.7.

50 4 0
                                    

-Popatrz uważnie- wytknął go palcem- Metr osiemdziesiąt typu aryjskiego, wyznającego stare doktryny faszystowskie przodków, między innym odpowiedzialność zbiorową- mistrz przedstawił mi Iwanowa niczym przypiętego na szpilki do tablicy chochlika.

-Pozwoliłeś im wynieść ze swojej kajuty skrzynię smoczego samogonu- wypomniał mu blondyn ściągając twarz- A ty choć raz mogłabyś nie być egoistką i mi pomóc...

-Tego akurat nie możesz jej zarzucić- rozkaszlał się mężczyzna.

   Jasne rzęsy przysłoniły mu oczy kiedy uciął dyskusję jednym spojrzeniem po czym wrócił do nadzorowania czyszczonego przez chłopców kadłuba. Nie trwało to nawet chwili kiedy Korowiow mrucząc pod nosem poszedł za "towarzyszem" i korzystając z nadarzającej się okazji wypchnął go za burtę.

-Moi drodzy!- wykrzyknął wdrapując się na burtę i rozkładając ręce- Druzgotek w środowisku naturalnym!

   Czarna mgła przecięła pełne śmiechu powietrze materializując przemoczonego Dimitria tuż za mistrzem, którego pchnął do wody. Przyglądałam się jak rusek zrzuca z ramion ciężki płaszcz i odgarnia przylepione do twarzy włosy.

   I spod zlepionych wodą rzęs dostrzega MNIE.

***

-Na Merlina, powiedz mi że brałaś prysznic...- wzdrygnęła się Pansy, kiedy usiadłam obok niej wciąż ociekając wodą.

-Brałam- syknęłam, gdy Ansel ściągnął ciasno moje włosy przetykając je, a może i skórę szpilką- Po prostu nie wszyscy tutaj zaczynają dzień o dziewiątej rano.

-Niektórzy zamiast zostawać po lekcjach, szorują o brzasku pokład- sapnął Ansel opadając z hukiem na krzesło przede mną.

   Zaskrzypiało aż miło. Chociaż nie wiem czy więcej radości sprawił mi trzask jego kości czy krzesła. Chociaż patrząc na jego wczorajsze wyczyny, mogłabym też podejrzewać godność. Teraz siedział ze spuszczoną głową dłubiąc w drzazgach na dłoni.

-Co właściwie tu robimy?- zagadnęłam trzepiąc go żeby nie krwawił na posadzkę- To chyba nie lekcja składania ofiar?- uniosłam brew.

   Ludzie nieopodal spojrzeli na mnie krytycznie, a ci którzy udawali że nie słyszeli stężeli.

   Rozejrzałam się po sali. Uczniowie usiedli na podłodze lub zgrupowali się przed podłużnym piedestałem w oczekiwaniu na prowadzącego. Poza tą śmieszną sceną miejsce wyglądało jak graciarnia. Stare, pęknięte akwarium, meble odsunięte pod ściany i kurz. Wszechobecny kurz, znów poczułam się lepka.

   A naprawdę brałam prysznic! To jezioro to żart.

-Obrona przed czarną magią...- zaordynował profesor wchodzący z rozmachem do sali.

-Pogłębianie nienawiści między Gryffindorem, a Slitherinem? Traum dzieciaków? Wspominanie o...- zagadnął chłodno blondyn, który musiał podkraść się do nas od tyłu.

-Oh, skończ być pesymistyczny- warknęła na niego Pansy- Chociaż popatrzymy jak gryfoni się miotają- potrząsnęła ciemną głową.

-Tu też działa twoja magiczna zasada "niedysponowania"?- spytałam obserwując sytuację.

-A działa?- zagadnęła mierząc mnie wzrokiem.

-Spytaj Ansela- zaplotłam ramiona na piersi.

   Nie drgnęliśmy z miejsca na pod ścianą sali, wraz z częścią Slytherinu. Dopiero teraz uderzyła mnie mnogość długich rękawów, oraz beznadziejna świadomość sytuacji. Nie tylko tej, która pewnie jest teraz skrupulatnie spisywana przez jakiegoś goblina, ale i tej w jakiej postawił nas Dimitrii rzucając nas na zajęcia w tym szkockim burdelu.

   Słowa "nie wychylajcie się" jakoś przestały przysparzać mi dumy, oraz sądząc po minach moim kolegą z roku też. Przynajmniej tym, których ocucił obowiązek szorowania.

-Pansy, czy ja powinnam coś wiedzieć...- spytałam czując na sobie ukradkowe, ciekawskie spojrzenie blondyna.

-Pani! Tak, pani tam z tyłu...- skrzywiłam się gdy jedno z zezowatych oczu profesora mnie napotkało- Zapraszam na podium, będzie pani miała zaszczyt zmierzyć się z panem Weasley.

-Jeśli go zabijesz, nie będę płakać- odparła brunetka ukrywając uśmiech w szacie.

-Nie tylko ty- dodał Dracon zajmując moje miejsce.

   Poklepałam się po połach szaty wyławiając ją z kradzionych igrediencji i nieodłącznych mi papierosów. Po czym nie robiąc już więcej wstydu wdrapałam się na "scenę". 

-Nie ma się czego wstydzić, Ron jest doświadczony...- podszepnął jeden z gryfonów.

   Uniosłam wysoko brwi. Zwłaszcza po uniesieniu przez rudzielca różdżki, przejściu się oraz przyjęciu przez chłopaka dziwnej pozycji. 

   Pierwsza zasada Iwanowa brzmiała "nie daj poznać swojego kolejnego ruchu" więc po prostu skłoniłam się na tyle na ile pozwalało mi rozchulane ego. Żeby wiedział że jestem gotowa, bez tej szarady. Przecież nie dlatego że go szanowałam.

   Przed niewieloma osobami uginałam głowę, to nie przysparza korzyści, gdy i tak jest się nisko w hierarchii. Dlatego też odchyliłam się przed zaklęciem. Nie celował precyzyjnie, raczej stawiał na ilość niż jakość. Odbiłam ich parę żeby nie tańczyć jak skończona idiotka. I tak wykonałam o ruch za dużo.

   Ale nie więcej niż on, wiec kiedy zbiłam jego zaklęcie kolejne wyszło ode mnie przetrącając mu nadgarstek i wybijając różdżkę z ręki. Przydepnęłam ją butem. Następne zaklęcie odbił, kolejne natomiast podcięło mu nogi. Przeszorował kawałek na tyłku, aż stanęłam nad nim.

-Bawimy się do rozbrojenia!- rozdzielił nas chichoczący nerwowo profesor- Dziękuję, Ronaldzie możesz udać się do skrzydła szpitalnego i szepnąć madame...

   Przestałam słuchać. Podbiłam różdżkę rudego butem, po czym obróciłam w dłoni. Brzydka jak noc. Wyciągnęłam go w stronę Ronalda w ostatniej chwili ją puszczając byle nie dotknąć jego dłoni.

-Przegrałeś z kobietą- oznajmiłam cicho- Mam nadzieję że rozwiałam twoje wczorajsze wątpliwości.

   Zeszłam z podium wracając do "swoich". Ansel zawzięcie tłumaczył coś Pensy, choć chyba nie chciałam tego wiedzieć widząc jak chłopak utrzymuje wzrok na pośladkach stojącego dalej Theodora. Wsparłam się za to o krzesło milczącego Malfoya.

-Zawiodłam cię?- zagadnęłam ciągnąc go lekko za pasmo srebrzystych włosów, w razie gdyby umknęła mu moja obecność.

-Nie- odparł odchylając głowę i spoglądając na mnie z dołu- Po prostu zagwarantowałaś sobie miejsce wśród wyrzutków.

   Przyjrzałam mu się. Chyba po raz pierwszy. Kusząco wykrojone wargi, blada cera i oczy jak tarcze księżyca.

-Przynajmniej jest na kogo się pogapić- wzruszyłam ramionami.

***

Dziennik praktyk niezrobiony, egzamin puka do drzwi, spaliłam grzałe, zniszczyłam relacje... I zamiast wziąć się za siebie odgrzewam tego kotleta.

Hi, im the problem ,its me.




To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 27 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

I'm, You are, We...? // Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz