Rozdział szósty

7 1 0
                                    


"Gdzie diabeł "dobranoc" mówi do ciotki
Gdzie w cichej niezgodzie przyszło nam żyć
Na piecu gdzieś mieszkają plotki
Wychodzą na świat, gdy chce im się pić

Niewiele im trzeba - żywią się nami
Szczęśliwą miłością, płaczem i snem
Zwyczajnie - ot, przychodzą drzwiami
Pospieszne, jak dym i lotne, jak cień"

Maryla Rodowicz „Ludzkie gadanie"


Adela, Dżesika, Samanta, Żaneta oraz Andżela zbierały informacje. Ubrane dla niepoznaki w ciemne okulary siedziały w strategicznych miejscach salonu urody „Wisienka" i słuchały. To najlepsze miejsce do zwierzeń, o tych tępych facetach nierobach, o rosnącym bezrobociu i podłej szefowej, która sama jeździ nową Mazdą a pracownikom żałuje na podwyżki. A z czegoś żyć trzeba. Bo jak ja wyglądam, proszę pani? Trzeba zrobić brwi, rzęsy i paznokcie, dołożyć botoksu, bo już się czoło marszczy. No wie pani.

- W jakim kolorku robimy paznokietki, pani Wandziu? Widziała pani może ostatnio coś podejrzanego, nietypowego w okolicy? – indagowała Samanta, która mogła się poszczycić licznymi dyplomami z internetowych kursów kosmetycznych, na których dużą złotą czcionką wypisane było jej nazwisko. Wzruszała się za każdym razem kiedy na nie patrzyła.

- No, żeby tak bardzo podejrzanego, to nie. Ale wie pani, ta ruda spod czwórki chyba znowu jest w ciąży. Albo przytyła. Hi hi aż miło popatrzeć.

- Tak jak poprzednio, pani Iwonko? Pasemka i grzywka? – zagadywała swoją klientkę Żaneta. – Nie rzucił się pani w oczy nasz kopciuszek w towarzystwie jakiegoś księcia?

- A wie pani, nie wiem czy to książę, ale musi być bogaty. Jakiś biznesmen postawił sobie wypasioną chatę pod lasem...

Bożydar&MarysiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz