Rozdział IV

68 6 2
                                    

-Hej! -odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą do mnie przyjaciółkę. -Gdzie uciekasz? Już o mnie zapomniałaś? -zaśmiała się.

-Coś ty! -posłałam jej uśmiech -Czekałam na ciebie. -odparłam.

-No dobra, dobra. -odpowiedziała. Jednak mój wzrok powędrował na przechodzącego Aspena. Gdy był obok mnie mrugnął i się uśmiechnął. Jego piękne, zielone oczy sprawiły, że odpłynęłam. Gdy powróciłam do świata, stać mnie było tylko na skromny uśmieszek. Nim zdążyłam się obejrzeć jego już nie było. -To musi być miłość- odparła Kriss, na co tylko się zaśmiałam. Podała mi moją kurtkę i zaczęłyśmy iść do wyjścia. Chwilę później byłyśmy już przed szkołą. -Do zobaczenia Ami. -odparła i zaczęła się oddalać

-Miałaś przecież iść do mnie! - powiedziałam robiąc słodką minkę.

-Dzisiaj dzień sprawdzianów!- wybuchnęłyśmy śmiechem i wróciła do mnie. Wzięłyśmy się pod rękę i zaczęłyśmy iść w stronę mojej ulicy. Mój dom nie jest bardzo oddalony od szkoły, więc po 15 minutach byłyśmy już przy schodach. Jednak coś mnie zdziwiło... samochód taty stoi przed domem? Przecież powinien być w pracy. Nie patrząc na przyjaciółkę, szybko wbiegłam po marmurowych schodach i otworzyłam drzwi. Niczego dziwnego nie zauważyłam.

-Tato! Tato! Jesteś w domu? -zawołałam na cały dom. Po chwili usłyszałam odpowiedź pochodzącą z sypialni ojca.

-Tak Mer. Chodź na górę. -nie zastanawiając się zaczęłam wchodzić po schodach. Gdy byłam już na przed ostatnim zobaczyłam, że ktoś jest w łazience. Jednak nie zwracając na to uwagi weszłam do pokoju. Wszystko wydawało się być normalne. Łóżko stoi tu gdzie wcześniej, biurko też... to o co chodzi?

-Co się stało, że nie jesteś w pracy? -zapytałam taty siedzącego na krześle przy biurku w swoich okularach. Jak zawsze przed stosem papierów. Takie życie pracującego.

-Wróciłem tylko po kilka teczek, bo zapomniałem na konferencję. Zaraz już mnie nie będzie. - Wiedziałam, że coś jest nie tak. Ale nie wzięłam tego do siebie. Uznałam, że to tylko mój wymysł. Pewnie szukam dziury w całym.

-No dobrze. Chyba muszę ci kupić leki na sklerozę. -zaśmiałam się. -to idź już, bo się spóźnisz. -zrobiłam dziubek i pokazałam gestem, że idę na dół. Jak się okazało, Kriss bawiła się z moim chomikiem na kanapie w salonie.

-Adolf się mną zajął, nie martw się.-powiedziała i zaczęła mówić do niego. Po chwili powiedziała kierując się do mnie. -Coś się stało?

-Nie. Tata po prostu zapomniał jakiś papierów. -usiadłam na kanapie obok nich.

-Nie chcę być dorosła. - powiedziała Kriss i wybuchnęłyśmy śmiechem.

-No niestety, to od nas nie zależy. -po powiedzeniu tego, usłyszałam kroki. Jednak to nie była jedna osoba. Czyli moje podejrzenia nie były bezpodstawne. Przed nami stanęła jakaś kobieta. Była bardzo ładna. Coś nieco ponad 30 lat, długie, proste blond włosy i lekki makijaż. Była ubrana w niebieską, prostą sukienkę do kolan. Po chwili usłyszałam głos ojca.

-Ami, to jest Marlee, moja sekretarka. Marlee, to moja córka America. -powiedział patrząc raz na mnie, raz na kobietę. Trochę zdezorientowana podałam jej niepewnie dłoń i uścisnęłam ją. Spojrzałam na tatę, który jak się okazało patrzył mi w oczy. Potrafiłam w nich dostrzec... nie,może mi się coś uroiło... pewność siebie?! Od kiedy tata jest pewny siebie! Od śmierci mamy zawsze wtapiał się w wir pracy i jak mi się wydawało nie miał szczęśliwych uczuć. Oderwał wzrok i spojrzał na sekretarkę.

-To my już pójdziemy. Nie wychodź dziś nigdzie. Do zobaczenia. Do widzenia Kriss.

-Do widzenia. -odpowiedziała przyjaciółka nadal bawiąc się z chomikiem.

-Pa tato. -pocałowałam go w policzek. Marlee już wyszła, a ojciec odwrócił się na pięcie i podszedł do drzwi. Jeszcze przed złapaniem za klamkę odwrócił się i życzył nam miłej zabawy. Po chwili już go nie było. Kriss odezwała się pierwsza.

-Ta Marlee wydaje się być spoko.

-Nie sądzę.-naprawdę tak było. Od początku dziwnie się zachowywała. A co jeśli to ona była wtedy w łazience? Nie,to na pewno nie jest prawda. -Skończmy już temat Marlee i zajmijmy się poważnymi sprawami. Chowaj Adolfa i idziemy na górę. -powiedziałam poważnym głosem, więc się roześmiałyśmy. Chciałam trochę usunąć tą napiętą atmosferę wywołaną przez sekretarkę mojego ojca. Chrzanić ją. Przed nami ciężki wieczór.
~Mam do was pytanie. (Może ktoś odpowie) Co sądzicie o Marlee? ~

Tylko pozory?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz