Rozdział II

91 5 0
                                    

Obudził mnie uporczywy budzik. Rozciągnęłam się na łóżku i wyłączyłam go. Była 6.30. Wstalam z łóżka i podeszłam do okna. Otworzyłam je na max'a i poczułam, że zapowiada się piękna pogoda. Słońce już wychodziło na horyzont i zaczynało rozświetlać cały Nowy York. Wiatr był leciutki i ciepły. Kochałam pogodę późno wiosenną. To był najlepszy czas w roku. Nie było ani za ciepło, ani za zimno: pogoda idealna. Za dużo tego rozmyślania.- powiedzialam sobie w myślach i podeszłam do szafy. Zaczęłam szukać ubrań, które mogłabym założyć. Po chwilowym przeglądaniu, wyjęłam legginsy i koszulkę na krótki rękaw. Była to jedna z moich ulubionych, kupiłam ją gdy byliśmy z Kriss na wycieczce szkolnej. Pamiętam, że doradzała mi. Odeszłam od szafy i poszłam się ubrać. Zajęło mi to 10 minut. Weszłam do pokoju i wzięłam torbę z książkami i rzeczami potrzebnymi do szkoły. Zeszłam na dół i od razu zobaczyłam tatę, stojącego przed telewizorem. Nie chciałam ryzykować i pierwsza zaczynać rozmowy, bo nie wiedziałam czego się spodziewać. Na szczęście tata zaraz się odezwał. -Jak się spało kochanie? -Nie było w tych słowach ani trochę chamstwa czy smutku.

-Bardzo dobrze, a tobie? -Zapytałam sprawdzając jak zareaguje. Po chwili doczekałam się lepszej odpowiedzi niż sie spodziewałam. Nadal zastanawiałam się czy nie śnię.

-Mi także. Mam dla ciebie dobrą nowinę. Dostałem duże zlecenie do sławnej sprawy. Mam bronić bardzo bogatego mężczyznę. -tata mówił szczęśliwym głosem. Ja również się ucieszyłam.-To oznacza, że teraz będę miał dużo pracy, ale potem ci to wynagrodzę. Obiecuję. -posmutniał. Wiem, że po śmierci mamy ciężko mu było czasem łączyć pracę i dom. Starałam się nie sprawiać problemów i pomagać w domu w miarę możliwości. Usiadłam na krześle przy blacie kuchennym i zaczęłam jeść przygotowane przez niego kanapki. Po chwili podniosłam wzrok.

-Dziękuję, że się starasz. Rozumiem wszystko, przecież musimy z czegoś żyć. Nie jestem już malutka, że potrzebuję całodobowej opieki. -powiedziałam, ale w głębi duszy się cieszyłam. Będę miała spokojne przygotowania do imprezy. Kriss będzie mogła siedziec u mnie ile chce.

-Dziękuję, że to rozumiesz Ami. Widzę, że jesteś już dużą dziewczynką i mogę ci zaufać.

-Bezgranicznie -odpowiedziałam. Uśmiechnęłam sie do siebie gdy tata nie widział. Skończyłam jeść i pożegnałam się z nim. Zarzuciałam torbę na ramię i zaczęłam iść w stronę ulicy Kriss. Nie musiałam długo na nią czekać. Podeszła mnie od tyłu z złapała za biodra. Wiedziała, że tego nienawidzę. -I tak mi nie zepsujesz humoru- przywitałam się

-Nie mam zamiaru. -oznajmiła - A co spowodowalo taki świetny humorek ? - zapytała gdy zaczęłyśmy iść drogą do szkoły.

-No wiesz, okazja żeby mnie zaczął bardziej zauważać i tata dostał poważne zlecenie. -odpowiedziałam. -A tak, ty wiesz, że ja kocham twojego tatę. On robi najlepsze naleśniki na świecie! On pracuje jako prawnik, tak? -zapytała. Wiedziałam, że o tym wie, ale pewnie chciała się upewnić. Ona ma chyba jeszcze słabszą pamięć ode mnie. -Tak, tak prawnikiem. Wiesz co to oznacza?

-To o któtej mam przyjść? -zapytała z uśmiechem Kriss

-Najlepiej od razu po szkole. -oznajmiłam z jeszcze większym entuzjazmem. Nawet nie wiem kiedy, ale stałyśmy już przed szkołą. -Pani pierwsza -uśmiechnęła się do mnie Kriss

-Dziękuję milordzie -odpowiedziałam wybuchając śmiechem. Kriss również zaczęła się śmiać. Było tak idealnie...

Zadzwonił dzwonek i musiałyśmy pójść na lekcję. Pierwszą była matematyka. Ehh... jakoś przeżyłam te nudne gadanie. Po lekcji jak zawsze wyszłam z Kriss na hol i stanęłyśmy przy parapetach. -Idę kupić sobie bułkę w sklepiku. Idziesz ze mną? -zapytała. -Nie, idź sama, ja poczekam. -odpowiedziałam jej podczas wyciągania telefonu z kieszeni. Nagle... nie to chyba tylko mi się przewidziało. Staną obok mnie nie... to nie może być prawda! To prawdziwy Aspen! Nie mogłam uwierzyć. Tylko czego on ode mnie chce? -No hej śliczna.

Tylko pozory?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz