Nie było takiego czarodzieja na świecie, który by go nie rozpoznał. Mimowolnie stwierdziłam, że był przystojniejszy niż na zdjęciach z gazet. Ciemne włosy ułożone żelem nie zakrywały już słynnej blizny. Jakby chłopak pogodził się z popularnością, którą przysporzyła ta błyskawica. Jego niebieskie oczy chowały się za okrągłymi okularami. Poprawił je po dość intensywnym biegu.
- Harry - odparł entuzjastycznie profesor - Bałem się, że pana dzisiaj zabraknie na mojej lekcji. - po chwili zauważył, że nie jest sam - Jak nazywa się twój kolega?
- Ron Weasley - odpowiedział rudowłosy. W zestawieniu z Potterem wyglądał jak zupełne jego przeciwieństwo. Postawę miał odrobinę przygarbioną, a wyraz twarzy upewnił mnie, że brakowało mu pewności siebie. Jego fryzura sugerowała zaległości u fryzjera. Przydałoby mu się strzyżenie. - Jeżeli ma pan pełną salę, mogę wyjść.
- Nonsens - machnął ręką Slughorn - Przyjaciele Pottera to również moi przyjaciele. Widzę, że zapomnieliście zabrać podręczniki, więc możecie pożyczyć jakieś z tamtej szafki - odwrócił się w naszą stronę - Wracając do lekcji. Waszym zadaniem na dzisiaj będzie uwarzenie Wywaru Żywej Śmierci. Instrukcje znajdziecie na stronie trzydziestej, którą powinniście mieć już otwartą przed sobą - stanął nad rozkojarzonym gryfonem, który zawstydzony zaczął szybko przewracać kartki w książce - Aby was zmotywować do pracy przygotowałem dla ucznia, który pierwszy stworzy prawidłowo ten wywar nagrodę - wyciągnął z kieszeni marynarki średniej wielkości fiolkę i podniósł ją do góry tak, żeby każdy mógł się przyjrzeć złotemu płynowi w środku - Czy ktoś rozpoznaje ten eliksir? Tak? Proszę, przedstaw się.
- Luna Martin - zabrałam głos, widząc jego zmieszanie po skojarzeniu faktów związanych ze mną. W sali momentalnie zapanowała nienaturalna cisza - Wydaje mi się, że to Felix Felicis.
- Zgadza się - zdobył się na wymuszony uśmiech.
- Inaczej nazywa się go Płynnym Szczęściem - mimo wszystko kontynuowałam, dzieląc się swoją wiedzą. Kątem oka dostrzegłam, że spóźnieni chłopcy zajęli przy mnie krzesła - Mikstura sprawia, że każdy kto ją wypije ma szczęście, niezwykłą pewność siebie oraz podejmowanych przez siebie wyborów.
- Dziesięć punktów dla Slytherinu - zaintrygowany kiwnął głową - Jak słyszeliście koleżankę jest o co walczyć. Macie czas do końca lekcji. Życzę wam wszystkim powodzenia, bierzcie się do roboty.
Spojrzałam ukradkiem na lewy profil Harry'ego, który wydawał się ani trochę nie przejmować moją obecnością. Cudownie. Osoba, którą powinnam trzymać jak najdalej od siebie siedzi tak blisko mnie. Odsunęłam się prawie na sam róg stołu i zabrałam do pracy. Uczniowie również byli bardzo pochłonięci przygotowaniem eliksiru. Odgłosy krojenia, mieszania i pierwszych wybuchy rozlegały się wraz z komentarzami profesora. Pozwoliłam zaufać własnej wiedzy oraz intuicji i zrobiłam kilka rzeczy na przekór podręcznikowi. Uwielbiałam rywalizację, więc starałam się być jak najbardziej szybka i efektywna. Zamieszałam trzy razy w prawo oraz po chwili siedem w lewo i prawo. Mikstura w kociołku powoli przypominała rezultat jak na obrazku. Zadowolona z siebie zgłosiłam się dziesięć minut przed końcem zajęć. Niestety nie byłam jedyna, bo Harry skończył w tym samym czasie.
- Panie pierwsze - stwierdził Slughorn i wrzucił do roztworu liść, który momentalnie zgnił i się ulotnił - Świetny, panno Martin, świetny. Zobaczmy jeszcze jak pan Potter sobie poradził z zadaniem - efekt był identyczny, a chłopak przybrał zadowoloną minę na ten widok - Wygląda na to, że mamy dwóch zwycięzców - profesor wycofał się do swojego biurka, gdzie rozlał nagrodę do dwóch mniejszych fiolek - Wykorzystajcie je dobrze. - wręczył nam je i puścił oczko zanim zaczął klaskać. Klasa z oporem mu zawtórowała.
Pozbierałam wszystkie rzeczy, unikając jakichkolwiek interakcji z dzielącym ze mną pierwsze miejsce chłopakiem. Miałam jakieś dziwne przeczucie, że chciał porozmawiać. Nie kusząc losu niemalże pobiegłam do drzwi. Chciałam być lojalna w stosunku do dyrektora i przestrzegać zasad. Jedna z nich nakazywała mi brak jakichkolwiek relacji z Harrym Potterem. Wychodząc z sali napotkałam świstek, który pofrunął z książki idącego przede mną bruneta. Automatycznie podniosłam papier i chwyciłam go za ramię, żeby się zatrzymał.
- Wypadło ci - wyciągnęłam w jego stronę zgubę, a on od razu wycofał się kilka kroków.
- Nie dotykaj mnie! - wykrzyczał, robiąc nagle wokół nas zamieszanie - Nie przyjmę nic od córki Sami Wiecie Kogo - szok, który mnie opanował wydawał się zamrozić każdą część mojego ciała, więc po prostu stałam jak słup soli.
- Nie przesadzaj, Seamus - ktoś wyrwał mi ten pergamin i wręczył mu osobiście - Nie zapominaj jak skończyły się twoje ostatnie przypuszczenia na mój temat. - ze wszystkich możliwych uczniów okazał się to oczywiście ten, przed którym właśnie uciekałam - Luna, prawda? - zwrócił się do mnie, a ludzie zaczęli się rozchodzić.
- Tak - oprzytomniałam.
- Jestem Harry - podał mi dłoń, którą po chwili namysłu przyjęłam. Przy zetknięciu przeszedł mnie dziwny dreszcz, który mógł przypominać pewnego rodzaju kopnięcie prądu.
- Wiem - zaczęłam paplać, żeby ukryć moją reakcje na to uczucie - Jesteś w końcu tym słynnym Potterem, który przeżył Avada Kedavra... Czy to prawda, że Sam Wiesz Kto powrócił?
- Nie wiem skąd się urwałaś, że tego nie wiesz, ale miałem okazję z Voldemortem się spotkać kilka miesięcy temu. Świetny gość. - ironia wręcz kipiała z niego - Następnym razem mu przekażę, że o niego pytałaś.
- Przepraszam. Nie miałam pojęcia. W ostatnim czasie byłam odcięta od informacji - chciałam zapaść się pod ziemię, tak tu i teraz - To było głupie pytanie z mojej strony i bardzo nie na miejscu. Jestem po twojej stronie. Od początku. Naprawdę. - zapewniłam.
- Cieszę się - oznajmił i zauważył, że przyjaciele na niego niecierpliwie czekają - Mam nadzieję, że nie jesteś faktycznie jego córką, bo byłoby to niezręczne - zaśmiał się - Miło było cię poznać, ale muszę już lecieć.
- Jasne. Dzięki! - wykrzyczałam za nim, a on tylko spojrzał się przez ramię i wyszczerzył. Pomachałam mu jeszcze załamana swoimi zdolnościami w nawiązywaniu relacji z drugim człowiekiem. Nie mogłam zrobić lepszego pierwszego wrażenia. Gdy zniknął wraz z gryfonami za rogiem obróciłam się i zauważyłam, że Malfoy mi się przygląda na końcu korytarza z niezadowoleniem. Ruszyłam niechętnie, aby do niego dołączyć. Pewnie wiedział o zasadzie Dumbledora. Byłby to dla niego świetny pretekst na pozbycie się mnie ze swojego życia raz na zawsze. Patrząc na jego zachowanie, marzył o takiej okazji. Ścisnęłam w dłoniach próbówkę jakby sam dotyk miał mi przysporzyć szczęścia.
CZYTASZ
t a j e m n i c a
FanfictionTykająca bomba. Tak po wydarzeniu w Ilvermony prawie wszyscy postrzegają szesnastoletnią czarownicę, Lunę Martin. Prawie wszyscy, ponieważ słynny Dumbledore dostrzegł w młodej dziewczynie coś więcej. Potencjał. Dlatego rozpocznie ona naukę w Hogwarc...