2

28 2 0
                                    

- Przepraszam, że musiałeś czekać - odparłam zmieszana i odwróciłam się. Chłopak stał oparty o słup latarni ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Ubrany był w czarny, elegancki garnitur, który kontrastował bardzo z jego jasną karnacją i rozczochranymi przez wiatr platynowymi blond włosami. Rzucił na mnie oceniający wzrok, dosłownie skanując mnie nim od stóp do głowy. Towarzyszyło mi przy tym dziwne łaskotanie w brzuchu, ale zrzuciłam to na dłużej trwające niż zwykle efekty teleportacji. Zastanawiałam się o czym może teraz myśleć. Czy wzbudzałam w nim strach jak u większości czarodziei? W końcu jego szare oczy zakończyły swoją wędrówkę i spotkały się z moimi. Dostrzegłam, że przez sekundę jego twarz przedstawiała rozczarowanie lub nawet zdegustowanie. Szczerze, wolałam już zobaczyć przerażenie. Wrócił do swojej najwyraźniej standardowej, pozbawionej emocji miny i odepchnął się nogą, żeby zacząć iść w moim kierunku. Zauważyłam, że musiał być wyższy ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów.

- Nazywam się Luna Martin - starałam się zapomnieć o jego niezbyt miłej reakcji i sympatycznie uśmiechnąć.

- Wiem - odparł i wyminął mnie nim zdążyłam wyciągnąć ku niemu dłoń. Cham. Podniosłam za rączkę kufer i potruchtałam za nim, żeby nadrobić wytworzony dystans. Przed bramą czekała na nas karoca, która nie była zaprzęgnięta jeszcze w konie. Chłopak niezmartwiony tym faktem wskoczył do środka, nawet nie racząc się na mnie spojrzeć. Męczyłam się z wepchaniem na pokład mojego ciężkiego bagażu, ale po kilku próbach mi się udało. Nieco zdyszana usiadłam na przeciwko niego i pojazd ruszył, pewnie za sprawą magii.

- Jak masz na imię? - nie zamierzałam się tak łatwo poddać. Dumbledore poinformował mnie w korespondencji, że przydzieli mi jednego z najzdolniejszych uczniów jako towarzysza w pierwszych miesiącach w Hogwarcie. Jasnowłosy wyglądał przez okno jakbym nie istniała. Powoli ogarniała mnie frustracja, nad którą ciężko było mi zapanować - Nie wiem jaki jest twój problem. Spóźniłam się, okej, przeprosiłam. Nie zależy mi na przyjaźni, jeśli o to się martwisz, ale przez kilka miesięcy jesteśmy na siebie skazani. - brak odpowiedzi. Prychnęłam. - Wiesz co, mam genialny pomysł. Wymyślę ci po prostu jakąś fajną ksywkę. Co powiesz na Dupek? Myślę, że bardzo do ciebie pasuje...

Może nie potrzebnie dałam się ponieść złości, ale byłam uczulona na takich aroganckich ludzi jak on. Miałam wrażenie, że mówiłam do ściany, a nie do drugiego człowieka. Włożyłam zmarznięte ręce do kieszeni kurtki i postanowiłam zająć się wypatrywaniem Hogwartu. Cieszyłam się, że nie musiałam pokonywać tej drogi pieszo w zimne południe, chociaż największy chłód bił tutaj od mojego nudnego towarzysza.

- Malfoy. Draco Malfoy. - jednak postanowił się odezwać, najbardziej obojętnym tonem na jaki było go stać. Mimowolnie delektowałam się swoim małym triumfem.

Podróż nie należała do najwygodniejszych. Nawierzchnia była nierówna, więc trząsało nami na prawo i lewo. Sytuacja się poprawiła kiedy wyjechaliśmy z gęstego lasu na lepiej ubitą ścieżkę. Otaczały nas polany, a w oddali mogłam już zauważyć pierwsze wieże, wyłaniające się z mgły. Zbliżając się, coraz więcej się nam ukazywało. Zamek był majestatyczny. Wzbudzał we mnie ten sam podziw jak za pierwszym razem, gdy przybyłam tu na rozmowę z Dumbledore. Pojazd zatrzymał się niemal przed samymi ogromnymi drzwiami frontowymi. Nie zwlekając udaliśmy się do środka.

Malfoy więcej się nie odezwał, nie licząc momentu, w którym dotarliśmy do schodów. Wtedy z litością rzucił zaklęcie, które sprawiło, że mój kufer zaczął za nami frunąć. Jakby nie mógł tego zrobić wcześniej. Schodziliśmy w dół, a ja próbowałam zrozumieć cały mechanizm działania ruchomych stopni, który wydawał się dość skomplikowany i niepotrzebnie uprzykrzający życie. Oprócz kilkudziesięciu postaci z obrazów na nikogo nie trafiliśmy. Znaleźliśmy się na długim korytarzu oświetlonym co kilka metrów pochodniami, które ocieplały te zimne, kamienne ściany. Zaprowadził nas prosto do ślepego zaułku.

- Złoty znicz - powiedział blondyn oraz stuknął różdżką w ścianę.

Przed nami w kilka sekund pojawiło się przejście do niewielkiego pokoju. Umeblowany był jak typowy salon. Kanapa przy kominku, która wyglądała na bardzo wygodną. Obok fotel i stoliczek kawowy. Jakaś ozdobna szafka w kącie. Ogromny dywan. Wszystko utrzymane w zielonoczarnej kolorystyce. Nawet lampy rzucały tutaj szmaragdowe światło, co dodawało klimatu

- Twój pokój, łazienka, mój pokój. - skinieniem głowy wskazał po kolei na trzy drzwi - Za dziesięć minut masz być gotowa do wyjścia. Nie spóźnij się. Znowu. - zaszczycił mnie jeszcze ostrzegawczym spojrzeniem i udał się do siebie. Po tak ciepłym przywitaniu w nowej szkole nie pozostało mi nic innego, jak pobieżne rozpakowanie się i przygotowanie do zajęć.

t a j e m n i c aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz