qui es in caelis

1.6K 128 17
                                    

- Gdzie ten chłopak może być? - Józef Zawadzki był już naprawdę zniecierpliwiony, co nie zdarzało się często, zazwyczaj był oazą spokoju, jednakże jego syn miał magiczne zdolności i doprowadzał go do stanu niemożliwego.

- Nie martw się tato, pewnie znowu postanowił iść nad rzekę z kolegami - odpowiedziała Ania, która już dawno przestała martwić się długimi nieobecnościami brata, on po prostu był za bardzo rozkojarzony i nie miał do tego głowy, przynajmniej tak wywnioskowała po jego zachowaniu, innymi słowy; Tadeusz był conajmniej dziwny, a ona zauważała to każdego dnia.

- Tak, tak - mówił szybko, starając się dostrzec syna, który miał, najprawdopodobniej, wyłonić się zza niewielkiego pagórka. Wyjazd w góry, w Beskidy, był dobrym pomysłem; nareszcie można odetchnąć, oddychać świeżym powietrzem, zatracić się w pięknie natury. Góry były niezwykłe i wyjątkowe, każdy szczyt różnił się od siebie, jednakże uczucie, towarzyszące dotarciu na niego było podobne, zupełnie obezwładniające.
Józef nie spodziewał się również, że Tadeusz znajdzie w tym regionie tak wielu kolegów; głównie byli to synowie pasterzy, którzy pomagali swoim ojcom zaganiać owce w wyższe partie gór, co prawda nie były to Tatry, o których Józef słyszał jedynie z opowieści, podobno sięgały one, aż do nieba i piętrzyły się, jednak on nie wiedział ich na własne oczy, i trudno było mu w to uwierzyć. Co prawda Beskidy były spore, jednakże raczej określiłby je mianem łagodnych, składały się głównie z niewielkich pagórków. Po kilku minutach ciszy i spokoju, usłyszał głos swojego syna, który przybiegł do niego i ufnie wtulił się w jego ramiona.

- Gdzieś ty tyle był urwisie? - Józef pogładził go po włosach i spojrzał na twarz, która była cała fioletowa; sprawa natychmiast się rozwiązała.

- Niech zgadnę... w lesie? - Zawadzki już nawet nie starał się ukryć swojego rozbawienia, natomiast Tadeusz patrzył na niego z wyraźną konsternacją, zastanawiając się, czy jego tata nie ma wzglądu do jego mózgu i nie czyta mu w myślach, no cóż, od dziecka miał chłopak bujną wyobraźnię, która na przestrzeni lat ewaluowała.

- Skąd wiesz? - Chłopiec zmarszczył swój nosek w ten charakterystyczny sposób i oczekiwał wyjaśnień, przecież to nie może być, aż tak oczywiste.

- Nie powiem ci, a teraz zmykaj do domu, za karę będziesz się bawił z Anią lalkami! - Józef zawołał wesoło i podrzucił swoim synem delikatnie, tak aby nic mu się nie stało, Tadeusz jakoś nie przejął się jego słowami, lubił spędzać czas ze swoją siostrą, na tych jej typowo dziewczęcych zabawach.

W tym samym czasie drobny chłopiec o imieniu Janek gonił za kotem swojego sąsiada, niestety za każdym razem, gdy wydawało mu się, że jest już blisko schwytania Rudka on uciekał, miaucząc przy tym głośno. Chłopiec był już tym faktem sfrustrowany, na domiar złego dzisiaj była niedziela, a więc dzień, który należało spędzić na modlitwie, w gronie najbliższych, jednak on był po prostu tym wszystkim znudzony - matka często powtarzała żartobliwie, że w jej synu żyje diabeł, nie pozwalający mu na wszelkie oznaki dobra - po prostu trudno było im zrozumieć psychikę małego dziecka, nic prostego.

- Janek, zostaw tego biednego kota, bo pan Mateusz oskarży cię o maltretowanie i chodź do domu! - Zdzisława stanęła na podwórku i spojrzała na swojego syna, który brudny od trawy i błota, patrzył na nią spod przymrużonych powiek, wyglądał uroczo, zwłaszcza gdy na jego nosie, pod wpływem słońca, pojawiały się niewielkie piegi. Janek, ociągając się wrócił do domu, by monotonnie jednym głosem, nieustannie, powtarzać.

- Ojcze nasz, któryś jest w niebie... - Wówczas wydawało się to takie bezsensowne, gdyby jednak wiedział, że za kilkanaście lat to na tej modlitwie będzie opierał całe swoje życie, że to właśnie ona będzie szeptana przez miliony Polaków, Żydów, Cyganów... Przez każdy skrzywdzony naród, który nie będzie potrafił poradzić sobie z ciężarem wojny, ale przecież wtedy był mały, a wojna w jakiś sposób się oddaliła, czyż nie? Przecież ledwo skończyła się pierwsza katastrofa, ludzie nie byli na tyle głupi, by zainicjować coś nowego, zwłaszcza, gdy można było zauważyć skutki tych czynów, niestety, my - naród ludzki, nigdy nie potrafiliśmy uczyć się na błędach.

Pater noster ~ Rośka ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz