3

28 2 0
                                    

Kto stwierdził, że ten głupi krawat będzie świetnym elementem szkolnego mundurka? Nie wiedziałam ile czasu spędziłam przed lustrem, próbując zawiązać ten skrawek materiału na szyi w znośny sposób. Był istotną częścią stroju, ponieważ mówił o mojej przynależności do Slytherinu. Nie ważne jak bardzo się starałam prezentował się strasznie. Westchnęłam. Musiałam jednak przyznać, że ten odcień zieleni pasował do mojej urody. Podkreślał kolor oczu oraz współgrał z rudymi włosami. Przydzielenie do domu odbyło się za pomocą gadającej czapki. Spodziewałam się jakiś testów lub prób, ale nie nakrycia głowy. Naprawdę była z niej gaduła, ale jej słowa nie miały sensu. Wspomniała o moich niesamowitych korzeniach. Moja mama co najwyżej mogła słynąć ze wstawiania surowyh ocen z matematyki w mugolskiej szkole, a mój tata z super podejścia do leczenia zębów małych dzieciaczków. Moja ambicja i spryt zadecydowały o Slytherinie.

Kontrolowałam czas, spoglądając co chwilę na zegarek na moim nadgarstku. Nie chciałam się spóźnić. Myśl o tym, że mogłabym tym wkurzyć Malfoya sprawiała, że było to bardzo kuszące, ale postanowiłam pozostać z nim na neutralnym gruncie. O ile można to nazwać neutralnym gruntem. Kompletnie nie rozumiałam jego zachowania. Prawdopodobnie dotarły do niego pierwsze plotki o tym jakim potworem jestem. Nie byłam już taka przekona do tego, że to będzie dla mnie świeży start, a raczej powtórka z rozrywki. Zgarnęłam potrzebne podręczniki i różdżkę. Pierwszą lekcją były eliksiry. Nie mogłam się doczekać. W Ilvermony ten przedmiot był jednym z moich ulubionych. Opuściłam punktualnie pokój. Malfoy czekał na mnie również przebrany w szkolne szaty.

- Musimy coś ustalić - stwierdził. Z jego postawy biła pewność siebie - To, że mam cię pilnować nie oznacza, że jestem twoją pieprzoną niańką. Masz trzymać dystans. Nie rozmawiać ze mną. Nie siadać przy mnie. Nie znamy się i niech tak pozostanie. Nie chcę mieć przez ciebie kolejnych problemów.

- Milusio - odpowiedziałam do jego pleców.

Trzymałam pomiędzy nami odległość tak jak sobie tego życzył. Co parę minut, niby przypadkiem, sprawdzał czy za nim idę. Odpłacałam mu tym samym obojętnymi oczami. Nie chciałam, żeby myślał, że zrobił mi tym obszernym jak na niego monologiem przykrość. Całe życie byłam sama. To dla mnie nic nowego. Korytarze były wypełnione przemieszczającymi się na zajęcia uczniami. Na szczęście blond czupryna wyróżniała się spośród tłumu, więc nie miałam obaw, że się zgubię. Nie musieliśmy też iść daleko, bo sala mieściła się prawie na tym samym poziomie, co nasze dormitorium.

Stanęłam przy drzwiach, obserwując otoczenie. Zauważyłam, że wzbudziłam już pierwsze zainteresowanie, czekających tu na lekcje osób. Spojrzenia i szepty były mniej dyskretne niż im się wydawało. Ominęłam oficjalne rozpoczęcie roku, żeby nie budzić niepotrzebnej sensacji, ale najwyraźniej nie da się jej zapobiec. Malfoy dołączył do grupy kilku ślizgonów. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś z takim charakterem jak jego mógł mieć przyjaciół. Czarnoskóry chłopak ewidentnie nie narzekał na jego towarzystwo, śmiejąc się głośno z jego słów. Chyba zeszli na mój temat, bo obaj jednocześnie skierowali głowy w moją stronę. Przyłapana na gapieniu się szybko odwróciłam wzrok. Postanowiłam natychmiast uciec z tej niezręcznej sytuacji i wejść do sali.

Usiadłam z przodu przy jedynym pustym stoliku. Nikt nie chciał siedzieć w pierwszej ławce. Pierwszą rzeczą jaką tutaj zauważyłam to łańcuchy podwieszone pod sufitem. Domyśliłam się, że miejsce musiało kiedyś służyć za lochy. Panował nieprzyjemny półmrok i chłód. Starałam się ignorować wszystkich wokół, wiedząc że nadal jestem powodem tych cichych rozmów. Przyglądałam się słoikom ze składnikami na ogromnym regale, gdy dźwięk odsuwanego obok krzesła zmusił mnie do zerknięcia na niezbyt wysoką brunetkę. Dziewczyna z Gryffindoru przysiadła się do mojego stanowiska i chociaż dzieliła nas nadal spora odległość to była pierwszą osobą, która odważyła się być tak blisko. Oprócz Malfoya. Jej brązowe oczy były ciekawskie, ale nie nachalne jak niektórych. Niespodziewanie poszybował delikatny uśmiech w moją stronę. Nim zdążyłam zareagować inaczej niż zdziwieniem. Zwróciła się w stronę drzwi, wypatrując kogoś. Na widok Malfoya zrobiła grymas. Jego wejście momentalnie przyciągnęło uwagę damskiej części klasy, a on sam zdawał sobie z tego świetnie sprawę. Czekał dla na niego i jego przyjaciela stół na końcu sali jakby byli jakąś elitą Slytherinu, która ma ludzi od pilnowania siedzeń.

- Dzień dobry klaso - profesor pojawił się w sali i zanotował kredą swoje nazwisko na tablicy. Siwe włosy mówiły, że był w odrobinie w podeszłym wieku, ale jego tętniące życiem spojrzenie chciało temu bardzo zaprzeczyć. Miał na sobie charakterystyczną beżową pelerynę w stylową kratkę - Nazywam się Horacy Slughorn i w tym roku będę was uczył eliksirów. Na dzisiejsze zajęcia przygotowałem zadanie, które zazwyczaj zadaję na początek semestru, żeby sprawdzić poziom umiejętności uczniów. Czy wszyscy mają podręczniki? Dobrze, otwórzcie na trzydziestej stronie. Czy ktoś jest mi w stanie coś powiedzieć o Wywarze Żywej Śmierci? - tylko jedna ręka poszybowała do góry - Tak panno...?

- Hermiona Granger - odparła moja sąsiadka - Wywar Żywej Śmierci to silny środek usypiający. Powoduje omdlenia, które wyglądają dla niedoświadczonego czarodzieja jak śmierć, a występuje ona tylko i wyłącznie przy dużym przedawkowaniu.

- Zgadza się, panno Granger. - odparł zachwycony - Dziesięć punktów dla Griffindoru.

- Przepraszamy za spóźnienie - dwóch gryfonów wparowało nagle do pomieszczenia, a ja momentalnie rozpoznałam jednego z nich.

t a j e m n i c aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz