Rozdział 1

62 3 50
                                    

To był ciepły wieczór. Ostatnie promienie słońca wpadały do kameralnej sali na piętrze warszawskiej kamienicy. Jasne ściany pomieszczenia przejmowały pomarańczowo-różowe odcienie z zewnątrz, otaczając ciepłem dyskutujących ludzi. W znacznej odległości od wejścia stał szwedzki stół, przy którym kilkoro mężczyzn wybierało przekąski. Każdy z nich był ubrany w taki sam sposób; szara koszula, czarne spodnie i krawat.
Jeden z mężczyzn zdawał się zupełnie niezainteresowany wydarzeniem. Można było odnieść wrażenie, że przyszedł tu tylko po to, aby najeść się za darmo, a nie poszerzać towarzyskie horyzonty. Uniósł kąciki ust, biorąc już trzeci kieliszek czerwonego wina, które spożywał tego wieczoru. Chwycenie kieliszka zawsze wiązało się z przyjemnym dreszczem na plecach. Odwrócił się odgarniając czarne włosy za ucho. Nadszedł czas udawania, że przyszedł tutaj rozmawiać.

Jako reprezentant niemieckiego ugrupowania narodowego musiał się jednak pokazać od dobrej strony. On i kilku innych delegatów spotkało się dzisiaj z przedstawicielami Młodzieży Wszechpolskiej, aby zacieśnić więzi między sobą. Hierarchie tych dwóch grup miały się połączyć, zapewniając sobie wzajemnie nowe możliwości. Wstępne warunki zostały już uzgodnione miesiące wcześniej. Oprócz aktywnych członków ugrupowań zaproszonych zostało również kilkoro byłych, ale zasłużonych członków. I to był powód, dla którego miłośnik wina zjawił się na tym bankiecie. Liczył na spotkanie jednej, bardzo bliskiej jego sercu osoby. W prawdzie nie znali się, ale mogło się to niedługo zmienić.
Zrobił kilka wyważonych kroków w kierunku środka sali, ostrożnie wymijając konwersujących kolegów. Zmierzył wzrokiem pomieszczenie. Dałby sobie rękę uciąć, że widział ją kątem oka podczas przemówienia. Stuknął palcem w kieliszek. Musiała gdzieś tu być. Może stoi tyłem? Spokojnie, zrób kółko, powoli, przyjrzyj się każdemu. Widział dziś dużo nowych twarzy, ale żadna z nich nie była tą, którą pragnął ujrzeć najbardziej. Dreszcz na jego plecach zmienił się w zimno, przechodzące aż do karku. Chyba starał się o uwzględnienie na liście gości na marne. Wrócił powoli do bufetu. O ile nie zechce mu się rozmawiać z kimś innym, to zostaje mu już tylko picie wina.

Kiedy młody pijaczyna postanowił już pogodzić się z porażką, do sali wszedł średniego wzrostu mężczyzna. Serce czarnowłosego podskoczyło w piersi. Jednak był dziś obecny. Wyprostował się. Musiał zrobić jak najlepsze pierwsze wrażenie kiedy podejdzie. Popraw krawat. Ktoś inny do niego podszedł. Cholera. No dobra, to nie zajmie długo. Odszedł od stołu, kierując się do okien. Słońce już zaszło. Trochę tu siedział. Obejrzał się przez ramię. No idź już.

-Cześć, Alex.

Czarnowłosy usłyszał niemiecki głos obok ucha. Poważnie, miałeś cały wieczór i teraz ci się zachciało rozmawiać?

-Cześć. - odpowiedział z uśmiechem, ściskając dłoń kolegi z grupy. - Jak ci mija wieczór?

-A wiesz no, nie najgorzej, ale mogło być też lepiej. Szczerze mówiąc, nie myślałem, że cię tu spotkam.

-Wiesz jak to jest. - zlustrował mężczyznę ogolonego na zero. - Życie bywa przewrotne i takie tam.

Drugi mężczyzna otworzył usta, aby zacząć kolejny temat, jednak powstrzymał się w trakcie. Alex uniósł brwi, patrząc na wyższego od siebie partnera rozmowy. Ten z kolei kilka razy tupnął w podłogę czubkiem buta i spojrzał w bok.

-A co u twojego chłopaka?

-A tam - Alex machnął ręką - po staremu. Czyli nic.

Spojrzał w bok i uśmiechnął się ukazując zaostrzone kły. Wyczekiwany gość został sam. Alex pogładził swój zarost w stylu koziej bródki i powiedział do znajomego:

-Dobra, chętnie bym tu z tobą trochę postał i w ogóle, ale chciałbym jeszcze z kimś zamienić kilka słów. Także do następnego.

Przejechał opuszkami palców po jego dłoni i odszedł, zostawiając rozmówcę z zimnym dreszczem.

[Bosak x OC] Imię naszej miłości pozostanie nieskalaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz