| 1. Sieroty na wyspie |

344 19 9
                                    


 
Z tego co mi wiadomo, mnie i moją siostrę znaleziono gdy byłyśmy dziećmi. Porzuconą małą trzylatkę z niemowlakiem na rękach przy drodze nie daleko Buenos Aires w Argentynie.

Byłam niestety zbyt mała, by pamiętać kim jesteśmy, dlaczego tam się znalazłyśmy i gdzie byli nasi rodzice. Nie wiedziałam niczego o naszym pochodzeniu.

Rzeczowym śladem naszej przeszłości to komplet rosyjskich matrioszek oraz pierścień na łańcuszku. Matrioszki bardziej dawały o sobie znać, że mają już ładne parę lat. Czerwona farba z matrioszek wyblakła, a boki porysowane. Ale to i tak najcenniejsze rzeczy, jakie posiadamy.

Chociaż niczego nie pamiętam o naszych rodzicach, kim byli ani dlaczego nas tam zostawili, nigdy nie czułyśmy się jako sieroty. Nie płakałyśmy, nie byłyśmy smutne czy zazdrosne, bo nie dosrastałysmy w takich warunkach jak inne dzieci. Nie dorastałśmy w sierocińcu lub innym podobnym miejscu... bo wychowałyśmy się w prawdziwym raju na ziemi.

Dorastałam razem z siostrą na terenie bardzo niezwykłej szkoły mieszczącej się na odosobnionej tropikalnej wyspie na samym środku oceanu. Ktokolwiek nas znalazł właśnie w to miejsce nas zabrał. Wyspę stanowiącą siedzibę organizacji VILE.

Piękne miejsce. Plaża ciągnęła się w nieskończoność, a wysokie palmy rosły na początku piastczystego terenu. A piękne błękitne morze mieniło się w słońcu niczym diamenty. A w zielonej strefie wyspy można było znaleźć wspaniałe rzadko spotykane kwiaty.

Czasem z siostrą bawiłyśmy się, że jesteśmy królowymi tej pięknej wyspy... Nie wiadomo gdzie położonej.

Osoba która nas znalazła musiała pracować dla VILE. Zamiast oddać nas do pierwszego lepszego przytułku, zabrał nas ze sobą na wyspę, gdzie naszym wychowaniem zajęło się grono nauczycielskie. Podobno do dobrego wychowania dziecka potrzeba całej wioski. Z mojego doświadczenia mogę stwierdzić, że piątka nauczycieli starczy.

Akademia była wielka twierdzą z szarego kamienia, smukła i nowoczesna. Niektórzy mogli uznać te wszystkie ostre kąty i krawędzie za złowrogie. Gdybym wtedy lepiej zrozumiała świat, pewnie też bym się zgodziła.

Ja i siostrzyczka mieszkałysny w nie wielkim pokoju z dala od części akademii. W odróżnieniu od siostry ja starałam się być grzeczna i nikomu nie przeszkadzać. Często mi opowiadała co się dzieje na zajęciach. W końcu i ja sama na własne oczy zobaczyłam te lekcje. Chciałam wtedy być na miejscu tych uczniów.

Prosiłyśmy, blagałysmy abyśmy mogły się uczyć. Ale odpowiedź zawsze była taka sama.

— Dorośnięcie to dołączycie. Na razie musicie sobie poczekać.

Siostrzyczka wiele razy nie mogła pogodzić się z taką odpowiedzią. Uparciucha. Naszą edukacja nie poszła w las. Zajmowały się nami na zmianę różne opiekunki. Z różnych zakontów świata. Dzięki temu biegle nauczyłyśmy się języków i kultur. Chociaż w ten sposób mogłyśmy poznać świat.

Jedna z niani podarowała nam kiedyś w prezencie mapę świata. Powiesiła ją nad komodą pomiędzy naszymi łóżkami. Często wodziłyśmy palcami po konturach kontynentów i marzyłyśmy wspólnie o zwiedzeniu ich wszystkich.

Oczywiście jako małe dziewczynki nie mogłyśmy latać samolotami czy pływać promami. Obiecałam siostrze, że gdy będę jeszcze starsza zabiorę ją w te wszystkie miejsca. Na razie mogłyśmy tylko marzyć.

Jednak to nas nie powstrzymało w dalszym podglądaniu zajęć. Szybko się zorientowałyśmy, że jesteśmy tu jedynymi dziećmi. A rozmowy studentów i tereści zajęć dowiedziałyśmy się prawdy.

VILE była szkoła dla złodziei. Sekretną organizacja przestępczości.

Ich zasięgi złodziejskie działały w każdych krajach. Nie było skoku, którego by się nie podjęli. Na pierwszym miejscu stawiali na dyskrecję. Nikt z świata zewnętrznego nawet by nie pomyślał o takiej działalności.

A tu proszę my dwie dorastałyśmy jej sercu.

|•|•|•|•|

Dopóki nie osiągnełyśmy odpowiedniego wieku musiałyśmy sobie znaleźć nowe zabawy dla zabicia czasu. Psoty i figle były mojej siostry drugą naturą. Choć ja też je lubiłam to nie żyłam nimi dwadzieścia cztery na siedem jak ona.

Dużo bardziej interesowało mnie dostojne życie. No wiecie, strasznie kosztowne ubrania, przyjęcia, fortepian lub skrzypce w tle. Takie zabicie czasu wydawało się dla mnie niczym bajka. O modzie to ja nawet już nie wspomnę. Czuje się niczym ryba w wodzie otoczona cudami mody.

A wszystko zaczęło się gdy minęło mniej więcej pięć lat odkąd ja i siostra byłyśmy na wyspie. To wtedy odważyłam się podejść do mojej ikony mody. Znalazłam ją w jej sali. Patrzyła z błyskiem w oku na piękną starą suknie.

Była tak nietypowa tak niepowtarzalna, że bez pukania i ostrzeżenia wbiegłam tam skanując suknie z każdej możliwej strony. Kiedy chciałam jej dotknąć, czarna rękawiczka wyjęła mnie z amoku. Spojrzałam lekko przerażona w górę na kobietę o ciemnej skurze.

Hrabina Cleo. Właśnie ona była moja ikoną. Ikona mody.

— Nie grzecznie jest wchodzić bez pukania moja droga. W dodatku ty tu wręcz wpadłaś. — upomniała mnie lekko przewracając oczami.

— Przepraszam, nie chciałam być nie miła. — nie pewnie popatrzyłam jej w oczy wbijając paznokcie w rękę aby się nie popłakać. Na starcie straciłam swoją szansę na bliższe poznanie Hrabiny Cleo.

Egipcjanka spojrzała na suknie i z sama z siebie opowiedziała mi skąd się tu znalazła. Jeden z agentów ją tu dostarczył. Należała do Maria I Tudor, córki byłego króla Anglii Henryka VIII.

Zachwyciłam się tym faktem. Bo skoro jej tata był królem to ona była księżniczka. Sama myśl, że ja bym mogła nosić taka sukienkę która kiedyś spoczywała na niej była magiczna.

— A czy jest... taka szansa... aby mnie pani nauczyła jak zostać księżniczką? — spytałam wtedy maślanymi oczami.

Hrabina zastanowiła się chwilę. Aż w końcu uśmiechnęła się lekko i poklepała mnie pogłowie zgadzając się. I tak oto nawiązałam bardzo siła więź z jedną z moich opiekunów.

|•|•|•|•|

Pamiętacie jak mówiłam, że moja siostra jest istnym łobuzem. Jednak nie wiedziałam jak wielkim.

Co roku pierwszego grudnia na wyspę przypływa jacht. A na nim tylko dwie osoby. Siwiejący kapitan oraz stylowa pani w średnim wieku - Cookie Booker. Pani Booker jest księgowa VILE, a także dobra koleżanka Hrabiny Cleo. Przyjemnie mi się z nią piło herbatkę. Co roku przywoziła osobiście dysk twardy, którego kopiowała na serwery akademii.

Na ironię losu najbardziej na świecie - przynajmniej tak mówią - nie nawiedzi wody. A przybywa tu właśnie na jachcie.

Siostra właśnie z tym faktem umiliła wizytę pani Booker. Napełniła balony z wodą i celowała prosto na księgowa. Kapitan widząc zamieszanie zaczął ścigać moją siostrę.

Siedziałam wtedy na schodach gdy nagle siostra wparowała do środka szkoły, a za nią ledwo biegnący kapitan. Mała jednak nie zauważyła znaku z "Uwaga! Ślisko!" Przez co się przewróciła na posadzkę. Kapitan stanął nad nią z gniewem w oczach.

Już byłam blisko, by pomóc młodszej, lecz w tej chwili zatrzymała mnie czyjaś dłoń. Trenerka Brunt.

— Jakiś problem? –  spytała stojąc za kapitanem. Przywaliła mu z prawego sierpowego.

Coś wyleciało z jego kieszeni i poleciało prosto pod moje stopy. Telefon. Prawdziwy Telefon. Na wyspie jest surowy zakaz posiadania jakich kolwiek urządzenii elektronicznych.

Schowałam szybko telefon do kieszeni. Później pokazałam go w pokoju siostrze. Jedyne co dało się na nim robić to tylko dzwonić i pisać. Nie było możliwości ściągnięcia głupich gier albo obejrzenia śmiesznych filmików z kotami.

Z chytrym uśmiechem mała schowała urządzenie do największej matrioszki. Spędził tam sporą większość czasu.

 

¹Nie Powinieneś Komplikować Mi Myśli¹ |Graham Calloway|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz