Franc ociągał się wychodząc z samochodu, za to Niran wyskoczył z niego jak na sprężynie. Obskoczył czarnego vana z radością waląc lekko w przednią maskę auta i machając ojcu, przebiegł na drugą stronę do guzdrzącego się brata.
-Miłego dnia! – krzyknął jeszcze wujek Bernard, wyjeżdżając z miejsca parkingowego i spojrzał na swoich podopiecznych.
Przez to, że Franc się garbił zmalał do wzrostu Nirana, też wcale niemałego metra osiemdziesięciu. Obaj jednocześnie unieśli dłonie w tym samym geście i pomachali mu na drogę, jeden z entuzjazmem, drugi z tęsknotą. Franc patrzył dłuższą chwilę za oddalającym się samochodem, chcąc w nim zostać i wrócić jak wujek do domu, ale wtedy poczuł zaciskającą się na jego dłoni dłoń brata.
-Łapa – mruknął strząsając rękę młodszego.
-O, wybacz – powiedział, szybko cofając się o krok i zabierając ręce, które schował w kieszeniach jasnej bluzy.
Właśnie to miał na myśli wujek Bernard mówiąc, by Niran uważał na dotykanie innych. Wilkołaki z każdej strony świata, z każdego kraju tak naprawdę, były w jakiś sposób inne, miały inne zasady, inne potrzeby i inne zwyczaje. Jeśli chodzi o tajlandzkie wilkołaki bardzo ważny dla nich był dotyk, kontakt fizyczny i okazywanie przez niego emocji i uczuć. Po dwunastu latach od opuszczenia rodzinnych stron Niran nie wyzbył się tych potrzeb i Franc wątpił, że kiedykolwiek tak będzie. W domu wszyscy pozwalali mu na trzymanie się blisko, łapanie za ręce, ocieranie się czy nagłe tulenie. Tu jednak, w szkole, łapanie brata za rękę nie było raczej na porządku dziennym, no chyba że Niran faktycznie miałby nadal pięć lat. Ale nie miał, miał siedemnaście, więc łapy musiał trzymać przy sobie, tym bardziej przy nowo poznanych osobach. Nie tylko przez ekscytacje, ale także przez swojego wewnętrznego wilka często zakłócał przestrzeń osobistą nowych osób w swoim otoczeniu, oswajając się z ich bliskim zapachem, czasem się wręcz ocierając i dotykając każdej odsłoniętej części ciała, jakby ze skóry zbierał informacje o danym człowieku.
-Chodź, nie wypada się spóźnić pierwszego dnia – mruknął Franc, sam nie przekonany do swoich słów.
Niran chętnie ruszył pierwszy, poprawiając plecak na plecach, a ciemne włosy elegancko wystylizowane i przycięte, okalające jego skronie, podskoczyły przy tym razem z chłopakiem.
Szli przez niewielki parking pełen młodzieży szkolnej i ich automobili. Franc gapił się pod nogi, wpatrzony w swoje niewidomo czemu ubłocone trepy, a Niran rozglądał się ciekawie, rozsyłając uśmiechy, bo jego azjatycka uroda przykuwała uwagę. Dlatego Franc nie trzymał się za blisko, dając błyszczeć bratu, który jednak zwolnił kroku i obejrzał się na brata, wciągając mocno powietrze przez nos.Dochodząc do niego po chwili i Frank to poczuł, obaj wznowili marsz, oglądając się jednak na prawo gdzie przy czarnym sportowym aucie stał w otoczeniu dziewcząt młody i przystojny chłopak. Z uśmiechem białych zębów opierał się nonszalancko o maskę wozu i rozsyłał gorące spojrzenia jasnych oczu spod kosmyków ciemnych włosów. To od niego rozchodził się zapach młodej alfy, wypuszczającej bez krępacji feromony, które działały na bety i omegi przyciągając je do siebie, ale także działały w jakiś sposób na otaczające go kompletnie ludzkie dziewczyny.
Niran patrzył na niego dłużej, dopóki nie spojrzał na niego Franc, sprawdzać czy jakoś brat reaguje na mocny zimny zapach kojarzący się z świeżym śniegiem, ale młody tylko zmarszczył niechętnie nos.
-Nie podoba mi się ten zapach – powiedział z niezadowoleniem, wzdrygając się jakby od zapachu zrobiło mu się zimno, a nie gorąco jak przy feromonowej gorączce.
Całe szczęście, pomyślał Franc, nie takiej alfy chciałby dla brata, jeśli już mody zdecydowałby się sparować z kimś silniejszym. Szczególnie, że chłopak przy aucie wydawał się perfidnym bawidamkiem, stosującym wilkołacze zmysły i umiejętności na ludziach, co nie było bezpieczne ani uprzejme. Rozemocjonowane i lekko rumiane dziewczęta otaczały go ciasnym kołem zagadując i próbując zwrócić na siebie uwagę milczącego przystojniaczek, który tylko na nie patrzył rozkoszując się domniemaną potęgą.
Bracia weszli w końcu do szkoły, unosiły się tu zapachy wilkołaków, bardzo delikatne, ale wyczuwalne, chociaż ciężko było je rozróżnić i powiedzieć ilu ich konkretnie było. Na pewno więcej niż ten jeden chłopak na parkingu.
-Widzimy się po piętnastej – mruknął Franc do brata zatrzymując się przy drzwiach wejściowych.
Niran spojrzał na niego dopiero po chwili zbyt zafrasowany nowymi zapachami.
-Uważaj i nie wychylaj się, znajdź sobie jakiś dobrych kupli i nie szalej – powiedział znów władając słuchawki do uszu.
-Też się postaraj z kimś zaprzyjaźnić, albo przynajmniej nie broń się jeśli ktoś będzie chciał się z tobą zadawać.
-Myhy - mruknął włączając w telefonie muzykę i zamachał do brata.
Franc był samotnikiem, nie wilkiem samotnikiem, ale człowiekiem samotnikiem. No nie lubił zbytnio towarzystwa, jeśli to nie był ktoś z jego stada. Obcy ludzie byli poniekąd zagrożeniem, a tym bardziej ludzie, którzy nie mogli dowiedzieć się o jego prawdziwej naturze. Ludzie bali się wilkołaków jako mitycznych stworzeń, a ci uświadomieni ich faktycznego istnienia polowali na nie i to w sposób bardzo brutalny.
Szkoła nie była duża, ale skołowany nowym środowiskiem i zapachami nieco się pogubił, więc do sali wszedł razem z dzwonkiem. Nauczycielka widząc go powstrzymała się przed zapanowaniem nad gwarem w klasie i wymieniła z nim dwa zdania, wskazując mu miejsce na końcu klasy i rzuciła w eter, że to ich nowy kolega, który ma imię Franc.
Nowy kolega Franc cieszył, sie że nie musiał stać jak kołek przed całą klasą i przedstawiać się, opowiadając skąd jest, czym się interesuje i wymienić innych nikogo nieinteresujących wiadomości, które to zdarzało mu się wymieniać w innych szkołach.
W nos gryzły go nieskrępowane zapachy wilkołaków. Usiadł w ostatniej ławce i dopiero wtedy nieco przywykając do nowego położenia i kiedy już wszystkie twarze odwróciły się od niego, skupiając się na nauczycielce mógł rozejrzeć się dyskretnie.
Pierwsza ławka przy drzwiach. Omega, dziewczyna o słodkim zapachu jak sok malinowy, filigranowej budowy i długich blond włosach ułożonych w fale, nie widział jej twarzy, bo zwrócona była do tablicy. W rzędzie pod ścianą na ostatnim miejscu tak jak on, siedział chłopak, był betą i pachniał dziwnie, bo jak zaprawa murarska albo glina, morko i ciężko. Jakaś nuta w tym zapachu podobna była do chłopaka z parkingu, a rysy twarzy i ciemne brwi sprawiały, że Franc pomyślał, że prawdopodobnie są braćmi. Widział jego profil o prostym nosie i bystrych jasnych oczach. Siedział rozwalony na krześle z łapami w kieszeniach i udawał, że słucha, ale między kosmykami jego włosów Franc dopatrzył się słuchawek. Był jeszcze jeden, w środku środkowego rzędu – młody alfa, niedominujący, pachnący jak trawa cytrynowa, kiedy patrzył na jego plecy w szarym swetrze chłopak nagle się odwrócił, patrząc prosto na niego znad ramienia. Jego zielone oczy patrzyły ciekawie, z zainteresowaniem, ale i czujnością spod ciemnych brwi i kosmyków ciemny blond włosów.
Czemu się na niego gapił to Franc nie wiedział, ale na pewno nie dlatego, że czuł jego zapach, o nie, Franc dobrze opanował zdolność maskowania się i nie zamierzał się w żaden sposób zbliżać do któregokolwiek z wilkołaków. Miał nadzieję, że nie było ich więcej niż ta czwórka, której zapachy poznał do tej pory, bo cztery to i tak dużo do unikania, tym bardziej, że trójka z nich była w jego klasie.
Spojrzał w okno ledwo hamując obnażenie w warknięciu zębów, bo chłopak pachnący cytrynową trawą nadal nie spuszczał z niego wzroku. Franc widział przez chwilę tylko jego oczy znad materiału swetra, więc ciężko mu było powiedzieć jaki konkretnie miał wyraz twarzy. Nie sprawiał wrażenie zagrażającego, ale patrzył zdecydowanie za długo. W końcu skupił się na nauczycielce mówiącej o literaturze anglikańskiej, a wtedy Franc spojrzał na alfę uważnie. Miał dziwną postawę, nawet beta z końca sali siedział dumnie rozwalony, ale alfa o silnym cytrynowym zapachu siedział przygarbiony, pochylony nad zeszytem, w którym zaczął coś bazgrać.
CZYTASZ
Jeunes Loups
WerewolfNastoletnie wilkołaki, to nie tylko burza hormonów młodzieńczych, ale i wilcze instynkty, potrzeby i przemiany. Jakby bycie zwykłym nastolatkiem nie było wystarczająco trudne...