3. Delfiny

451 60 15
                                    


— Armin! — zawołałem pukając do drzwi. Ze zmęczenia przecierałem oczy. Byłem podekscytowany widząc, jak daleko zaszliśmy. Prawie nie zasnąłem. Oczywiście zdałem sobie sprawę, że nie aż zaszliśmy tak daleko, ale mimo wszystko, wciąż chciałem się dowiedzieć.

Dziwny mężczyzna otworzył drzwi z wymalowanym niezadowoleniem na twarzy. — Czego chcesz?
— Czy jest tu chłopiec o imieniu Armin?— Zapytałem zakładając, że zostali zmuszeni do dzielenia pokoju
— Jestem tutaj —  Odpowiedział znajomy blondyn wynurzając się z kabiny.

Chodziliśmy przez pozornie niekończące się korytarze i ostatecznie weszliśmy na jeden z górnych pokładów.
— Kim on był? — Zapytałem zaciekawiony imieniem mężczyzny, który był w pokoju Armina.
— Nazywa się Jean.  Muszę dzielić kabinę z nim i innym chłopcem o imieniu Marco. — Skinąłem głową, lekko byłem zaniepokojony o samopoczucie Armina. Jean był większy ode mnie, nie mówiąc już o Arminie. A jeśli coś poszło nie tak? Starałem się o tym nie myśleć, ponieważ dotarliśmy do kadłuba statku. Pobiegłem na sam przód, pochylając się, żeby zobaczyć wodę pod nami. Stalowy statek przecinał fale, a woda rozchlapywała się po bokach.
— Nie pochylaj się też  daleko! — Zawołał do mnie Armin. — Możesz wypaść. — Odwracając się, uśmiechnąłem się do blondyna. Pobiegłem w kierunku mniejszego chłopca i podniosłem go, trzymając ręce na jego talii.
— Wrzucę cię do środka pierwszy! — Zażartowałem i obróciłem się, trzymając go nieco nade mną.
— Połóż mnie! — Zaśmiał się, zanim pozwoliłem mu postawić nogi z powrotem na pokładzie.

Na chwilę przemknęliśmy oczy. Moje ręce na jego talii, jego  dłonie spoczywające na mojej klatce piersiowej. Jego oczy błyszczały w świetle. Nie mogłem się powstrzymać przed delikatnym uśmiechem do siebie. Zdając sobie sprawę z tego, co robię, szybko puściłem niebieskookiego. Podszedłem do przodu łodzi, zanim sytuacja stała się niezręczna, Armin niechętnie dołączył do mnie, wychylając się tylko nieznacznie przez krawędź.  — Powiem ci coś —  zacząłem uśmiechając się uspokajająco do Armina. — Jeśli cię przytulę, czy pochylisz się trochę bardziej? — Spojrzał na mnie niepewnie.  Nie winiłem go, znaliśmy się dopiero dzień.  W końcu skinął głową.  Położyłem ręce pod jego ramionami, pozwalając mu się nieco bardziej pochylić.  Jego ciało przestało się trząść, gdy tylko udało mu się spojrzeć na piękne morze przed sobą.
— Spójrz Eren! Delfiny! — Wiwatował, ponownie się śmiejąc.  Uśmiechnęłam się. Jego śmiech był jak muzyka dla moich uszu. — Spójrz, jak płyną! — Przesunął się z powrotem przez barierkę, unosząc swe kąciki ust w górę. — Dziękuję, że mnie przytuliłeś — powiedział a jego policzki zaczerwieniły się. Wyglądały jakby się świeciły. — Zawsze kochałem ocean. To takie intrygujące, nie sądzisz? — Kiwnąłem głową w zgodzie idąc obok drobnego blondyna. — Nie powiedziałeś mi, co zrobisz, kiedy dotrzesz do Ameryki? — Zapytał Armin, jak sądzę, próbował zacząć rozmowę na inny temat.
— Mam zamiar znaleźć pracę. To jest powód, dla którego płyniemy... chcemy zacząć nowe życie. Chociaż chciałbym zostać pisarzem.
— Pisarz? To niesamowite! —Wykrzyknął chwytając mnie za ramię. —Pewnego dnia będziesz musiał o mnie napisać. — Zaśmiał się, po czym puścił bark i splótł dłonie za swoimi plecami. 

Nie martw się Armin. Napisałem.

Przepraszam za to, że miał być rozdział 4 dni temu, ale nauka i w pewnym stopniu nie zrozumienie rozdziału dobiły mnie.
Za  wszystkie błędy również przepraszam, ale znowu pisałam to około godziny 1 w nocy.

Like the ocean | EreMin | Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz