6. Skarbeńku

113 9 49
                                    

7 dni później
Nastał wreszcie dzień akcji. Chłopcy w trzech grupach po dwie osoby o równej dziesiątej wyszli z "gniazda" i zaczęli "robotę". Wszystko praktycznie poszło po ich myśli, choć i tak czy siak nie raz musieli uciekać i chować się przed wścibskimi szkopami. Po całej akcji cała szóstka chłopców w jednym kawałku wróciła do "gniazda" gdzie czekała na nich reszta.

Z- melduję wykonanie zadania

O- jakieś straty?

Z- na szczęście nie

O- ładnie panowie, jestem z was dumny- powiedział, a na twarzach chłopców pojawił się uśmiech

Po ustaleniu bieżących spraw chłopcy byli "wolni". Razem wyszli na ulicę. Rudy szedł obok Tadeusza i cały czas ukradkiem na niego spoglądał. Okropnie zazdrościł temu całemu Władkowi, przecież Tadzio podoba mu się już od pierwszego dnia gimnazjum. Cały czas miał sobie za złe, że nie wyznał mu wcześniej swoich uczuć, a teraz może być już za późno. Prawda była też taka, że nawet teraz gdy wiedział o orientacji swojej sympatii to wciąż bał się odrzucenia, bo przecież Zośka mógł zwyczajnie nie odwzajemnić jego uczuć. Przyjaciele w końcu rozdzielili się i każdy poszedł w swoją stronę. Tadek szedł w miarę spokojnie, aż nagle poczuł na swoim policzku szybki całus, obrócił się a obok niego stał nie kto inny jak uśmiechnięty Władek.

W- serwus skarbeńku

Z- skąd wiedziałeś, że będę tędy przechodził?

W- nie wiedziałem, to czysty przypadek, że Cię tu spotkałem

Z- mhm...

W- to co chcesz porobić?

Z- ty coś wymyśl

W- może przejdziemy się do Ciebie?

Z- nie...

W- czemu?

Z- bo nie!

W- dobra... To może do mnie, mieszkam z bratem, ale on wyjechał na wieś

Z- chodźmy- rzekł, a Władek złapał go za rękę

Obaj panowie patrzyli sobie w oczy kilka dobrych chwil, aż Tadek odsunął się od swojego chłopaka.

W- o co chodzi?

Z- jak nie chcesz trafić do obozu to wstrzymaj się z czułościami- syknął wściekły na nieodpowiedzialność swojego chłopaka

W- wybacz mi skarbeńku

Z- chodźmy już- westchnął i udali się w stronę mieszkania Malinowskiego

Weszli do pokoju i młody mężczyzna rzucił się na Tadka i pchnął go na łóżko. Zaczął go całować, a jednocześnie rozpinać koszulę. Tadeusz przestał oddawać pocałunki i zaczął odpychać od siebie ręce swojego chłopaka, a gdy to nie pomogło kopną go ze średnią siłą kolanem w brzuch. Malinowski upadł na ziemię i zgiął się w pół.

W- co ty wyrabiasz?!- krzyknął wściekły

Z- odpychałem Cię, a ty dalej mnie dotykałeś! Gdybym Cię nie kopnął to byś mnie...- powiedział drżącym głosem

W- zgwałcił? Zdurniałeś?

Z- przed chwilą nie wiele brakowało- szepnął, a między nimi nastała niezręczna cisza, którą przerwał Władysław

W- ale mnie teraz boli- warknął i zaczął wstawać

Zośce zrobiło się szkoda ukochanego, nawet przestał się na niego gniewać, więc chciał pomóc chłopakowi, jednak gdy złapał go za przedramię ten odepchnął go mocno od siebie i uderzył z pięści w twarz. Tadek upadł na ziemię i instynktownie chwycił się za uszkodzony obszar, po jego twarzy spłynęła łza bólu. Władysław stał jak wryty i patrzył na swoje dłonie, nie mógł uwierzyć, że uderzył swojego skarbeńka. Z jednej strony czuł żal do siebie, że go uderzył, ale z drugiej strony musiał to zrobić, postanowił sobie, że to on będzie dominować w tym związku. Przykląk przed swoim chłopakiem i próbował zabrać ręce z jego twarzy, jednak ten się od niego odsunął i wstał chwiejnie.

Kamienie na szaniec- "Żyliśmy... Byliśmy jak kamienie, rzucane na szaniec"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz