Rozdział drugi

10 1 0
                                    

„Ja mam wiarę ty masz szybki wóz
We dwoje łatwiej będzie nam
Zostawmy to I uciekajmy stad
Póki mamy jeszcze czas
Póki jeszcze młodość mieszka w nas"

Varius Manx „Wolne ptaki"

Marysia patrzyła w oczy Bożydara, który z trudem hamował wzrok, usiłujący uciec w dół, w kierunku wydatnego biustu dziewczyny. Był tak zajęty tym staraniem, że nie zauważył co się święci.

Usłyszał huk, gdy wpadł na niego jeden z ochroniarzy, osłaniający go przed kulą. Bożydar otrząsnął się szybko, złapał Marysię za ramię i pociągnął ją w stronę wyjścia w otoczeniu swoich ludzi.

Przy chodniku z piskiem opon zatrzymało się czarne audi A6. Nie bacząc na jej protesty, wepchnął bezceremonialnie Marię do środka i wskoczył za nią.

Auto ruszyło z kopyta.

- Cccco się dzieje? – wydukała oszołomiona blondynka. - Gdzie jedziemy? Co to w ogóle było? Ssstrzelali do nas?

- Strzelali do mnie. – odpowiedział dziedzic rodu Kwiatkowskich.

- Kim ty w ogóle jesteś?! – wykrzyczała dziewczyna – Wypuść mnie stąd! – wyrzuciła z siebie, po czym zaczęła szarpać za klamkę.

- Zgłupiałaś? – spytał ironicznie Bożo, łapiąc ją wpół – Po pierwsze, nie wysiądziesz w trakcie jazdy a klamki są zablokowane. Po drugie, nie mogę cię teraz wypuścić. To byłoby niebezpieczne.

- Ale... ale...

- Ani słowa, jedziemy do mnie!- zakomenderował szef lokalnej grupy przestępczej. Czekaj, przyrządzę ci drinka. To ci pomoże. – powiedział sięgając do minibarku.

Blondynka ochoczo przyjęła oferowany napój. Wstrząśnięty, nie zmieszany. Wypiła duszkiem, po czym poczuła, że robi jej się błogo i słabo. Po chwili spała kamiennym snem.

- Śpij słodko, skarbie. – szepnął Bożydar, chowając fiolkę przezroczystej substancji do wewnętrznej kieszeni marynarki.

Bożydar&MarysiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz