„Trzepała Zośka dywan, z dywanu leciał kurz
Tak ciężko pracowała, ze siły nie ma juz
Wiec radio swe włączyła, a w radiu chłopak grał
I lżej sie jej zrobiło, gdy do niej śpiewał tak:
Kocham cie, miłości daj mi znak
Kochaj mnie la, la, la, la, la, la
A ona go słuchała i pokochała go
Bo pięknie dla niej śpiewał on"Paweł Kukiz „Zośka" (to była pomyłka, tu będzie inny tekst)
Marysia Wiśniewska podrygiwała do tekstu lecącej w radiu piosenki, prasując wiszące na wieszakach garnitury. Wokół buchały kłęby pary. Dziewczyna jak zawsze w miejscu pracy była ubrana tylko w krótkie szorty i bluzeczkę na ramiączkach, która teraz przylegała dokładnie do ciała, tworząc lekko przezroczystą zasłonę.
Właściwie powinna ubiegać się o dodatek za pracę w warunkach szkodliwych dla zdrowia i może zrobiłaby tak w istocie, gdyby nie fakt, że od wianuszka oczekujących na odbiór prania otrzymywała nie raz sowite napiwki.
W takich właśnie okolicznościach dostrzegł ją po raz pierwszy Bożydar Kwiatkowski. Bożydar został ochrzczony tym mianem przez rodziców, którzy mieli iście ułańską fantazję. Jego mamusia, Ernestyna, dla wszystkich swoich potomków wybierała typowo polskie imiona. Oprócz Bożydara byli więc: Sieciech, Domamir, Gościwuj i Witosław.
Chwilowo nieobecny z przyczyn finansowych ojciec Bożydara, Daniel, w geście protestu zmienił imię na Dante, po czym wyemigrował do Włoch. Do emigracji zmusiła go skarbówka. Dante Kwiatkowski słynął bowiem z szemranych interesów a nie każda ilość gotówki dała się wyprać.
Wracając do naszej pralni, w „Kwitnącej Lawendzie" nietypowy pokaz, i zarazem zmiana Marysi, dobiegały końca.
- Bożydar Kwiatkowski! – odczytała dziewczyna z plakietki, tocząc wzrokiem po rzedniejącym tłumku klientów. Na przód wystąpił mężczyzna na oko przed trzydziestką, jednak z wyraźnie zaznaczającymi się zakolami i dość wydatnym brzuszkiem. Gdyby doczepić mu białą brodę i założyć na głowę czapkę z pomponem byłby idealnym Mikołajem.
- Bożydar? – powtórzyła Marysia, wpatrując się z niedowierzaniem we właściciela czarnej marynarki. – Co to za imię? A tak w ogóle spóźniłeś się! Powinnam skończyć zmianę 15 minut temu. Będę musiała odwołać wizytę u kosmetyczki!
- To po staropolsku „dar od losu". Możesz mówić mi Bożo. Bożo w porzo. – odpowiedział mikołajowy sobowtór, wypinając pierś, i jednocześnie przypadkiem nadymając brzuch.
- W porzo, Bożo! Nie zgubiłeś gdzieś peleryny i czapki z pomponem? – zaśmiała się dziewczyna.
Niedoszłemu Mikołajowi spodobał się ostry język panny. Jako pierworodnego dziedzica rodziny mafijnej otaczali go sami lizusi. Mężczyźni bali się go a kobiety widziały w nim jedynie worek w forsą.
Momentalnie wyobraził sobie przyszłość z taką kobietą u boku. Kobietą, która nikogo się nie boi i nie zawaha się stanąć w obronie rodziny. A przy tym ma niezaprzeczalne walory wizualne: blond włosy, skręcające się w pasemka oraz wielkie bufory. Z taką nie wstyd byłoby się pokazać na imprezie.
- Dla takiej kobiety mogę zgubić niejedną część garderoby. Jak ci na imię, bellezza?
- Belle co? Jestem Maryśka, dla znajomych Mańka.
- Marysiu czy w ramach przeprosin mogę zaprosić cię na kawę i ciastko?
- Do babci na imieniny? – zakpiła dziewczyna. – Wolałabym piwo i pizzę jeśli już. Tu w pobliżu mają dobrą włoską knajpę.
Marysia szybko przebrała się na zapleczu w suche ciuchy: dżinsy z dziurami tak stare, że zdążyły wrócić do mody, czerwone kozaczki z imitacji skóry z lekko startymi czubkami oraz krótką kurteczkę z futrzanym otokiem na kapturze. Spod kaptura wymykały się niesforne blond loki a la Gesslerowa a wydatne usta kusząco połyskiwały muśnięte bladoróżowym błyszczykiem. Bożydar nie mógł oderwać od nich wzroku. Jako żywo przypominały mu tyłek pawiana, którego kiedyś miał okazję zobaczyć w zoo.
- Bożydar... - zagaiła dziewczyna, żując jednocześnie gumę – nie masz wrażenia, że ktoś za nami idzie? – rzekła ściszając głos do scenicznego szeptu, słyszalnego z pół kilometra.
- Tak, to moja ochrona. – skwitował mężczyzna – wszędzie za mną chodzą, niestety. – westchnął.
- Ochrona? Musisz być kimś ważnym. Czym się zajmujesz?
- To taki biznes rodzinny.
Po chwili doszli do pizzerii Capello i szybko złożyli zamówienie.
- Polecam Mafię. Jest tu najlepsza. – zachęcił spytany o specjalność zakładu kelner, uśmiechając się złowieszczo.
CZYTASZ
Bożydar&Marysia
FanfictionParodia tak zwanych romansów mafijnych. On maczo, ona biedna sierotka z syndromem sztokholmskim. Jeśli wam się spodoba dodam kolejne rozdziały.