Rozdział VII

23 3 0
                                    

-To... od czego zaczynamy? -powiedział siadając na krześle przy łóżku. -Może od początku?
Po tych słowach przypomniała mi się sytuacja z przed chyba trzech dni. Tylko osoba się zmieniła. Spojrzałam w jego przenikliwie niebieskie oczy. One są śliczne! W porównaniu do moich zielonych, jego były perfect.
-Hej, słyszysz mnie? -zapytał James uśmiechając się szeroko i machając mi ręką przed oczami. Zachichotałam.
-Ale śliczne! -powiedziałam oglądając jego dłoń, którą przed chwilą ujęłam w swoje. Były na niej piękne, małe tatuaże. Na każdym palcu-jeden. Moją uwagę zwróciła sowa na palcu serdecznym.
-Jest piękna! -przyznałam.- Nie sądziłam, że lekarze mają tatuaże, a już na pewno nie w tak widocznym miejscu.
-Najwidoczniej zmieniam modę i stereotypy. -powiedział zabierając rękę i chowając ją, jakby nie chciał niczego pokazywać.
-Dlaczego je zrobiłeś? -nie dałam za wygraną. Chciałam się dowiedzieć. Nie wiem dlaczego, ale sądziłam, że są zrobione z jakiegoś powodu. Każdy ma swoją historię.
-Tak po prostu. -odpowiedział wymijająco. -Mieliśmy rozmawiać, a nie zajmować się moimi tatuażami Ami.
-A czy to nie jest rozmowa? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Zaczynał mnie irytować.
-Jezz Ami. Po prostu nie chcę o tym rozmawiać. -zrobił skwaszoną minę. -Porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład o twoich sprawach sercowych. -potarł ręce w geście zwycięstwa, ale tylko mnie tym zdenerwował. Wybuchłam.
-Skoro ty nie chcesz mi nic powiedzieć, to nie oczekuj tego ode mnie! -zaczęłam wrzeszczeć i gestykulować. A on siedział i patrzył na mnie z głupią miną. No nie no, przesadziłeś Bower.
-Wyjdź! -popatrzyłam na niego. Był zszokowany. Jednak wtedy mało mnie to obchodziło. Pragnęłam tylko zostać sama. Tylko.
-Jak sobie życzysz, królewno. -powiedział chamskim głosem wstając z krzesła. Nie patrzyłam na niego, bo bałam się, że jeszcze bardziej mnie zdenerwuje. Po chwili usłyszałam trzask drzwi od mojej sali. Odetchnęłam głęboko. Znowu. Znów miałam wybuch. Nie rozumiem skąd to się bierze. Nie chcę tego, zabierzcie to. Nie potrafię sama sobie z tym poradzić. Muszę porozmawiać z Kriss.
-Siostro! -krzyknęłam w stronę małego gabinetu po lewej stronie, w której siedziały dwie pielęgniarki. Jedna pisała coś w zeszycie, a druga korzystała z komputera, popijając kawę. Drzwi się otworzyły i weszła blondynka, średniego wzrostu, około 40 lat, to ta, która siedziała przy komputerze.
-Coś się stało? Źle się czujesz? -zapytała stając przy łóżku.
-Nie, wszystko w porządku. Tylko, czy mogłaby pani zobaczyć, czy jest moja przyjaciółka. Jeśli tak, to proszę ją zawołać.
-Dobrze. Zaraz wrócę.
Posłała mi pocieszający uśmiech, odwróciła się i wyszła. Odetchnęłam z ulgą i złością. Nie wiem co się ze mną dzieje. Sama siebie się boję. Kriss na pewno nie uda się opanować mnie na długo. Za dużo nas łączyło i za dobrze się znałyśmy. A ona sama nie miała podejścia do takich spraw. Nie, po stracie brata.
-Niestety nie ma. -usłyszałam głos pielęgniarki wchodzącej do sali. -gdy przyjdzie, to ją zawołam. A teraz odpoczywaj! -uśmiechnęła się i po chwili zniknęła za szklanymi drzwiami do pokoju pielęgniarek. Zamyśliłam się. Może to i dobrze, że jej nie ma. Będę miała czas na zastanowienie się. Dlaczego tak się stało? Dlaczego to ja muszę być chora, a nie ktoś inny? Nie potrafię tego wytłumaczyć. Zaraz... przecież wczoraj... była impreza u Celeste! Impreza roku, a mnie tam nie było! Mam przerąbane do końca szkoły! Ehh. Mój pech przerasta wszystkie inne. Aspen. No tak, Aspen. Pewnie gdybym tam była, to..
-Ami! Nie rób głupiego 'co by było gdyby'! -skarciłam się w myślach. Nie powinnam tak robić. Co się stało, to się nie odstanie. A Aspen... mam nadzieję, że niedługo go zobaczę. Chciałabym zobaczyć jego reakcję, gdy dowiedział się, że jestem w szpitalu. Jeżeli wogóle się dowiedział. Mam nadzieję, że Kriss mu powiedziała. Przecież wie, jak mi na nim zależy. Może go nie widziała. Może nie miała okazji z nim porozmawiać, a może wogóle o tym nie pomyślała. Ehh... mam nadzieję, że wie. Męczy mnie to. Muszę się przespać, aby przemyśleć wszystko racjonalnie. Tylko zdążyłam zamknąć oczy, a usłyszałam głos przyjaciółki wbiegającej do mojej sali wymawiającej moje imię. Rzuciła się na mnie i zaczęła tulić.
-Też cię kocham Kriss. -uśmiechnęłam się do niej gdy już odkleiła się ode mnie i usiadła na krześle.
-Wiem, wiem Ami. -mrugnęła do mnie- Opowiadaj jak się czujesz.
-Ehh... no... -sama nie wiedziałam co powiedzieć. Flirtuję ze swoim lekarzem, a później na niego wrzeszczę? O nie. Nie powiem o tym.
-Co się stało? Mów!
-Mówiłaś coś Aspenowi? -rzuciłam szybko, jakby te słowa nie powinny być wypowiedziane. Jednak musiałam coś powiedzieć.
-Nie, a powiedzieć? -zapytała podnosząc brew.
-Mogłabyś.
-No dobra, dobra. Nie złość się.
-Nie złoszczę się, tylko mogłabyś czasami myśleć! -zaczęłam podnosić głos. Uspokuj się Ami, uspokuj się. Walczę. Jednak teraz tą walkę przegrałam.
-Nie złościsz się? To przestań na mnie krzyczeć! -Kriss też podniosła ton głosu. Zdenerwowała się.
-Nie będziesz mi rozkazywać! -teraz już krzyczałam. Nie potrafię z tym walczyć. Nikt nie może mi z tym pomóc. Zostałam sama. Moja przyjaciółka wybiegła trzaskając drzwiami. Co się ze mną dzieje... Właśnie nakrzyczałam na najbliższą mi osobę. Dlaczego? Bo spodobał mi się jakiś chłopak. Ale ja jestem płytka. Jak ja ze sobą wytrzymuję, to ja nie wiem. Chyba popadnę w depresję... albo już mam coś z głową.
-Panno Singer, mam pani wypis. -do sali weszła pielęgniarka uśmiechając się szeroko. To ta sama, która ze mną wcześniej rozmawiała.
-Jak to? -zapytałam zbita z tropu- przecież Jamie miał mi wszystko wytłumaczyć. Ja nawet nie wiem dokładnie co mi jest! -ahh ten głupi Jamie. Flirtował, a nie powiedział co mi jest. Jednak może nie jestem aż taka głupia.
-Przecież doktor siedział tu z panią. To o czym rozmawialiście? -przygryzłam wargę. Jak tu się z tego wyplątać? Pielęgniarka stała przed łóżkiem, na którym leżę i trzymała w rękach jakąś kartkę. Zapewne mój wypis. -Zresztą nieważne. Sama mogę ci to wytłumaczyć. Ojć.. przepraszam. Pani wytłumaczyć.
Zakryła ręką usta, a ja zaczęłam się śmiać. Nic nie odpowiedziałam, więc usiadła na krześle.
-Więc masz chorobę serca. Podzielę ci to na dwie części; dobrą i złą. Którą wybierasz pierwszą?
-Dobrą! -odpowiedziałam radośnie.
-A więc nie będziesz ćwiczyć na wychowaniu fizycznym do końca roku. Tyle z dobrych wiadomości. Teraz złe. -aż tak dużo ich będzie? Oh.-Musisz zażywać codziennie tabletki. -powiedziała z naciskiem na musisz-W trakcie śniadania.-przytaknęłam. Oj ja sierota- Twój tata dostał już receptę. Dalej. Co tydzień przychodzisz do szpitala na przegląd. Jeżeli twój stan będzie się poprawiał, wizyty będą żadziej, a później raz na rok. -Huraa! Co tydzień chodzić do tego cholernego szpitala. Każdy nastolatek o tym marzy, a w szczególności ja. -Tak ogółem, to nie jest strasznie poważna wada. Jednak gdy jesteś aktywna fizycznie, lub stresujesz się, możesz czuć ból w klatce piersiowej, dostać drgawek lub tak jak się stało zemdleć. To jest częste. Z tych mniej popularnych, to ból głowy, ból brzucha i bóle kości.* To wszystko. Możesz zbierać się do domu. Odwzajemniłam uśmiech, który posłała mi pielęgniarka.
-To twój wypis. -podała mi kartkę, którą trzymała wcześniej w rękach.
-Dziękuję. -nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła i wyszła. Odłożyłam kartkę na szafkę stojącą obok i zaczęłam się pakować. Czyli to nie jest takie poważne. Trochę szybko. Może James się na mnie wkurzył i postanowił wcześniej mnie wypisać. Powinnam się cieszyć...
*Nie znam się na tym zupełnie, wymyślane na poczekanie.

Tylko pozory?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz