Rozdiał 5

259 15 8
                                    

Otworzyłam powoli jedno oko, czując olbrzymią złość na osobę, która postanowiła wyrwać mnie z błogiego stanu jakim był sen. W swojej głowie rzuciłam już klątwy na tą okropną istotę, które nauczyłam się od mojej ukochanej Pani z matematyki. Przysięgam że nieważne co ta odrażająca kobieta powie, jest niezrozumiałe dla naszego społeczeństwa.

-Czego?- Powiedziałam zła do telefonu.

-Kochana moja przyjaciółko jak się czujesz?- Zapytał się przesłodzonym głosem Liam.

-Mów czego chcesz, chce powrócić do snu z Harrym Styles'em i Louisem w roli głównej.- Naprawdę tego pragnęłam, szczególnie po ciężkim tygodniu spędzonym w szkole.

-Dzisiaj jest mała impreza na plaży, a ja zdecydowałem że ty musisz na niej być.- W jego głosie można było usłyszeć nadzieję na to że się zgodzę.

-Dobra pójdę tyko daj mi spać.- Niewiele myśląc zgodziłam się na jego propozycję.

Przez dziesięć minut próbowałam ponownie zasnąć, niestety nieskutecznie. Zaczęłam myśleć o słodkich pieskach które oglądałam przed snem, do momentu w którym dopadła mnie szara rzeczywistość.

Chociaż szkoła dopiero się zaczęła to nauczycielom nawet przez myśl nie przeszło to, aby dać nam szanse na to, aby przystosować się do trybu szkolnego. Czasem myślę o tym czy oni zapomnieli, jak to jest być nastolatkiem? Chociaż spróbujcie wyobrazić sobie waszego nauczyciela, jako młodą, buntującą się oraz korzystającą z życia osobę. Nie umiecie? Spokojnie ja też nie umiem.

Po zakończeniu moich jakże inteligentnych przemyśleń postanowiłam wstać z łóżka. Kładąc nogi na chłodną, ciemną drewnianą podłogę. Poczułam nieprzyjemne uczucie przepływającego mnie zimna. Momentalnie nabrała mnie ochota wrócić pod ciepłą, satynową pościel, wiedziałam że jeżeli to zrobię to nic, ani nikt nie wyciągnie mnie z łóżka, a mam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia dzisiaj.

Wysilając każdy mięsień swojego ciała, wyprostowałam nogi i zrobiłam pierwszy krok. Zakręciło mi się w głowie, a do mojego umysłu przypłynęło przypomnienie. Insulina!
Otwierając ciemne, drewniane drzwi prawię się zabiłam.

-Czy ty nie możesz usadowić się gdzieś indziej, tylko rozwalasz się przed moimi drzwiami kartoflu.- Warknęłam na psa.

Fafik tak właściwie był na początku kabanosem ale oburzony tym jak go nazwałam Liam, postanowił nazwać go Fafik, ani ja, ani moja rodzina nie miała nic przeciwko temu.

Przekroczyłam leniwego psa, po czym skierowałam się do kuchni aby zjeść jakiś owoc. Siadając przy wyspie kuchennej sięgnęłam po brzoskwinie która była w koszyku z owocami. Bardzo lubię brzoskwinie wiecie? Delektując się słodkim smakiem brzoskwini, usłyszałam kroki kierujące się w moją stronę.

-Cześć kochanie.- Moja mama nachyliła się nade mną, całując w policzek.- Pamiętaj o insulinie.

-Zjem tylko brzoskwinie i pójdę ją wstrzyknąć.- Posłałam jej uśmiech.

Cukrzycę odziedziczyłam podobno po ojcu. Nigdy go nie poznałam, mama zawsze nam mówiła że zwiał gdy tylko dowiedział się o ciąży. Od tego momentu jedyne co mnie łączy z tym człowiekiem to materiał genetyczny oraz choroba. 
Moja mama jest za to wspaniałą kobietą, owszem kłócimy się jak to w każdej rodzinie ale zawsze gdy ją potrzebowałam była przy mnie i wspierała mnie jak tylko mogła. Może sama się chciałabym być taką matką jak ona, aczkolwiek wiem że jest dużo rzeczy które pragnę robić jak moja rodzicielka gdy w dalekiej przyszłości zostanę opiekunem małych istot.
Patrząc na to jak wygląda śmiem sądzić że w przeszłości złamała wiele serc. Jej lśniące włosy wyglądały obłędnie, a duże niebieskie oczy oraz pełne malinowe usta idealnie podkreślały jej delikatną urodę.

A piece of hellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz