Rozdział 6. Brakuję siebie

1.2K 74 56
                                    

Światła Londynu wyglądały jak odległe odbicia gwiazd na czystym nocnym niebie, gdy Harry zbliżał się do przedmieść miasta. To był mile widziany widok o tak późnej porze. Latanie na miotle zawsze go uspokajało. Ostatnio robił to często. Po kilku godzinach w Ministerstwie musiał się wyluzować.

Tylko nie działało to tak jak kiedyś. Zawsze Ginny towarzyszyła mu podczas gorszych dni, nie odzywała się, znając go tak dobrze, wiedziała, że nie chce rozmawiać i właśnie wtedy proponowała latanie, a to zawsze poprawiało mu humor. Chociaż jak myślał o tym z biegiem lat, nie chodziło tylko o latanie, a o jej obecność. Bo to na go uspokajała.

W końcu wylądował, a jego stopy uderzyły o beton w świetle migoczącej latarni ulicznej, rozległ się brzęk potłuczonego szkła i Harry spojrzał w górę i zobaczył, że prawie wpadł na potykającego się, chaotycznego pijaka, który rzucił się na cegłę sklepu. - Obliviate - mruknął Harry, wyciągając różdżkę i celując nią w przestraszonego mężczyznę. Przekrwiony wyraz zaskoczenia przemienił się w senny, obojętny wyraz, a zanim włóczęga się pojawił, Harry zniknął, chowając się w cieniu drzwi wciśniętych między ciemne witryny sklepowe.

Wewnątrz brudna, skrzypiąca stara klatka schodowa uniosła się w mętnym świetle pojedynczej gołej żarówki kołyszącej się na wietrze spowodowanym otwieraniem i zamykaniem drzwi za nim. Harry z miotłą w dłoni schował różdżkę i wspiął się zmęczonym krokiem.

Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze, bezpośrednio nad mugolskim sklepem elektronicznym i tuż pod dedykowanym puzonistą. Ściany były cienkie, dywan wytarty, ale czynsz był tani i nikt nie wydawał się zauważać, kiedy od czasu do czasu sowy zlatywały przez otwarte okno, dostarczając poranną pocztę.

Światło zapaliło się nad zlewem, kiedy Harry wszedł z korytarza do kuchni wielkości szafki, opierając swoją błyskawice o ścianę i upuszczając klucze na przeładowany stół.

Przechodząc przez maleńką przestrzeń, omijając fotele i ostre rogi stolików, Harry wszedł do swojej sypialni, która była na przeciwko sypialni Rona. Zaraz po wejściu został uderzony małą, ćwierkającą kulką piór niosącą list. - Auć! - Harry złapał maleńką sowę i odwrócił ją, aby odczytać imię na kawałku pergaminu przyczepionym do jej nogi, pocierając ucho w miejscu, w którym go uderzyła. Jego żołądek przewrócił się na znajome pismo.

- Przyleciała godzinę temu. Była strasznie szalona, chcąc ci to dać. - usłyszał głos Rona z sąsiedniego pokoju.

- Przepraszam - Harry wziął list, puszczając Świnkę i siadając przy oknie oświetlonym światłem ulicznej lampy poniżej.

Wyciągnął list z koperty i odurzył go kwiatowy zapach. Jej zapach. Napisał jej kiedyś, że tęskni za jej zapachem i od tamtego czasu zaczęła psikać list swoimi perfumami. Sprawiło to, że się uśmiechnął i przeszedł do listu. Napisała, jak bardzo już za nim tęskniła i nienawidzi myśli, że nie widzi go codziennie. Miała nadzieję, że jego harmonogram pozwoli mu spotkać się z nią w Hogsmeade i na meczu w listopadzie. Zakończyła, sugerując, żeby kupił sowę tak szybko, jak to możliwe, albo mogliby zrobić to razem na Boże Narodzenie. Do tego czasu mogli nadal korzystać z sów z Hogwartu i Świstoświnki.

Przejechał palcem po zakończeniu miłość, Ginny. Cholera niech Merlin ma go w opiece tak strasznie za nią tęsknił. Minęły nie całe dwa tygodnie, a on czuł jakby to były lata. Bez niej czas ciągnął się w nieskończoność. Właściwie można było stwierdzić, że w dzień Harry próbuję się zakopać w nauce i nie może doczekać się wieczoru, kiedy nadejdzie kolejny list od Ginny, a on natychmiast odpisze.

A w nocy miał problemy ze snem. Blizna go już nie bolała, bo nie miał już połączenia z Voldemortem, ale nie zmieniało to faktu, że miał koszmary o wojnie. Kiedy Ginny z nim spała, wszystkie złe sny odpływały w zapomnienie. Zawsze było tak, że ona miała głowę na jego piersi, a on owijał swoje ramiona wokół jej drobnej sylwetki. Brak ich bliskości był dziwny. Byli tak bardzo do tego przyzwyczajeli. Nieważne czy byli przyjaciółmi czy parą zawsze byli blisko. To było uzależniające. Potrzeba siebie nawzajem. I teraz kiedy byli osobno czuł się... pusty... jakby brakowało mu części siebie... brakowało mu jej... bo to ona była jego stałą częścią...

hold me tight ━ hinny ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz