Było... Spokojnie.
Nie no, naprawdę jak na taką ilość nadprogramowych wariatów było naprawdę okey. Trzeba było tylko przetłumaczyć McGonagall że rausz to stan naturalny Mishy. Iwanowowi że wcale nie łamiemy tych śmiesznych patyków celowo - chociaż było ciężko kiedy zobaczył jak jeden z chłopców stara się otworzyć nim piwo. No i Korowiowowi, który chwilowo objął posadę profesora eliksirów że rzucanie w nas ingerencjami czy przyrządami jest nie w porządku.
Zwłaszcza po tym jak jedna z dziewczyn znokautowana chochlą i wpadła twarzą prosto w kociołek.
-W piątek jest organizowana impreza integracyjna w pokoju współnym Hufflepuf'u będziecie?- zapytała jakaś dziwnie uśmiechnięta jak na siódmą godzinę lekcyjną dziewczyna.
Skrzywiłam się sprawdzając kątem oka jak zareagował Ansel, ale on wyglądał na równie niezainteresowanego jak ja.
Więc naprawdę nie wiem jak wieczorem w piątek trafiliśmy do dormitorium Pansy, która paląc na bakier próbowała znaleźć coś co by jej się podobało. Ansel zwisał w pokracznej pozycji rżnąc idiotę że do góry nogami nie odróżnia definitywnie zaciągniętego tu siłą Nott'a od Parkinson.
-W tej wyglądasz jak moja prababka na zdjęciach z firmowej gwiazdki- rzucił Rosjanin- Była prostytutką.
-Nie będę pytać o zdanie faceta w obcasach wyższych od moich!- poirytowana dziewczyna rzuciła w niego pończochą.
-I zachowujesz się jak mój ojciec- stwierdził naciągając materiał na palec i strzelając nim w stronę Theodora.
-Draco!- jęknęła zrozpaczona siadając pod szafą wybebeszoną z ubrań zanim.
-Coś w czym nie będzie widać ci dupy kiedy będę niósł cie do dormitorium- odparł beznamiętnie blondyn rozparty na krześle.
-Drugi wieszak od lewej, trzeci od prawej- Ansel zmrużył oczy wodząc wzrokiem po całej podłodze- Tamte śmieszne skarpetki i buty z paskiem na kostce... Te spod łóżka skoro masz kogoś kto się nad tobą zlituje.
-Na litość boską, przełknij dumę i skorzystaj z rady kogoś chociaż trochę zainteresowanego sprawą- uniósł się znad książki Nott.
-Albo udającego zainteresowanie- parsknęłam widząc jak mój towarzysz niedoli spojrzał niego.
Bliska zamienienia nas w ropuchę dziewczyna złapała za rzeczy ponownie wpadając jak burza do łazienki. Uchyliłam się przed rzuconym we mnie pustym kałamarzem i wyciągnęłam się po paczkę szlugów wtykając jednego do ust.
-Zamilczcie... -warknęła skrzywiona smakiem przegranej zbierając z łóżka alkohol i papierosy- A w ogóle skąd was się tu tyle wzięło? Czuje się jakbym znowu dzieliła z kimś pokój, obrzydliwe- wzdrygnęła się ostentacyjnie- Wyjazd! Chyba wam się miejsce imprezy popierdoliło!- wymaszerowała mając absolutnie w poważaniu fakt że sama nas tu ściągnęła.
***
Zgubiłam się. Na Merlina, Mercy Lewis i całe Salem jakieś pięć minut po wejściu tutaj zgubiłam się. Niewymiarowy, okrągły salon z niskim sklepieniem, ruszającymi się meblami masą głupich kwiatków i równie głupich ludzi wciskających mi alkohol oraz traktujących mnie jak wybryk natury... Nie to za dużo jak na mój i tak lekko trafionej orientacji.
-Hej! Sasha!- w mój plan ewakuacji wpieprzył się Borys- Chodź tu na chwilę! Ten tu ma do ciebie pytanie!
Odwróciłam się skrzywiona upijając łyk ognistej i mierząc wzrokiem dwóch spierających się na sobie zgonów.
-Oh, tak...- rudzielec poklepywany i podpuszczany przez resztę wypiął pierś- Tak właściwie to wszyscy mamy! Jesteś laską czy face...? Auć! Hermiona!
-Ronaldzie Weasley!- oburzona dziewczyna szarpnęła go za sweter prawie przewracając ten duet.
Parsknęłam śmiechem dopiero teraz zwracając uwagę na to jak się do mnie zwracają. Cała sala zawrzała od śmiechu związanego z bezczelnym pytaniem rudzielca.
A potem wrzawie jaką podniosłam ulegając subtelnemu szturchnięciu i chlustając alkoholem prosto w twarz tych prostaków. Rudzielec zwany Ronem zgiął się w pół wymiotując.
To skutecznie odwróciło uwagę ode mnie.
-Chyba mam dość tej imprezy- rzuciła brunetka mierząc tą żałosną scenę wzrokiem- Stopy mnie bolą, zgarniemy chłopców i wrócimy do mnie?
-Nie pozbawię Ansela możliwości upokorzenia się- odparłam odnajdując go wzrokiem.
Tańczył na stole bez koszuli trzymając się w pionie tylko dzięki żyrandolowi. Wróci. Zawsze wraca.
Złapałyśmy za mankiet wyraźnie niezadowolonego z tego przedsięwzięcia blondyna i wybyliśmy chyłkiem.
-Hej!- zdyszana brunetka złapała mnie za ramię- Chciałam jeszcze raz przeprosić za Rona... On nie jest złym chłopakiem po prostu za dużo wypił... No dobra, potrafi być też okropny, ale nie chciał zrobić ci przykrości...-wysapała plącząc się w zeznaniach.
Na widok jej żałosnej miny nie wiedziałam czy się śmiać czy rżnąć obrażoną żeby jeszcze chwilę popatrzeć.
Moi towarzysze za to stężeli na jej widok. Pansy wyprostowała się jak struna przerzucając obcierające ją buty przez ramię.
-Granger- kpiący głos Malfoya uratował mnie od tej arcytrudnej decyzji- Do tej pory sądziłem że bycie szlamą było dla ciebie wystarczająco upokarzające, ale od kiedy jesteś z Weasleyem licytuję się z Pansy czy jesteś masochistką czy zaraziłaś się od Pottera kompleksem bohatera.
Zakrztusiłam się powietrzem słysząc tak agresywny przytyk w stronę purpurowej na twarzy dziewczyny.
-Na twoim miejscu uważałabym z kim się zadajesz- potrząsnęła szopą loków.
Wzruszyłam ramionami.
Na razie było mi lepiej niż tragicznie.
*****
Jakieś pro tipy na nabijanie obserwacji na ig? Nie mam już co robić.
CZYTASZ
I'm, You are, We...? // Draco Malfoy
FanfictionJeżeli mówi się że między normalnymi parami iskrzy ,to między nimi zdecydowanie pierdolnęło. A podobno proch wynaleźli w Chinach. Kolejny ff, który kopnę w dupę do przodu dopiero jak skończę z poprzednimi ;)