podejrzenia. Jej ciemne, blond włosy, upięte w wysokiego kucyka, nawet mimo mocnej wilgoci, dalej zachowały swoją idealną gładkość i prostotę. Wysoka, wyprostowana i umięśniona sylwetka podkreślona była krótkimi spodenkami i topem.

Za honorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz