Moje oczy otworzyły się, gdy poczułem drżenie łodzi. Armin spał przy mojej nagiej klatce piersiowej, promieniując od siebie ciepłem. Byliśmy w kabinie blondyna, ponieważ Jean i Marco wyszlo i powiedzieli, że wrócą dopiero rano, cokolwiek to miało znaczyć. Armin i ja postanowiliśmy jak najlepiej wykorzystać tę okazję i spać w tym samym łóżku przytulając swoje ciała. Sama jego obecność sprawiała, że czułem komfort, więc nie byłem zbytnio przejęty tym, że trzymał kołdrę całą dla siebie. Oficjalnie byliśmy parą przez dwa dni i szczerze mówiąc, była najlepszą jak żyję.
Łódź znowu zadrżała, i znowu. Usiadłem, rozglądając się po ciemnym pokoju, delikatnie potrząsając drobną dłonią blondynka.
— Eren coś nie tak? — Zapytał sennie Armin przecierając oczy i ziewając.
— Ubierz się, musimy sprawdzić co się dzieje na pokładzie. — Miałem wrażenie, że coś jest nie tak, że grozi nam niebezpieczeństwo. Starałem się brzmieć spokojnie ze względu na Armina, ale nie sądzę, żeby moje zachowanie było w pełni przekonujące. Wstałem z łóżka i założyłem spodnie oraz koszulę.
— Jest strasznie zimno. Dlaczego chcesz tam iść? — Zapytał, a w jego głosie zauważyłem zmartwienie. Myślałem, że on też poczuł te drżenie.
— Chcę tylko spojrzeć. Będzie dobrze, chodź. — Wyciągnąłem rękę i uspokajająco uśmiechałem się do mniejszego chłopaka po tym, jak się ubrał. Wziąłem go za rękę, prowadząc go na wyższe pokłady. Lodowate powietrze uderzyło w nasze twarze, gdy gdy tylko opuściliśmy pokój, ręka Armina napięła się. Pociągnąłem go przed siebie, owijając ramiona na jego ramionach, próbując utrzymać go w cieple, gdy szliśmy.
— Co się dzieje? — Zapytałem, stukając w ramię jakiegoś członka załogi. Odwrócił się, w jego oczach widoczna była panika.
— Och, nic się nie dzieje, zupełnie nic. Po prostu właśnie uderzyliśmy w górę lodową. Spojrzałem na niego, przez chwilę zdezorientowany. Co to miało znaczyć? Czy nadal płyniemy do Ameryki? Jednak w końcu dotarło do mnie, jak ujrzałem szalupy ratunkowe przygotowywane do opuszczenia statku do zamarzniętego Atlantyku.
— Armin, zaczekaj tutaj. Muszę znaleźć moją mamę i Mikasę. — Powiedziałem stanowczo kładąc ręce na jego ramionach.
— Nie! Idę z tobą. — Odpowiedział, zdecydowany.
— Spotkamy się tutaj. Po prostu, proszę, zostań. Wsiądź na łódź ratunkową przy pierwszej lepszej okazji. — Odwróciłem się i zacząłem biec w dół pokładu. Nasza kabina znajdowała się blisko przedniej części statku, gdzie wiele osób krzyczało, że ich kabiny zostały zalane wodą.
— Ktokolwiek! Proszę! — Znajomy głos odbił się echem po korytarzach i od razu zorientowałem się do kogo należał. Mikasa. Pobiegłem tak szybko, jak mogłem. Podłoga wydawała się bardziej przytłumiona w takt zbiegania w dół korytarzy. Drzwi od mojej kabiny otworzyły się odsłaniając Mikasę - drżącą i mokrą, łzy spływały po jej policzkach. Zajrzałem do pokoju i było widać, że woda zaczęła wlewać się, jak do wielu innych. Moja matka tak była. Leżała na brzuchu pod połamanym kawałkiem drewna, przytrzymując ją.
— E-Eren, proszę powiedz Mikasie, żeby poszła stąd! — Wykrzyknęła przez łzy również spływające po jej twarzy. Podbiegłem do niej krzywiąc się pod wpływem nagłej zmiany temperatury w momencie zetknięcia się ciała z wodą. Próbowałem podnieść te gigantyczne kawałki drewna.
— Eren... nawet gdybyś jakimś cudem to poruszył, moje nogi są zmiażdżone, nie byłabym w stanie biec.
— Cokolwiek! Mogę cię nieść! — Poczułem, jak jedna gorąca łza parzy mój policzek.
— Chwyć Mikasę i idź! — Spojrzała mi w oczy, na jej twarzy wypisana była powaga. Woda nadal podnosiła się, prawie zakrywając twarz matki i topiąc ją. Podniosłem Mikasę, przerzucając ją przez ramię.
— Dziękuję, dobranoc. Kocham cię, mamo.
CZYTASZ
Like the ocean | EreMin | Tłumaczenie PL
Fanfiction"Mimo upływu lat nie zapomniałem o nim. Nigdy go nie zapomnę" Eren i Armin spotykają się nieoczekiwanie, zderzając się na korytarzu wówczas największego statku wycieczkowego. W miarę upływu dni dwaj chłopcy dowiadują się, że miłość nie zawsze jest t...