Wrócił do domu zmęczony psychicznie. Z jednej strony miło mu się słuchało plucia jadem Jeremy'ego w stronę wszystkich koszykarzy, czyli wszystkich młodych wilkołaków płci męskiej. Z drugiej jednak strony okropnie im zazdrościł. Sam miał ochotę rozpędzić się, biec ile dusza zapragnie, tak by włosy nie opadały mu na twarz, nie przylepiały się do czoła o potu. Chciał bez krępacji pokazać ile potrafi, przegonić pyszałkowate wilkołaki, betę z łatwością, a z Williamem podrażnić się by po chwili zwycięsko go przegonić i zostawić daleko za sobą. Musiał jednak stwarzać pozory i wlec się na samym końcu z niemal rzygającym przez atak astmy kolegą.
Zaraz po obiedzie zdrzemnął się czując się zmęczony chyba właśnie niezmęczeniem. Obudziła go rodzina wybywająca na zakupy. Niran chciał by jechał z nimi, ale zaspany w wygniecionych ciuchach, w których spał stanął tylko w drzwiach swojego pokoju i spojrzał na niego ciężko, całym swoim ciałem mówiąc, że nigdzie nie jedzie. Złożył zamówienie na dwie paczki papierosów i cole, prosząc by je zakupiono i już po chwili został sam. Z okna swojego pokoju patrzył jak samochód znika za lipami. Dziwna cisza dzwoniła mu w uszach, więc z jednego z wciąż nierozpakowanych kartonów wyciągnął stary magnetofon i płyty. Będąc samemu pozwolił sobie na puszczenie na cały dom ulubioną płytę Mylene Farmer i odpalił papierosa, przestawiając porcelanową popielniczkę z stoliczka przy łóżku na parapet przy otwartym oknie.
Przygryzając między zębami papierosa podśpiewywał Desenchantee, układał książki na półce, które zaczął wyciągać z kartonów. Nie miał dużo rzeczy, większość to były ubrania i właśnie książki, trochę jakiś zapisanych kartek, które równie dobrze mógłby spalić, kilka bibelotów, stare słuchawki i konsole do gier, nic szczególnego. Wszystko to łatwo porozrzucał po pokoju w artystycznym lub też i nieartystycznym nieładzie. Ciuchów nie składał, nie chciało mu się, rozwiesił plakat nad łóżkiem, także ze swoją ulubioną artystką Mylene, przyczepiając go taśmą do białej ściany. Najdłużej zajęło mu odpowiednie ułożenie książek i płyt na półce, miał ich dużo, a za każdym razem coś w nowym ułożeniu mu nie pasowało. Przekładał i tasował podrygując do muzyki i wypalając kolejne papierosy, których popiół nie zawsze trafiał do popielniczki, a częściej na dywanik pod oknem.
Nagle kichnął czując znajomy zapach i przygryzł aż mocniej filtr papierosa. Odłożył nożyk, którym rozcinał karton i potarł nos. Najpierw pomyślał, że mu się tylko wydawało, jednak między wciąż dymiącym papierosem i jego zapachem doszła do niego nuta cytrynowa. Zawahał się, ale odsunął od siebie karton i wstał z podłogi, na której siedział od dłuższego czasu segregując płyty. Rzucił niby od niechcenia kilka książek na najwyższą półkę i wyciągając z ust papierosa podszedł do okna. Wyjrzał przez nie gasząc niedopałek w popielniczce.
Zobaczył go od razu. Kretyński szczeniak, pomyślał patrząc w stronę lipek zasłaniających zakręt dróżki. Pomiędzy tymi najniższymi drzewkami w cieniu tych większych stało wielkie zwierzę.
-Wilk – powiedział zabarwiając lekko głos zdziwieniem.
Nie był to zwykły wilk i Franc dobrze o tym wiedział. Był większy nawet jeśli nie było pełni, miał jasną gęstą sierść z ciemnym podszyciem i zielone czujne oczy w wielkim wilczym pysku. Wyczuł go, więc sam widok go nie dziwił, dziwiło go jedynie to jak ten chłopak może być tak głupi, by jeszcze przed zmrokiem pojawiać się tu i to tak zupełnie na widoku. Musiał udawać jednak zdziwienie, bo wrażliwe uszy wilkołaka na pewno wychwyciły jego głos z okna, co więcej pachnący trawą cytrynową zwierz przysiadł zadowolony pod lipkami, gapiąc się na niego jak William w ludzkiej formie gapił się z szkolnej ławki. Uważnie i długo.
Franc też na niego patrzył. Nie miał pojęcia co ten dureń tu robił i jaki miał cel w przyłażeniu pod jego dom. Czy był tu przypadkiem czy specjalnie? Chciał go nastraszyć, bo był dla niego niezbyt sympatyczny? Gdyby tylko jego ojciec tu był to pewnie by...
CZYTASZ
Jeunes Loups
WerewolfNastoletnie wilkołaki, to nie tylko burza hormonów młodzieńczych, ale i wilcze instynkty, potrzeby i przemiany. Jakby bycie zwykłym nastolatkiem nie było wystarczająco trudne...