Rozdział 2

60 4 42
                                    

Minął miesiąc. Szczęście w nieszczęściu, że politykowi udało się ostatecznie wyrwać wieczór ze swojego harmonogramu. Na samą myśl o spotkaniu robiło mu się zimno. Nie powinien tego robić. Oj nie. To się odbije na jego pracy. Mimo to, nie potrafił zmusić się do odwołania go. Zobowiązał się do czegoś i słowa dotrzyma. Dodatkowo od czasów rozmowy telefonicznej nie zamienili słowa na temat inny niż spotkanie, co sprawiło, że Krzysztof czasem zastanawiał się, co ksiądz ma mu do zaproponowania. Nie miał już tyle wspólnego z Młodzieżą Wszechpolską co kiedyś. Może jego grupa stara się wybić politycznie w jakiś sposób? Połączyć się z większą ilością ugrupowań? Zawsze będzie mógł po prostu wyjść.

Alex z kolei już tydzień przed umówionym spotkaniem nie mógł usiedzieć w miejscu. Bardzo chciał podzielić się z chłopakiem, że w końcu znalazł partnera do dywagacji nad tym, dlaczego imię Hitlera pozostanie nieskalane, ale nie mógł. Wyszłoby wtedy na jaw też to, że wznowił kontakt ze starymi znajomymi. A to by było bardzo nietaktyczne.

Ksiądz zapiął guziki czarnej koszuli, przeglądając się w lustrze przy wyjściu z łazienki. Zazwyczaj nosił je w trakcie pracy, ale jeżeli nie włoży się do niej koloratki, to na prywatne wyjście również się nada. Cóż, tak czy inaczej nie miał za wiele innych ubrań, nie licząc kilku t-shirtów i koszul w kwiatki, które nadawały się jedynie na randkę w klubie gejowskim, a nie poważne spotkanie. Jeszcze tylko spryskał się wodą kolońską i wyszedł z pomieszczenia, gasząc światło. Jego chłopak był jak zwykle w pracy, więc mógł wyjść odwalony bez przepychanek słownych.

Dojechanie do Warszawy zajęło mu parę godzin, ze względu na jakże niezawodne koleje polskie, ale jego duch pozostawał spokojny. Specjalnie pojechał wcześniej. Było dopiero popołudnie, do wieczoru miał jeszcze kilka godzin.

Po spożyciu obiadu w popularnej sieci fast foodowej pojechał autobusem na miejsce spotkania. Kiedy tam dotarł, oparł się o ścianę pobliskiego budynku, odblokowując telefon. Żadnej wiadomości od Bosaka, znaczy spotkanie nadal aktualne

***

Słońce powoli zachodziło. Ciepły wiatr czochrał długie włosy księdza, które ten musiał co jakiś czas odgarniać z twarzy. Pogładził brodę. Już niedługo. W sumie, to miał ochotę zapalić. Rzadko to robił, ale jak była okazja... Albo nie, bo będzie śmierdział. Spojrzał na swoje odbicie w witrynie sklepowej we wnętrzu małej kamienicy. Trochę mu się schudło. Szczególnie było to widać na nogach. Jak tak spojrzał, to uznał to za plus. Dysproporcja między szerokimi ramionami a wąskimi biodrami była jeszcze bardziej widoczna, a uda nie psuły tej smukłości. Rozruszał nogi. Czuł mrowienie spoglądając na zegarek. Przeszedł go dreszcz. Nie spierdol tego.

Po dłuższej chwili, idealnie na umówioną godzinę, zaczepił go Krzysztof Bosak. Alex od razu poczuł woń jego lekkich perfum. Zapach korzenny mocno wybijał się na tle świeżego powietrza.

-Szczęść Boże - powiedział polityk, lekko się pochylając.

Na to powitanie Alex uśmiechnął się, a w jego oczach dało się zauważyć jakby błysk.

-Dobry wieczór. Pozwól za mną - nachylił się na moment, a potem poszedł wzdłuż chodnika.

Polityk nie mówiąc nic dotrzymał mu kroku. Zmarszczył brwi. Dlaczego ksiądz nie odpowiedział tym samym na przywitanie? Chyba powinien. Nie miał zbytnio czasu się nad tym zastanowić, bo Alex postanowił nie dopuszczać niezręcznej ciszy między nich.

-Mam nadzieję, że lokal, który wybrałem nie będzie zbytnim problemem - spojrzał na Krzysztofa, który szedł obok niego.

Polityk był ubrany w jasną koszulę oraz ciemne spodnie, bardzo dobrze. Znaczyło to, że nie brał tego spotkania aż tak na poważnie, żeby wzbudzać podejrzenia. Oczywiście nie mogło zabraknąć czarnych okularów. Szybko stał się osobą dużo bardziej rozpoznawalną i chodząc swobodnie po mieście mógł zostać zaczepiony przez tłumy gapiów. Chociaż jeżeli Alex miałby być szczery, to spełniały one swoją funkcję mało efektywnie.

[Bosak x OC] Imię naszej miłości pozostanie nieskalaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz