Rozdział III

108 7 5
                                    

Nogi się pode mną ugieły, więc podparłam się ramieniem o parapet. Zimno przeszyło moją rękę. Właśnie tego w nich nie lubiłam. Podniosław wzrok zatrzymując go na Aspenie. Stał kawałek odsunięty ode mnie. -Hej -Słyszałam niepewność w swoim głosie. -Co się stało, że podszedłeś? -zapytałam z nadzieją, że nie założył się z kolegami, tylko przyszedł bo mu się podobam. -Mer, o czym ty marzysz. On cię nie chce. -skarciłam się w myślach. Nie mogłam robić sobie nadziei, bo będzie bolało bardziej.

-Bo wiesz... w sobotę jest impreza u Celeste.

-Tak, wiem. -odpowiedziałam nadal nie wiedząc o co mu chodzi.

-Idziesz na nią?

-Tak. -Byłam zbyt zszokowana, aby wydukać coś więcej.

-A czy... chciałabyś pójść ze mną? -no nie. Tego to się na prawdę nie spodziewałam. Ale... co jeśli tylko się ze mnie nabija? Hmm... jego słowa były takie szczere.. może powinnam zaryzykować. Spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Chyba się zaraz rozpłynę.

-S-sama nie wiem. -zająkałam się. Na twarzy Aspena pojawił się szeroku uśmiech. A jednak się ze mnie nabijał.

-Nie bój się, to nie jest jakiś głupi zakład. Chciałbym po prostu pójść z jakąś mądrą i piękną dziewczyną. Pomyślałem o tobie... -zrobił słodkie oczy. Ahh.. chciałabym widzieć je codziennie.

-No dobrze. Pójdę z tobą. -w głębi duszy skakałam ze szczęścia. Ale na zewnątrz musiałam zachować powagę. Popatrzyłam na niego. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Promieniał.

-To może przyjadę po ciebie o 19?

-Będę czekać.

-Nie martw się, będę grzeczny. -posłał mi seksowny uśmieszek i odszedł. To co się wydarzyło nie jest prawdziwe... to wszystko sobie zmyśliłam. Pewnie moje zmysły już szaleją przed imprezą. Uszczypnęłam się. Nie. To nie był sen. To zdarzyło się naprawdę! Ciekawe czy coś między nami zaiskrzy... mam nadzieję. Mer! Miałaś tego nie robić! Robienie sobie nadziei przerwała stojąca przede mną przyjaciółka.

-Halo, pani Americo Singer, ziemia do pani. -wybuchła śmiechem. Posłałam jej uśmiech. -Czy to co widziałam przed chwilą, zdarzyło się naprawdę?

-Sama się nad tym zastanawiam. -oparłam głowę na łokciu.

-O czym rozmawialiście? -zapytała zaciekawiona jak zawsze.

-No wiesz, hej, hej, a potem...

-Co potem, co potem?- podkakiwała z podniecenia.

-No wiesz... poprosił mnie żebym poszła z nim na impreze do Celeste! - Kriss krzyknęła z radości.

-To cudownie! -klasnęła w dłonie. Wiedziałam, że jej szczęście, to również moje szczęście, a moje szczęście to również jej szczęście.

-To czym się tak przejmujesz? -zapytała widząc, że uśmiech zszedł z mojej twarzy.

-A co jeśli to wszystko jest tylko po to -zawachałam się - żeby złapać kolejną ofiarę plotek szkolnych? -zaczęłam szlochać. Na szczęście najbliższa osoba była kilka metrów dalej. Kriss przytuliła mnie mocno i szepnęła do ucha - Na pewno nic ci nie zrobi. On taki nie jest.

-Wiem, wiem. Ale nadal nie rozumiem; on taki przystojny i popularny w szkole, a ja szara myszka z 2c. -przytuliłam ją. Potrzebowałam tego. Bardzo.

-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.

-Mam taką nadzieję.

Naszą rozmowę przerwał dzwonek. Dopiero 2 lekcja, a ja już chciałam do domu. Nie mogłam się doczekać piątku... Chciałabym żeby mnie pocałował, albo przynajmniej przytulił na niej. Nie tam od razu iść do łóżka, ale może później.

-Ami! Drugi dzwonek już był. Chodź na lekcję. - pociągnęła mnie za nadgarstek w stronę sali 34. O nie! Fizyka. Najgorsza lekcja jaka mogłaby teraz być.

-Dzień Dobry! -usłyszałam panią Schreave.

-Dzień dobry- zawtórowaliśmy.

Reszta lekcji mijała strasznie wolno. Marzyłam tylko o tym, aby już wrócić z Kriss do domu. Dzisiaj był czwartek, czyli musimy wybrać wszystko do ubrania i zaplanować makijaż. Nigdy nie lubiłam robić wszystkiego na ostatnią chwilę. Niespodziewanie zdzwonił dzwonek sygnalizujący koniec lekcji.

Tylko pozory?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz