Rozdział 11

225 7 22
                                    

KOSZMAR, ZABAWA, PORWANIE I PRAWDA



"Dziecię Niebios zrodzone,
O kradzież zostanie osądzone.
Przy nim dziecię Mroku,
Dzielnie kroczy a z nimi
Syn Mórz i córka Mądrości.
Trudny wybór czeka cię o
Wielka córo Niebios.
Czy miłość ociepli
Twe serce? Czy zamarzniesz na wieki."

Słowa tej cholernej przepowiedni słyszałem we śnie i widziałem w nim sporo nie miłych scenariuszy. Za każdym razem widziałem jak Nyks ginie w tafli grubego lodu, a ja próbuję go przebić mieczem. Nie udaje mi się to ani w małym stopniu. Jej ciało z pewnością jest już zimne niczym kryształ lodu, którym jest otoczona. Wokół słyszę śmiech jakieś kobiety. Percy i Anabeth walczą z jakimiś lodowymi stworami i w końcu padają na ziemie. W tle oprócz śmiechu złowieszczego kobiety, słyszę również delikatny głos mówiący: "Tylko twoja miłość Nico może roztopić ten lód i uratować ją oraz  przyjaciół, pamiętaj o tym".

W końcu się zbudziłem cały zlany potem i oddychałem ciężko. Jedno było pewne. Tą wizję z pewnością zesłała mi Afrodyta. Tak bo tej głos rozpoznałem. Pokazała mi co się wydarzy jeśli czegoś nie zrobię gdy nadejdzie czas. Podeszłem do okna i spojrzałem w noc.

- Dziękuję ci Afrodyto- Wyszeptałem cicho.

Spojrzałem na moich śpiących towarzyszy. Na Anabeth i Percy'ego wtulonych w siebie i Nyks, która spokojnie spała. Patrząc na nią poczułem małe ciepełko w sercu. Podszedłem do niej i jak najdelikatniej ucałowałem ją w czoło.

- Nie bój się Nyks- Wyszeptałem prawie bez głośnie- Przeżyjemy. Wszyscy. Ocalę cię.

Następnie znów położyłem się do łóżka i zasnąłem tym razem spokojniejszym snem. Zbudziło mnie delikatne szturchanie w ramię. Otwarłem oczy i obok siebie ujrzałem Nyks, która z uśmiechem trzymała w rękach kubek kawy, który pachniał wyjątkowo cudownie.

- W końcu się obudziłeś Nico- Uśmiechnęła się szeroko gdy usiadłem i przyjąłem od niej kubek ciepłego, pobudzającego napoju.

- Hej, duszyczko- Odparłem z uśmiechem pociągając łyk- Która godzina?

- Dochodzi dziesiąta. Słuchaj ponieważ mamy jeszcze cztery dni w zapasie, stwierdziliśmy z Anabeth i Percy'm, że zostaniemy tu do jutra. Dziś wieczorem jest dyskoteka. Warto by było się trochę rozerwać za nim ruszymy na Olimp.- Powiedziała z uśmiechem, który momentalnie przegonił mój niepokój.

- W sumie to dobry pomysł. Ostatnie hurra przed powrotem- Uśmiechnąłem się do niej.

- Anabeth z Percy'm ruszyli na zakupy ciuchowe już.- Powiedziała- Może pójdziemy popływać- Zaproponowała- Kupiłam nam kostiumy w sklepiku tutaj.

- Czemu nie- Zgodziłem się. Chciałem spędzić z nią trochę normalnie czas. Bez potworów, bogów, złowrogich przepowiedni  innych aspektów naszego pełnego niebezpieczeństw życia.- Ale najpierw zjesz coś- Powiedziałem wyjmując sztylet z pod poduszki.

- Głupio mi, że ciągle mnie karmisz- Stwierdziła trochę zawstydzona.

- Daj spokój, Nyks- Powiedziałem z lekkim uśmiechem i naciąłem swój nadgarstek.- Mnie to nie przeszkadza.

Tak naprawdę lubiłem to gdy się wbijała swoimi kłami w moje ciało. Z jakiegoś powodu, gdy to się działo czułem z tego przyjemność. Na myśl przychodziły mi teraz książki o tym, że wampiry podczas gryzienia mogły przekazywać endorfiny przyjemności. Myślę, że właśnie to się działo gdy Nyks się mną pożywiała. Najpewniej się od tego uzależniłem. Nim się spostrzegłem jej wargi znalazły się na moim nadgarstku i poczułem jak wysysa ze mnie krew. Czułem się jakby po jakimś narkotyku podczas tego  procesu. Gdy skończyła z dużym pokładem delikatności opatrzyła mi rękę. Potem nachyliła się i ucałowała mnie w policzek.

Książę PodziemiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz