1

31 2 0
                                    

Kolejny raz wzięłam do ręki skrawek pergaminu, aby przelecieć oczami przez tekst. Szanowna pani Luno Martin. Mam zaszczyt ogłosić, że została pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Mogłabym czytać to zdanie w kółko i nadal zwątpić w to, że wracam do nauki czarowania. Z każdą minutą, która zbliżała mnie do przeniesienia się do Hogwartu radość zmieniała się w coraz większy stres. Nigdy nie wyjeżdżałam tak daleko z domu rodzinnego na wakacje, a co dopiero zamieszkać gdzieś na kilka miesięcy. Dodatkowo nie byłam pewna czy podjęłam słuszną decyzję. Może faktycznie nie powinnam sprawiać niepotrzebnych problemów. Zostać w Nowym Jorku i prowadzić mugolskie życie tak jak zalecało Ministerstwo Magii.

Odłożyłam list na szafkę nocną, gdzie znajdowała się moja różdżka. Wykonana z cedru i rzadkiego rdzenia z pióra feniksa. Długość niecałych dziesięciu cali, dość giętka. Podobno sprowadzona do Stanów Zjednoczonych prosto ze sklepu samego Ollivandera. Wzięłam ją do lewej ręki. Leżała idealnie. Tak bardzo tęskniłam za tym uczuciem. Kiedy odebrałam ją od Dumbledora od razu ogarnęła mnie trudna do opisania więź, jaką z nią stworzyłam przez te wszystkie lata. Rozległo się pukanie i po chwili zza otwartych drzwi wyłoniła się głowa mamy.

- Na pewno wszystko masz? - zapytała z troską i wskazała na kufer. Był wypełniony praktycznie po same brzegi.

- Chyba tak - odparłam, nadal bawiąc się różdżką w dłoniach.

- Zawsze możesz zostać - musiała zauważyć, że się waham - Wiem, że tata był bardzo podekscytowany na twój powrót do szkoły, ale nie musisz tego robić dla niego. Nie musisz tego robić dla nikogo. Nawet dla tego całego czarodzieja, no jak mu tam bylo...

- Albus Dumbledore.

- Zostań z nami, skarbie - usiadła przy mnie na łóżku i położyła dłoń na moim ramieniu - Będziesz tutaj bezpieczna.

- Mamo to ja jestem zagrożeniem - westchnęłam, wypowiadając trudną prawdę i spojrzałam w jej wielkie, zmartwione niebieskie oczy. Były spuchnięte. Rozwalone blond włosy, spięte na szybko w krótką kitkę. Charakterystyczny znak na to, że nie spała zbyt dobrze tej nocy. Wiedziałam, że ma mnóstwo obaw. Po tym jak wróciłam z Ilvermony przez kilka tygodni ledwo opuszczałam swój pokój. Rodzice nigdy nie widzieli mnie bardziej przybitej - Nie mogę dopuścić do kolejnych takich wybuchów, a nikt nie jest mi w stanie zagwarantować, że się już nie pojawią kiedy zacznę prowadzić normalne życie. Nie chcę, żeby więcej ludzi ucierpiało. Nie chcę, żeby wam się stało coś złego.

- Luno - nie mogła się powstrzymać i z jej oczu popłynęły łzy. Odruchowo wzięłam ją w objęcia.

- Mamo - starałam się zachować spokój w głosie - To najbardziej rozsądna rzecz jaką mogę zrobić dla siebie i dla was. - starałam się ją tak bardzo do tego przekonać, a przy tym samą siebie - Poza tym bez magii jestem nikim. Czarowanie to jedyna rzecz, w której jestem naprawdę, naprawdę dobra. Wiem, że ciężko ci zrozumieć ten świat, ale musisz mi zaufać. Albus Dumbledore to najsłynniejszy czarodziej na świecie. W jego szkole nic, ani nikt mi nie grozi.

- Przepraszam, nie chciałam się rozklejać. - odsunęła się, wycierając policzki- Jesteś moim największym skarbem. Zrobiłabym wszystko, żeby cię ochronić, jakoś pomóc z tym wszystkim

- Dobrze wiesz, że sobie poradzę.

- I to jest moja córeczka - tata pojawił się niepostrzeżenie w pokoju, poprawiając swoje niemalże czarne włosy. Był nadal w piżamie z kubkiem w ręku, w której zawsze pije swoją kawę - Nie powinnaś już, no wiesz, rzucać czaru - nie mógł sobie przy tym darować tego jego gestu. Kiedy go wykonywał wyglądał jakby chciał połaskotać powietrze niż rzucić zaklęcie. Mimo wszystko uwielbiałam go za to poczucie humoru i wiarę we mnie. Zerknęłam na zegar.

- Jestem spóźniona! - podskoczyłam jak oparzona i wstałam, żeby pośpiesznie spakować jeszcze ostatnie rzeczy. Zamknęłam kufer z trudnością, po czym ruszyłam się pożegnać.

- Opiekujcie się Herbatnikiem - przypominałam im jeszcze o mojej ukochanej, jasnobrązowej sowie po mocnych uściskach i kilku ciepłych słowach - Będę czekać na list. Kocham was.

Cofnęłam się kilka kroków. Rodzice stali przytuleni do siebie, dodając sobie nawzajem otuchy. Chociaż po ojcu wcale tego nie było widać wiedziałam, że przejmuje się tak bardzo jak mama. Nawet nie byli świadomi jak dużym wsparciem okazali się w ciągu ostatnich miesięcy. Obdarzyli mnie zrozumieniem. Nienawidziłam się rozstawać, ale w głębi serca byłam pewna, że muszę to zrobić. Od zawsze było mi pisane zupełnie inne życie. Wygięłam usta w ostatnim uśmiechu w ich stronę.

Skupiłam się na obrazowaniu stacji Hogwart. Starałam się rozłożyć w głowie każdy szczegół, który utknął mi w pamięci. Ławeczki, tory, latarnie, bramę i kryjącą się za nią drogę, która prowadziła do szkoły. Rozrysować najdokładniejszy plan miejsca. Na zamek rzucono zaklęcie aportacji, dlatego musiałam teleportować się właśnie tam. Mogłam też oczywiście wybrać zupełnie mugolskie sposoby, ale wolałam skrócić podróż. Szczególnie, że zezwolono mi używać czarów. Gotowa, wspomagając się różdżką przeniosłam się przy charakterystycznym odgłosie pstryknięcia. Ścisnęło mnie jak za każdym razem w żołądku. Uchyliłam powieki i ukazała mi się opustoszała stacja.

- Spóźniłaś się - nagle do moich uszów dobiegł szorstki głos.

t a j e m n i c aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz