- Ojcze nasz - Młody mężczyzna powtarzał te słowa niczym mantrę, mając nadzieję, że jego żona dobrze zniesie poród, a na świecie pojawi się ich dziecko. Nie była ważna płeć, wygląd, liczyło się jedynie, aby było ono zdrowe. Swoją drogą nie mieli oni jakiś wygórowanych oczekiwań, po prostu chcieli mieć dziecko, owoc ich miłości, kogoś kto będzie połączeniem ich krwi oraz poświęcenia. Kiedy słyszał krzyk swojej ukochanej, jego modlitwa się wzmagała i niosła echem po korytarzu ich pokoju. Leona nie chciała, aby był z nią przy porodzie, doskonale wiedząc jak działa na niego widok krwi, dlatego on stał przed drzwiami, czekając na cud, natomiast ona współpracowała z ich znajomą położną. Mężczyzna zaczął się zastanawiać, czy rzeczy dla ich dziecka są już skomplementowane, co nie było takie proste. Większość produktów pochodziła od ich znajomych, którzy mieli starsze dzieci i z uśmiechem dzielili się z nimi swoimi troszeczkę zepsutymi i przestarzałymi nabytkami, jednak to było logiczne, przecież właśnie skończyła się wojna. Ludzie obiecali sobie, że nic takiego już się nie powtórzy, ponieważ niesie to za sobą śmierć setek istnień, niestety człowiek nigdy nie był słowny. Po czterech godzinach niecierpliwego oczekiwania oraz chodzenia po całym mieszkaniu, miał wrażenie, że zrobił już dziurę w podłodze, usłyszał cichy krzyk i wiedział, że się udało. W myślach podziękował Bogu za wszystko i bez żadnego uprzedzenia wszedł do pomieszczenia. Leona wyglądała na wyczerpaną, lecz szczęśliwą, w swoich rękach trzymała maleńkie zawiniątko, które było ich dzieckiem.
- Mamy syna - wychrypiała i gestem dłoni pokazała, by usiadł obok niej i wziął go na ręce. Chłopiec spał mocno, będąc zapewne przerażony warunkami, w których przyszło mu żyć.
- Jak go nazwiemy? - zapytał, gładząc kciukiem jego policzek, był taki miękki i delikatny, Józef czuł pewne obawy, nie chciał zrobić mu krzywdy.
- Myślałam o imieniu Tadeusz, co ty na to? - zapytała i czule pogładziła chłopca po czole, które pokryte było niewielkim meszkiem włosów.
- Tadeusz Zawadzki - zamyślił się, starając znaleźć odpowiednie brzmienie tych dwóch wyrazów i kiedy zaczął wyobrażać sobie ich wspólną przyszłość doszedł do wniosku, że jest to odpowiednie imię.
- Może przyprowadź Anię, pewnie ucieszy się na braciszka - Leona poprawiła się na łóżku i z nieukrywaną radością czekała na przyjście córeczki, która nie mogła się doczekać poznania ze swoim rodzeństwem.
- Ania to jest Tadziu, od dzisiaj jesteś straszą siostrą musisz się nim opiekować - Józef wypowiedział te słowa z ogromną czułością, żartując trochę, jednakże to zdanie zapadło jej w pamięci i pozostało w niej na zawsze, do ostatniego tchu dbała o niego.
Niecałe cztery miesiące później na świat przyszedł Jan Bytnar, pierwsze dziecko Zdzisławy i Stanisława. I w jego przypadku nie było inaczej, przyszedł na świat w akompaniamencie ojcze nasz, szeptanego przez jego ojca i matkę. W ten sposób rozpoczęły się dwie osobne historie, które niebawem miały się ze sobą spleść i wspólnie zakończyć.
CZYTASZ
Pater noster ~ Rośka ✔️
Historical FictionGorzkie opowiadanie o wojnie, samoakceptacji oraz próbie przebaczenia. Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom.